29 marca 2022

Walka o dzieci

Co sekundę jedno dziecko z Ukrainy staje się uchodźcą. Tę informację 15 marca, czyli w 20. dniu wojny, przekazał James Elder. Rzecznik prasowy UNICEF w krótkim komunikacie poinformował również, że 1,5 mln dzieci zostało zmuszonych do ucieczki z ogarniętego wojną kraju. A liczby cały czas rosną. Oto sytuacja nieletnich uchodźców, którzy znaleźli się w Polsce, w relacji Urszuli Wolińskiej-Kułaj.

fot. Karolina Bartyzel

Zmarznięte, odwodnione, wycieńczone podróżą i wielogodzinnym staniem w kolejce do przekroczenia granicy wreszcie przechodzą na bezpieczną stronę. Na tym nie kończy się jednak ich droga. Za rękę z mamą czy babcią idą dalej. Tata, wujek, dziadek zostali. Walczą. Mówią, że przede wszystkim o przyszłość dzieci. Większość matek wie, gdzie chcą dotrzeć, w Polsce mają bliskich, którzy pracują tu od lat. Należy się jednak spodziewać, że kolejne fale uchodźców to w zdecydowanej większości będą ludzie bez planu.

Spadające bomby i ostrzały, zabici… Nawet przebywanie w schronie może wywołać ogromną traumę. W warszawskim Szpitalu Dziecięcym im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza trzy czwarte pacjentów Oddziału Pediatrycznego to ukraińskie dzieci (dane z 10.03.2022 r.). Jedną z pierwszych pacjentek po 24 lutego była Alicia, miała napady lęku i paniki. Lecz gros maluchów cierpi na dolegliwości wynikające po prostu z długiej podróży: gorączkę, zapalenie płuc i oskrzeli.

Problem stanowi przede wszystkim bariera językowa. Jestem z trochę starszego pokolenia i język rosyjski miałam w szkole, więc się dogadam, natomiast młodsze pokolenie, np. moje rezydentki, mają trudność z porozumieniem się – przyznaje Aneta Górska-Kot, ordynator Oddziału Pediatrycznego. – Opiekunowie tych dzieci najczęściej nie mówią w żadnym języku poza ukraińskim. Biegunka czy katar to nie kłopot, gorzej, gdy w grę wchodzą choroby przewlekłe. Przyjechała niedawno dziewczynka z zespołem nerczycowym, bardzo trudnym do leczenia, dostaliśmy karty informacyjne pisane cyrylicą. Szczęśliwie matka trochę zna angielski, była zorientowana w chorobie, ale zdecydowana większość opiekunów nie ma pojęcia, na jakim etapie leczenia jest dziecko.

Kolejną kwestią są szczepienia. Dzieci z Ukrainy zazwyczaj są nieszczepione. Jeśli będą przebywały w Polsce dłużej niż trzy miesiące, zostaną objęte obowiązkiem wykonania szczepień zgodnie z Programem Szczepień Ochronnych, podało 8 marca Ministerstwo Zdrowia. Oczywiście, opieka medyczna dla małych uchodźców jest bezpłatna. Placówka przy ul. Niekłańskiej dodatkowo prowadzi zbiórkę rzeczy dla pacjentów i ich opiekunów. Przyjmowane są piżamy, butelki ze smoczkiem, szampony, ręczniki, szlafroki.

Nie wiemy, jak potoczy się wojna, z każdym dniem potrzebujących pomocy dzieci może być więcej, mogą być też ranni. – Pewnie w pierwszej kolejności przyjmowalibyśmy rannych, bo jesteśmy szpitalem w pewnym sensie urazowym. Poza pediatrią mamy chirurgię, ortopedię, neurochirurgię, a to są trzy podstawowe oddziały do opieki nad dziećmi z wypadków – mówi Aneta Górska-Kot. Leczyć ciało to jedno, ale specjalistom zapewne przyjdzie mierzyć się z problemami emocjonalnymi maluchów, z urazami psychicznymi. Lekarka zasugerowała, że pierwszy krok należy wykonać już teraz. – Nie mamy możliwości kadrowych, tylu psychologów i psychiatrów. Myślę, że warto przygotować np. książeczkę, dziesięciokartkową, z poradami specjalistów, co może mama czy opiekun zrobić, żeby zmniejszyć u dziecka traumę powojenną. Taki skrócony poradnik w języku ukraińskim i rosyjskim rozdawany jeszcze na granicy.

Fot. Karolina Bartyzel

Do Polski przybywają także dzieci z pieczy zastępczej. Pomaga im m.in. Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce, które działa w Polsce od 37 lat. Do Siedlec przyjechały dwie grupy. Pierwsza na początku marca. 23 dzieci z opiekunami ewakuowano z Kijowa, gdy w rejonie trwały już intensywne walki. Drugą grupę stanowi troje nieletnich i ich opiekun. Przybyli ze Lwowa. – Te dzieci były co najmniej dwukrotnie narażone na traumę. Mają negatywne doświadczenia i niezaspokojone potrzeby z okresu, gdy jeszcze były pod opieką biologicznych rodziców. A teraz doszło bezpośrednie zagrożenie życia wynikające z wojny – wyjaśnia Jarosław Świerczewski, dyrektor SOS Wioski Dziecięcej w Siedlcach. Magdalena Błażejczyk, koordynatorka pracy specjalistów w stowarzyszeniu, była zaskoczona, w jak dobrej kondycji dzieci do nich przyjechały. – Potrzebowały nawodnienia i snu, ale ogólnie nie było źle. Rozumiem, że to głównie zasługa dorosłych, którzy przy nich byli. Starali się pilnować wypracowanego rytmu dnia. W Polsce nie zmienili go, co pomogło podopiecznym płynnie przejść w nowe realia. Opiekunowie może jeszcze nie do końca przyjmują rzeczywistość. Trzymają się dlatego, że mają pod opieką całą gromadkę, są skupieni, żeby im pomóc – ocenia.

Dzieci z Ukrainy, które trafiły do SOS Wioski Dziecięcej w Siedlcach, są w różnym wieku. W kraju zostali ich koledzy i biologiczne rodziny. Nastolatkowie śledzą wydarzenia, a przez komunikatory kontaktują się z bliskimi. Przed nimi jeszcze niełatwy czas pogodzenia się ze stratą i złożoną sytuacją. Wygląda na to, że jest im trudniej niż maluchom, bo wiedzą więcej i więcej widzą. Jak ogromną pracę będą musieli wykonać, żeby odzyskać poczucie bezpieczeństwa? Tego chyba nikt nie wie. Siedlce są dla nich bezpieczną przystanią, tu mają warunki dokładnie takie, jak polskie dzieci. I mogą zostać tak długo, jak będą potrzebowały.

Od początku rosyjskiej inwazji w Polsce rodzą się ukraińskie dzieci. Granice cały czas przekraczają kobiety w zaawansowanej ciąży. W Szpitalu Specjalistycznym św. Zofii w Warszawie na świat przyszło już ośmioro dzieci uchodźczyń (dane z 14.03.2022 r.). Pierwsza pacjentka powiła bliźniaki. – Placówka od dziesięcioleci jest bardzo przyjazna cudzoziemkom. W ubiegłym roku było ich 486, z 69 krajów świata. W ostatnich latach dominują Ukrainki, to najliczniejsza mniejszość, która się w tej chwili w Polsce kształtuje – twierdzi dr n. med. Wojciech Puzyna, dyrektor szpitala i prezes zarządu Centrum Medycznego Żelazna. W placówce zatrudnieni są również Ukraińcy, co zdecydowanie ułatwia komunikację. Każda z kobiet ma inną historię. I nawet jeśli poród odbywa się bez komplikacji, a dziecko jest zdrowe, trudno mówić o odczuwaniu radości w czystej postaci, a jest to przecież jedna z najważniejszych chwil w życiu rodziców. Świeżo upieczona mama w nową rolę wchodzi sama… Bywa, że nie wie, co dzieje się z partnerem. Jedna z pacjentek na Żelazną trafiła prosto z Charkowa, nie miała nic do przebrania, również nic dla dziecka. I kolejny raz nie zawiedli Polacy. Dzięki specjalnej zbiórce, którą zorganizował szpital, potrzebująca dostała niezbędne produkty. Inne kobiety też mogą na to liczyć. Co więcej, z inicjatywy Stowarzyszenia Dobrze Urodzeni pracownicy szpitala włączyli się w przygotowanie ponad 200 pakietów do porodu, które dostarczono na Ukrainę. Dzięki nim osoba niemedyczna może udzielać niezbędnej pomocy. W pakietach dla laika są m.in. jednorazowe nożyczki, zacisk do pępowiny, środki dezynfekujące, podkłady – wszystko z pełną instrukcją użycia. W pakietach przygotowanych z myślą o personelu medycznym znalazły się dodatkowo skalpel i oksytocyna. Miejsc dla Ukrainek w Szpitalu św. Zofii na pewno nie zabraknie. – Tak się złożyło, że w ostatnich latach liczba porodów Polek drastycznie zmalała. W 2017 r. mieliśmy ich tu 7035, w ubiegłym 6250. Ogromna różnica i dla nas bardzo duża rezerwa – dodaje dyrektor placówki.

Każdy dzień wojny niesie ze sobą krzywdę. Władimir Putin na dzieci nie zważa, o czym świadczy chociażby zbombardowanie teatru w Mariupolu, wyraźnie oznaczonego jako miejsce schronu rodziców z maluchami, czy wcześniejsze ostrzelanie przedszkola w Ochtyrce, szkoły w Żytomierzu i szpitala położniczego w Mariupolu. W ciągu 21 dni wojny z rąk Rosjan zginęło 108 dzieci. Ile zostało sierotami, nikt nie próbował zliczyć. Tragicznym przykładem są bliźniaki urodzone 1 marca w Charkowie, które z rodzicami przeżyły zaledwie jeden dzień.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum