10 lutego 2009

Sport – XI Mistrzostwa Polski Lekarzy

XI Mistrzostwa Polski Lekarzy w Kolarstwie Górskim odbyły się we wrześniu 2008 r. w Istebnej

Miejscowość ta już wielokrotnie gościła kolarzy. Okolica obfituje w piękne i trudne trasy. W rejonie tym jest rozgrywany czterodniowy wyścig MTB Trophy, są też organizowane jednodniowe maratony.
Tradycyjnie start honorowy odbył się na stadionie, a po chwili wszyscy kolarze wytrwale kręcili na dość długim i ciężkim podjeździe. Jak ja, warszawiak, zazdroszczę takich atrakcji! Agrykola nie wystarcza.
Pogoda dopisała, było jak w lecie. Na podjeździe – wręcz duszno. Nawierzchnia – typowo górska, trochę błota, kamienie. Potem ostry zakręt i w dół, szybko, lecz tylko przez chwilę, by znowu męczyć się w lesie. Mocni rywale znaleźli się z przodu, inni – za ich plecami. Dziś, kiedy wspominam tamtą trasę, wydaje mi się, że składała się głównie ze strasznie długich podjazdów, powolnych i ciężkich. Zjazdy zaś były szybkie i podstępne. Nawierzchnia, z pozoru dobra, jednak przy dużej prędkości niebezpiecznie podbijająca kolarza. Ostre kamienie przebiły niejedno koło. Po raz kolejny okazało się, że warto poznać trasę przed wyścigiem.
Kiedy kończyłem pierwsze okrężnie, zobaczyłem, że kilku rywali odpadło. Doping przyjaciół sprawił, że zakręciłem korbami tak, że na początku drugiej pętli urwałem łańcuch. Po raz czwarty w Beskidach miałem defekt. Wcześniej rozcinałem już opony, traciłem hamulce, zacierałem piasty. W piekielnej złości zamieniliśmy się rowerami z panem z obstawy naszej trasy. Jego rower był jednak zupełnie inny: brak zaczepów spd, przerzutki lepiej nie dotykać. Podniosłem siodło, ale pozycja dalej spacerowa. Długi podjazd w błocie. Tracę kilka pozycji, ale nie odpuszczam. Kiedy już prawie się dopasowałem do nowej maszyny – katastrofa, rozsypuje się przerzutka. Demon zniszczenia zerwał kółko napędu. Szukam części na drodze, brakuje. Pomagają mi okoliczni mieszkańcy. I widzę całe zastępy wyprzedzających mnie kolarzy.
Po 10 minutach postanawiam wrócić do swojej zepsutej maszyny. Zjeżdżam na dół – i wracam na górę, bo zapomniałem kawałka swojego ekwipunku. Potem w trybie grawitacyjnym na zmianę z hulajnogą wracam do bazy rajdu.
Wyścig wygrali, oczywiście, najlepsi. Organizacja była znakomita. Pogoda również. Po wyścigu udało nam się zwerbować do naszej drużyny kolejną doskonałą zawodniczkę (medalistkę) – Agę. Nasz Klub Rowerowy KR-OIL wystawił trzech zawodników. Przepraszam, czterech. Najlepszy z nas, 4-letni Gucio, „zrobił” zdecydowanie najkrótszy czas, w dodatku wykręcając ponadnormatywną liczbę okrążeń wraz z całym bractwem najmłodszych, dla których przygotowano specjalny wyścig. A wieczorem poszedł spać ze swoim złotym medalem. Rwący Łańcuchy (autor tekstu) i Jedyny Ukończyciel Zawodów w Istebnej – Piotr jechali już wtedy w stronę Warszawy. Następnego dnia miał się odbyć kolejny wyścig. Ale to już zupełnie inna historia.
Wszystkich zainteresowanych dokładniejszą relacją zapraszam na stronę organizatorów zawodów w Istebnej: www.mtblekarze.pl (zakładka „informacje 2008”).

Marek Prątnicki
Klub Rowerowy przy OIL
w Warszawie
rower@oil.org.pl

Archiwum