14 maja 2004

Diagnoza według wiedzy z początku XX wieku?

Niektórzy z nas pamiętają jeszcze szumne hasła, głoszone przy wprowadzaniu kas chorych: że lekarz podstawowej opieki zdrowotnej (lekarz rodzinny) zapewni wszechstronną opiekę nad chorym, a konsultacje specjalistyczne dotyczyć będą tylko najtrudniejszych przypadków chorobowych. Pomocny w realizacji tych zadań miał być szeroki zakres badań diagnostycznych, którymi miał dysponować lekarz POZ-u.
I rzeczywiście na początku działalności kas chorych tak było, ale niestety bardzo krótko. Już od 1 lipca1999 roku, bez rozgłosu, cichaczem, ograniczono te możliwości, pozbawiając lekarzy POZ-u prawa kierowania chorych na gastroskopię i spirometrię. Ale prawdziwa „bomba” wybuchła dopiero po wprowadzeniu NFZ. Do tego – potwierdzona autorytetem ministra zdrowia, który – rozporządzeniem z dnia 30 kwietnia 2003 roku (Dz. U. nr 83, poz.767) w sprawie wykazu badań diagnostycznych niezbędnych przy udzielaniu świadczeń zdrowotnych w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej – pozbawił lekarzy POZ-u prawa kierowania chorych na tak podstawowe badania, jak: badanie radiologiczne górnego odcinka przewodu pokarmowego, USG tarczycy, USG gruczołu krokowego, USG jąder, USG miednicy małej przez powłoki brzuszne.
W tej „świetlanej” przyszłości zafundowanej przez ministra zdrowia na początku XXI wieku nie pozostaje nic innego, jak wrócić do wypróbowanych w wiekach ubiegłych „niezawodnych” narzędzi diagnostycznych: oko, ucho i nos lekarza! A mówiąc poważnie: powstaje nowa bariera dostępności pacjentów do właściwej diagnozy, i to na poziomie opieki podstawowej, gdyż rtg przewodu pokarmowego (żołądka i dwunastnicy) lub USG tarczycy to naprawdę badania podstawowe, niewymagające podjęcia decyzji o ich wykonaniu przez specjalistów.
Oczywistym następstwem wspomnianego rozporządzenia jest wydłużenie kolejek chorych oczekujących na przyjęcie w poradniach gastrologicznych i endokrynologicznych, gdzie i tak czas oczekiwania na wizytę, bez utrudnień wprowadzonych przez to rozporządzenie, wynosił kilka miesięcy – przy założeniu, że chory zgłaszał się ze wszystkimi potrzebnymi badaniami, które do końca maja 2003 roku pozostawały w zakresie kompetencji lekarza podstawowej opieki zdrowotnej.
Wprowadzenie ograniczenia uprawnień lekarzy POZ w zakresie diagnostyki uważam za decyzję chybioną, nieprzemyślaną, prowadzącą do ewidentnego pogorszenia opieki podstawowej, a równocześnie zmuszającą lekarzy POZ do kierowania chorych do poradni specjalistycznych bez przygotowania diagnostycznego. Tym samym – do wydłużania i tak długich kolejek w tych poradniach.
Rykoszetem powstałej sytuacji jest zwiększona liczba chorych kierowanych do szpitali celem diagnostyki, zwłaszcza ze schorzeniami układu pokarmowego i moczowego, których szybkie zdiagnozowanie ma kapitalne znaczenie przy podejrzeniu schorzeń nowotworowych i ogromną rolę odgrywa tu wczesne wdrożenie leczenia. W rezultacie mamy nie oszczędności, lecz zwiększenie wydatków NFZ. Co prawda z innej „kieszeni”, ale pobyt w szpitalu jest o wiele kosztowniejszy niż te same badania w warunkach ambulatoryjnych.
Moim zdaniem, ww. rozporządzenie ministra zdrowia prowadzi do pogorszenia jakości świadczeń zdrowotnych podstawowej opieki zdrowotnej i do zwiększenia wydatków NFZ na lecznictwo zamknięte. Dlatego powinno być jak najszybciej anulowane.

Remigiusz SKRABELIŃSKI

Archiwum