15 czerwca 2010

Wspaniali i niezapomniani cz.I

W ciągu ostatnich kilku lat ukazało się w „Pulsie” wiele tekstów, których tematem przewodnim było życie lekarzy. Zebrane były w rozmaite cykle, z których „Sagi rodzinne”, oparte na kanwie zakorzenionej w lekarskich rodzinach tradycji powołania, były najdłużej kontynuowane; wciąż cykl ten nie jest zamknięty. Wszystkie one mają wspólny mianownik i aspirację – zachowania od zapomnienia wydarzeń i postaw, będących podstawą etyki zawodu lekarza. Na tle trudnych sytuacji politycznych i zawiłości dziejów ukazujemy losy jednostek i ich zmagania, dające świadectwo wspaniałości lekarskiego stanu i wskazówki, jak nawet w najtrudniejszej rzeczywistości można być aktywnym i zachować godność. Także tekst poniżej, będący w gruncie rzeczy przesłaniem do młodego pokolenia, jest zwróceniem uwagi i przypomnieniem wartości, które obok technologii, odkryć naukowych, profesjonalizacji i aspektów materialnych – właściwych współczesności – stanowią o istocie „bycia lekarzem”.

kb

Studia medyczne w latach 1941-1949
Irena Ćwiertnia-Sitowska

Trzeciego września 1941 r. zaczęłam uczęszczać z grupą „A” do Private Fachschule fur Sanitares Hilfpersonal in Warschau (Prywatna Szkoła Zawodowa dla Pomocniczego Personelu Sanitarnego Dr. Jana Zaorskiego w Warszawie). Napis taki był umieszczony przy lewej furcie wejściowej na teren Uniwersytetu przy Krakowskim Przedmieściu 26/28. Od bramy głównej i lewej furty był odgraniczony drutami kolczastymi nawiniętymi na kozły. Mogliśmy korzystać tylko z gmachu Medycyny Teoretycznej. Inne budynki przedwojennego Uniwersytetu były zajęte przez Niemców. W gmachu, w którym mieścił się Wydział Prawa, okupant trzymał konie.
Podczas nauki, aż do zdobycia dyplomu w 1949 roku, miałam możliwość korzystać z wiedzy wielu wybitnych profesorów i lekarzy.
Pierwszym wykładowcą, z którym się spotkałam, był prof. Roman Poplewski (1894-1948). Zaznajamiał nas z budową kośćca i mięśni. Był autorem czterotomowego podręcznika „Anatomia ssaków”, wydanego w roku 1935. Jego wykłady miały zawsze charakter porównawczy. Wyjaśniał stopniowy rozwój ssaków, który doprowadził do homo sapiens. Wielkim wstrząsem dla mnie był wykład profesora przedstawiający drogę ewolucji wiodącą od małpy człekokształtnej do istoty ludzkiej.

W pracowni, w której zgromadzono liczne preparaty i eksponaty anatomiczne, ćwiczenia prowadził bardzo sympatyczny asystent profesora – dr weterynarii Stanisław Borowiec.
Po kilku miesiącach osobą profesora zainteresowali się Niemcy. Zmuszony był opuścić Warszawę i ukrywać się na wsi, koło Sterdynii. Wykłady podjął prof. Edward Loth (1884-1944) – na krótko, ponieważ został aresztowany.
Pracę dydaktyczną kontynuował prof. Stefan Różycki (1886-1953). Jego wykłady były całkowicie odmienne od wykładów poprzedników. Schematycznie rysował na tablicy szkice ilustrujące budowę narządów człowieka. Był sprawiedliwy, ale dość ostry. Na egzaminach bezlitośnie „kosił” przerażonych studentów. Wielu wyleciało za drzwi przy pytaniu o rectum i ampulla recti.

U tego profesora zdawałam egzamin. Zadał mi pytanie, jak wygląda wątroba od tyłu. W pierwszej chwili poczułam zupełną pustkę w głowie. Po zastanowieniu się odpowiedziałam prawidłowo.
Podstawą nauk była fizyka i chemia. Fizyki uczył doc. Władysław Kapuściński (1898-1979). Tłumaczył, w przeważającej części absolwentom liceów humanistycznych, zawiłości nauki ścisłej. Ćwiczenia w pracowni chemii prowadził dr med. Piotr Wierzchowski (ur. w 1907 r.), pomagała mu dr med. Zofia Żmichowska, jego późniejsza żona.
Chemię wykładał prof. Stanisław Przyłęcki (1891-1944). Przed Bożym Narodzeniem pozwolił w pracowni urządzić uroczystość z małą choinką i zabawnymi prezencikami.

Jego nieodłącznym towarzyszem był sympatyczny woźny, Karol Lipiński. Profesor i zespół asystentów produkowali na tyłach pracowni witaminową przyprawę do zup, sporządzaną z jarzyn. Z tego powodu z okien pracowni wydobywał się specyficzny ostry zapach.
Tajemnice histologii objaśniał doc. Aleksander Elkner (zm. w 1944 r.). Z upodobaniem demonstrował liczne tablice przedstawiające budowę komórek i tkanek. Omnis cellula e cellula. Uznawał dewizę Rudolfa Virchowa. Nazywany był przez nasze grono „Wakuolką”. Po niedługim czasie został aresztowany przez Niemców z powodu swojego pochodzenia i zgładzony.
Lektorat z jezyka niemieckiego prowadził Jan Riemer – bez entuzjazmu zaczęliśmy studiować język okupanta, mając przed oczami jego okrucieństwa.
Fizjologię wykładał prof. Franciszek Czubalski (1886-1965), przedwojenny dziekan i prorektor Uniwersytetu Warszawskiego oraz kierownik Zakładu Fizjologii na Wydziale Lekarskim. Wybitny naukowiec, wytworny pan o nienagannych manierach. Wspaniały opiekun młodzieży. Przed wojną pełnił funkcję kuratora Koła Medyków. W stosunku do słuchaczy był bardzo wymagający. Uznawał zasadę decorum medicinalae, czyli należytego wyglądu lekarza. A podczas okupacji nie każdy mógł sobie pozwolić na przyzwoite ubranie. Dziewczętom było dużo łatwiej, ubierały się na egzamin w najlepsze sukienki, o ile to było możliwe, w kolorze niebieskim, ulubionym przez profesora. W gorszej sytuacji znajdowali się młodzieńcy, nie mieli porządnych garniturów ani krawatów. Zdarzało się, że pożyczali sobie garderobę, jedna marynarka krążyła wśród zdających. Czasem była za obszerna i trzeba ją było zwężać za pomocą agrafek.

Profesor podczas wykładów demonstrował pracę serca, udowadniał, że pracuje ono na zasadzie pompy. Pomagał mu woźny Feliks Matuszewski, towarzyszący mu niczym cień.
Do historii przeszło zdanie wypowiedziane podczas pokazu: „Felo pompuje – woda leci, Felo nie pompuje – woda nie leci”.
Na egzamin włożyłam wełnianą niebieską sukienkę przerobioną z sukienki mojej Mamy. Profesor spojrzał przyjaznym okiem i zapytał o czynność trzustki. Interesowała go jej podwójna funkcja wewnętrzna i zewnętrzno-wydzielnicza. Odpowiedziałam poprawnie.
Prof. Czubalski piastował też funkcję dyrektora naukowego naszej szkoły. W jego gabinecie można było załatwić najbardziej skomplikowane sprawy. Starał się zawsze iść na rękę petentowi. Kiedyś udałam się do niego z prośbą o przeniesienie mnie z przydzielonego Szpitala na Woli do Szpitala Przemienienia Pańskiego na Pradze. Zapytał tylko, dlaczego życzę sobie takiej zmiany. Odpowiedziałam, że na Pradze mam znajomych lekarzy. Bez słowa uwzględnił moją prośbę. Dzięki temu przeniesieniu uniknęłam losu lekarzy i studentów, rozstrzelanych 5 sierpnia 1944 r. w Szpitalu Wolskim.
Koledze Henrykowi Goralskiemu z naszej praskiej grupy, kKoledze Henrykowi Goralskiemu z naszej praskiej grupy, który musiał zmienić adres i nazwisko (na Karol Urbaniak), profesor zaliczył wszystkie zdane egzaminy i polecił sekretarce, pani Eugenii Janiszewskiej, by wpisała Henryka na listę słuchaczy szkoły pod nowym nazwiskiem.
W ramach gnębienia profesorów i młodzieży Niemcy, pod koniec jesieni 1941 roku, zamknęli furtę na Krakowskim Przedmieściu. Aby się przedostać do gmachu Medycyny Teoretycznej, byliśmy zmuszeni przechodzić przez bramę pałacu Tyszkiewiczów od strony kościoła Sióstr Wizytek, następnie przejść przez podwórze i zejść specjalnie zrobionymi w tym celu schodkami.

Niemcy, po dokonanej w 1942 roku inspekcji, oskarżyli profesora Franciszka Czubalskiego o to, że zawiódł zaufanie młodzieży pragnącej uczyć się w szkole pielęgniarskiej, a nie na uczelni o poziomie uniwersyteckim. Profesor dyplomatycznie przekonał komisję, że jest ona w błędzie. Pomógł w perswazjach kosz delikatesowych smakołyków, zdobyty przez dyrektora Jana Zaorskiego, a zaniesiony do Arbeitsamtu przez laboranta Lipińskiego. Niemcy zmienili zdanie, nie zamknęli szkoły, zalecili tylko obniżenie poziomu nauczania. Młodzież bez słowa wyraziła swe uczucia, kładąc na blacie katedry wiązankę biało-czerwonych kwiatów. Profesor znalazł je, gdy przyszedł na wykład.
Od kilku lat zabiegam o nazwanie jednej z ulic lub placu w Warszawie imieniem profesora Franciszka Czubalskiego. Uważam, że tak zasłużonemu profesorowi należy się od naszego środowiska takie wyróżnienie.

Autorka
jest lekarzem pediatrą

Archiwum