8 grudnia 2012

Dlaczego?

Janina Jankowska

Dlaczego tak musi być, że w moim pięknym, suwerennym kraju homo homini lupus est?
Dwa plemiona partyjne od kilku lat skaczą sobie do oczu. Gdyby sprawy zatrzymały się na linii polityki, można przeżyć. Ale nie, to rzutuje na prawie wszystkie dziedziny życia – gospodarkę, samorządy, szkolnictwo, służbę zdrowia itd., a także schodzi w głąb społeczeństwa, do kręgów towarzyskich, do rodzin. Ile było kłótni przy stołach świątecznych, aż strach pomyśleć. „Język nienawiści” rozlewa się po ziemi polskiej.
Dlaczego? Nasz kraj po 1989 r. dokonał ogromnego systemowego skoku. Po wejściu do UE zyskał dodatkowy zastrzyk. Oprócz finansowego, kontakty ze światem, technologiami, wymianą myśli, swobodny przepływ ludzi, pieniędzy itp. Pozytywne efekty tych zjawisk są niemal w każdym miejscu Polski widoczne. Tu wybudowano, tam wybudowano, ale jakby oddzielnie. Przeciwko sobie.
Jakbyśmy nie stanowili wspólnoty, którą mądre prawo łączy, wspiera, której ułatwia codzienne funkcjonowanie.
W moim pięknym, suwerennym kraju wszystko postawione jest na głowie. Rozwiązania prawne ciągle ograniczają inicjatywę przedsiębiorców, małego i średniego biznesu, na którym wyrósł niegdyś sukces legendarnej „zielonej wyspy”, a dziś tym właśnie przedsiębiorcom zawdzięczamy, że jeszcze nie objęła nas recesja. Dzieje się coś niedobrego. Niestety, ryba psuje się od głowy. Politycy i klasa urzędnicza zapomnieli, że mają służyć społeczeństwu – to jest sens ich istnienia. Tymczasem zajmują się sami sobą. Parlamentarzyści, zamiast skupić się na tematach najważniejszych dla spraw wewnętrznych i międzynarodowych kraju, opracowują metody dokopania, w interesie swojej partii, przeciwnikom. Zewnętrznym, wewnętrznym, komu popadnie, czyli tym, których wskaże wynajęty za nasze podatki partyjny wizażysta lub piarowiec. Gdyby te gry i zabawy nie miały nic wspólnego z naszym codziennym życiem, powiedziałabym: bawcie się, panowie i panie.
Tymczasem jest inaczej. Niemądre słowa zacietrzewionych polityków, wielekroć powielane przez media, wchodzą do naszych domów i zatruwają atmosferę. Nie tylko rodzinną. Niemądre decyzje kosztują. Niechlujnie stanowione prawo, często przy całkowitej nieświadomości posłów i senatorów, za czym głosują – też kosztuje. Za to zyskują grupy interesu, które mają wpływ na ostateczny kształt ustawy, ale to oddzielny temat.
Dość narzekania na polityków. Chciałoby się pod koniec 2012 r. napisać o czymś pozytywnym, krzepiącym jak akcja „Pomóż dzieciom przetrwać zimę” czy fantastycznie zorganizowana inicjatywa „Szlachetna paczka”. Poruszyła na Facebooku tysiące ludzi, a to znaczy, że tysiące rodzin i wiele tysięcy dzieci otrzymają prezenty, które były ich marzeniem. Czapki z głów przed pomysłodawcą i organizatorem „Szlachetnej paczki”, ks. Jackiem Wiosna Stryczkiem.
Niestety, te piękne odruchy ludzkiego serca przykrywają obrazy chorych, na przyjęcie których w tym samym czasie w różnych placówkach nie starczyło środków z NFZ. Właśnie pod koniec roku ujawnia się, dla wielu rodzin bardzo boleśnie, jakiś potworny błąd obecnego systemu finansowania służby zdrowia. Wyobrażam sobie, jak czują się w tej sytuacji dyrektorzy tych placówek, lekarze, którzy są zmuszeni powiedzieć – nie, odłożyć terapię na styczeń.
W przypadku chorych onkologicznie, a coś o tym wiem, to nie bez znaczenia.
Rozumiem lekarzy, którzy nadal traktują swój zawód jak misję. Każdego dnia, szczególnie pod koniec roku, stają przed trudnymi wyborami. Żyjemy w świecie konfliktu racji. Jak racje ekologów zderzają się z racją wolności gospodarczej, tak obowiązek ratowania zdrowia zderza się z prawami rynku, płynnością finansową itp. Lekarze powinni leczyć ludzi. Do zadań rządu i ministerstwa należy zbudowanie takiego systemu, by priorytetem było dobro pacjenta.
Najsmutniejsze w tej całej historii rozpoczętej łacińskim przysłowiem homo homini lupus est jest prosty fakt, że za ujawnienie problemu lekarz zostaje ukarany. Po serii doniesień medialnych o wstrzymaniu przyjęć w wielu placówkach w Polsce w tej sprawie (o swoich problemach) wypowiedział się chyba tylko jeden lekarz, dyrektor Instytutu Reumatologii w Warszawie, dr Andrzej Włodarczyk. Był już przy ścianie. Mówił wprost – minister zdrowia od miesięcy nie reaguje na moje listy. Pozostały mu media, co jest naturalne w kraju demokratycznym.
I co się dzieje? Minister zdrowia zdejmuje dr. Andrzeja Włodarczyka ze stanowiska dyrektora instytutu. Jaki to sygnał? Ministra się nie krytykuje i niech inni dyrektorzy o tym wiedzą. Czy minister zapomniał, że żyjemy w kraju demokratycznym?

Archiwum