7 listopada 2007

Płać i nie choruj

Wiedziałem, że tak będzie. Można się było tego domyślać już z samego tytułu konferencji: „Czy nas, Polaków, stać na to, aby chorować?”. Oczywiście, że nie stać – podpowiadał zdrowy rozsądek. A pokazywana w telewizji reklamówka PiS, strasząca prywatyzacją szpitali, jeszcze bardziej ten pogląd utwierdzała. Nie wiem, w jakim stopniu wpłynęła na wynik wyborów, ale udział w tej manipulacji prof. Zbigniewa Religi był wstrząsający (nie mniej niż odmówienie pomocy kobiecie wzywającej pogotowie, która nie miała przy sobie pieniędzy ani karty kredytowej). Przecież system ratownictwa mamy państwowy i nikt go nie kwestionuje – prywatyzacja szpitali nie ma tu nic do rzeczy, każdy, nawet bez ubezpieczenia, ma zapewnioną pomoc karetki. Jeśli minister zdrowia dla doraźnych korzyści politycznych bierze udział w takim spektaklu, to przestaje być wiarygodny, niezależnie od kampanii wyborczej i swoich wielkich dokonań lekarskich.

Na szczęście, wspomniana konferencja pod intrygującym tytułem nie miała żadnego związku z wyborami ani medycyną ratunkową. Zajęto się prywatnymi ubezpieczeniami zdrowotnymi, czyli tym, o czym w kółko dyskutują salony od 10 lat (i minister Religa też je kiedyś wspierał). Z tą różnicą, że na początku tych dyskusji wierzono gorąco w rychłe nastanie ubezpieczeń prywatnych, a dziś ich wprowadzenie przekładane jest z roku na rok. Polityków mamy mniej odważnych, czy ludzi biedniejszych? Okazuje się, że brak masowego zainteresowania takimi polisami – oferowanymi, jakby wbrew polityce państwa, dziś już przez 9 towarzystw – wynika z ugruntowanej wśród pacjentów socjalistycznej wiary, że w przypadku choroby zawsze sobie jakoś poradzą.
To dlatego abonamenty cieszą się dużo większym powodzeniem, że torują dostęp do deficytowych specjalistów – a na szpitalny oddział, poza kolejką, dostać się można dzięki dużo łatwiejszym (w niektórych kręgach) znajomościom. Ot i cały paradoks: jednych ludzi nie stać na dodatkowe ubezpieczenie zdrowotne, a drudzy go nie potrzebują.

Co mógłby zrobić nowy rząd, by zmienić tak złe nastawienie Polaków? Przestać karmić nas iluzją bezpłatnych świadczeń na światowym poziomie? Dotychczasowe próby uplecenia koszyka spełzły na niczym. Ciekawe, kiedy nowy parlament zabierze się do tej ustawy, która w pierwotnych planach ministra Religi miała być gotowa pół roku temu. Projekt ugrzązł w Sejmie tuż przed rozwiązaniem poprzedniej kadencji i teraz znów czekamy, co będzie dalej. Poszukujących odpowiedzi na pytanie, czy stać nas na to, aby chorować, nie opuszcza nadzieja, że znajdą ją w najbliższych projektach rządowych. W niedawnej kampanii wyborczej po raz kolejny postawiono jednak na demagogię, a nie na realia. Czy stać nas zatem na to, aby leczyć się samą nadzieją?

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum