4 kwietnia 2011

Na marginesie Kodeksu Etyki Lekarskiej

Art. 68.
Jeżeli z zatrudnienia lekarza wynika,
że winien on spełniać swe obowiązki wobec powierzonych jego
opiece chorych bez świadczeń finansowych
z ich strony, to nie może żądać od tych chorych wynagrodzenia
w jakiejkolwiek formie ani też uzależniać
leczenia od uzyskania materialnych korzyści.

W polskiej świadomości społecznej istnieje już głęboko zakorzeniony pogląd, że lekarze przyjmują łapówki. Po części wynika on z działalności dziennikarzy nagłaśniających wszelkie przejawy patologii występujące wśród wszystkich (z wyjątkiem ich samych) grup zawodowych o wysokim prestiżu społecznym. W ramach pełnienia ważnej misji społecznej podawano często nieprawdziwe wiadomości, zdobyte wszelkimi, także nielegalnymi, sposobami. Pogląd o rozpowszechnionym w medycynie łapówkarstwie utrwalają politycy, którzy przerzucają na środowiska medyczne odpowiedzialność za złą sytuację w służbie zdrowia. Nie dokonując potrzebnych zmian systemowych w ochronie zdrowia i nie przeznaczając na nią odpowiednich środków, wskazują społeczeństwu jako źródło trudności lekarzy jakoby przyjmujących nielegalnie ogromne sumy pieniędzy.
U podstaw tego problemu leży świadoma, wieloletnia działalność polityków, wyrażona głośno przez W. Gomułkę słowami, że lekarzom nie trzeba płacić za pracę, bo sobie i tak poradzą. Polityka patrzenia przez palce na to, jak sobie radzą lekarze, którym nie zapłacono uczciwie za wiedzę, umiejętności i pracę, zrodziła w środowisku medycznym przyzwolenie na przyjmowanie różnego rodzaju korzyści materialnych. Przez dziesiątki lat prowadzono politykę mającą na celu osłabienie pielęgnowanych przez środowisko lekarskie zasad etycznych. Wielu lekarzy przyjmowało od pacjentów jako wyraz wdzięczności kurę, jajka czy butelkę alkoholu. Podobnie jak w rodzinie, część chorych wyznawała pogląd, że zamiast dać niepotrzebny prezent, lepiej ofiarować pieniądze, bowiem obdarowany wie najlepiej, co sprawi mu radość.
Niestety, z nadejściem demokracji niewiele się zmieniło. Nowe władze, podobnie jak komuniści, udawały, że płacą lekarzom, a ci, jak w czasach PRL, musieli jakoś sobie radzić. Hipokryzją jest odwoływanie się przez polityków różnych opcji rządzących w demokratycznej Polsce do przysięgi Hipokratesa, która wcale nie stwierdza, że lekarz ma leczyć ludzi za darmo. Wprowadzono szantaż moralny, w myśl którego wybierając zawód lekarza bierze się na siebie obowiązek leczenia ludzi nie bacząc na dochody. Jest to prawda, ale jedynie w sytuacjach wyjątkowych, gdy trzeba ratować bezpośrednio zagrożone życie. Te specjalne okoliczności rozszerzono na codzienną praktykę lekarską. W demokratycznym kraju nie można bezkarnie utrzymywać patologicznych reguł; dlatego mimo pogróżek postsolidarnościowych polityków mówiących o kamaszach i zwrocie pieniędzy za studia (zapominających, że nie w tym celu obalali oni system totalitarny), coraz więcej lekarzy emigrowało. W konsekwencji doczekaliśmy się sytuacji, w której jedynym europejskim krajem mającym mniej lekarzy w przeliczeniu na mieszkańców jest Albania. Deficyt lekarzy w Polsce sprzyja działaniom korupcyjnym, gdyż popyt przerasta podaż. W interesie chorych stało się płacić lekarzom za szybszą dostępność do usług, których nie można otrzymać na rynku prywatnym, np. większości procedur wymagających hospitalizacji. To właśnie społeczeństwo jest zainteresowane uzyskaniem trudno dostępnej, wykwalifikowanej pomocy medycznej. Oczywiście, mitem jest pogląd, że przyjmowanie łapówek powoduje pogorszenie sytuacji w służbie zdrowia. Paradoksalnie, zjawisko to wpływało na jej poprawę. Dzięki tym dodatkowym źródłom dochodu wielu dobrze wykształconych lekarzy pozostawało w kraju i nie decydowało się na wyjazd za granicę, ofiarowując społeczeństwu swoje umiejętności, z których korzystali nie tylko ci, co dodatkowo płacili. Próba restrykcyjnego podejścia do przyjmowania korzyści materialnych musi spowodować albo znaczącą podwyżkę płac, albo zmniejszenie ilości i pogorszenie jakości usług medycznych. To nie jest sprawa etyki czy prawa, ale ekonomii, czyli opłacalności wykonywanej pracy, zrównoważenia ponoszonych kosztów i wartości związanej z wykonywaną pracą odpowiedzialności.
Nie ulega wątpliwości, że to politycy, nie płacąc lekarzom odpowiednio za ich pracę, stworzyli w Polsce warunki sprzyjające łapówkom w służbie zdrowia. Nie można jednak nie dostrzegać błędów samorządu lekarskiego, który nie odnosząc sukcesów na polu poprawy bytu materialnego lekarzy, nie odważył się wymagać od środowiska lekarskiego rezygnacji z przyjmowania nieuzasadnionych korzyści materialnych. Wyrazem tego jest sformułowanie artykułu 68 regulującego ten drażliwy problem. W kodeksie stwierdzono, że lekarz nie może żądać od chorych wynagrodzenia, ale nie oznacza to, że nie wolno mu go przyjmować. Kodeks stwierdza, że nie można jedynie uzależniać leczenia od korzyści materialnych. Lekarz, który po zakończeniu leczenia przyjmie wynagrodzenie (nie żądając go przedtem lub jedynie o nie prosząc) postępuje zgodnie z Kodeksem Etyki Lekarskiej. Postawa taka jest sprzeczna z prawem i podlega karze, o czym przekonało się wielu lekarzy działających zgodnie z kodeksem. Nie powinno być tak, że kodeks etyczny jest mniej wymagający niż przepisy prawne. Prawo mówi, że nie można przyjmować korzyści materialnych, a etyka, że nie można uzależniać leczenia od ich uzyskania. Doszło zatem do niebezpiecznego rozdźwięku pomiędzy tym, co środowisko lekarskie uznaje za nieprawidłowe, a tym, co głosi obowiązujące w naszym kraju prawo. W demokratycznym państwie jest to niedopuszczalne. Należy dążyć do zmiany złych przepisów prawnych czy patologicznych mechanizmów, ale nie można dawać przyzwolenia na naruszanie prawa, bo godzi to w porządek państwa, a w konsekwencji w nas samych.
W jazgocie medialnym wokół łapówek w medycynie zagubiono ważną wartość, jaką jest wdzięczność ludzka i chęć jej okazywania. Wielekroć wyrządzamy przykrość pacjentom odmawiając przyjęcia ich prezentu, którym wcale nie pogardzamy. Dobrze, że pozostał uśmiech i ciepłe słowo, które możemy jeszcze bez oporów przyjąć od chorego.

Archiwum