16 lipca 2006

Emigracja kusząca także dla Niemców?

Zrozumienie dla demonstrujących na ulicach niemiec kich miast lekarzy wyraża ich kolega Detlev Apeldorn, radiolog, który przed rokiem wyemigrował do Wielkiej Brytanii. „Tu musiałoby się bardzo wiele zmienić, by warunki pracy były tak złe, jak w Niemczech. Po części wynika to ze sztywnych hierarchii w niemieckich szpitalach. Na dole tłoczą się asystenci, na górze samotnie siedzi Zeus” – mówi Apeldorn, pracujący teraz w Szpitalu Księcia Karola w Walii. Na pytanie, dlaczego wyemigrował, mając 52 lata, odpowiada: „To nie wymaga specjalnej odwagi, zrobić coś, by uniknąć plajty”. Po zlikwidowaniu praktyki nie mógł znaleźć nowej pracy, a nie chciał skończyć na okrojonym w ramach oszczędnościowej reformy zasiłku dla bezrobotnych. Na swoje oferty dostał jedną jedyną odpowiedź. Klinika w Güstrow oferowała mu 5500 euro miesięcznie brutto, w Wielkiej Brytanii zarabia od 7 do 9 tys. funtów. „To duża różnica, nawet jeśli mam ten sam próg podatkowy, co książę Karol”. Klinika w Güstrow przeszła tymczasem w ręce prywatne, zatrudnienie drastycznie spadło. „Radiologia w Wielkiej Brytanii jest poszukiwaną specjalnością, nikogo specjalnie nie obchodzi, ile mam lat – dodaje Apeldorn i radzi: – Wykwalifikowany lekarz, który nie ma poważnych powodów, by zostać, powinien pilnie rozważyć Wielką Brytanię. To potrwa jeszcze cztery-pięć lat. Wprawdzie dla asystentów widoki tu też nie są nadzwyczajne, ale lekarze specjaliści są przyjmowani z otwartymi ramionami”.
Apeldorn, który w Walii mieszka na razie z psem (synowie studiują w Niemczech, żona ma dojechać, ale na razie nie mogła ze względów zdrowotnych), nie kryje, że trudności przysparza mu też walijska angielszczyzna. „Nie udało mi się załatwić ubezpieczenia samochodu przez telefon. Ale na początku to normalne, że 80 proc. się rozumie, a 20 – zgaduje”.
Negatywne strony wychodźstwa widzi Apeldorn po drugiej stronie relacji lekarz-chory. „Nie chciałbym być pacjentem w Wielkiej Brytanii. Pod tym względem Niemcy są wygodniejsze. Tu są długie kolejki i nie ma takich pokoi w szpitalach. Często w jednym pomieszczeniu stoi 30 łóżek, są jedne drzwi na korytarz, a trochę prywatności ma się tylko wtedy, kiedy zaciągnie się zasłonę wokół łóżka. Ü

Sylwia CIEŚLAK
„Medical Tribune” nr 9/2006

Archiwum