13 września 2006

Listy – W sprawie LEP-u

Jestem młodym lekarzem. Obecnie kształcę się ramach specjalizacji z chorób wewnętrznych w trybie rezydenckim. W 2003 r. razem z kilkoma tysiącami moich kolegów z roku zdawałem pierwszy Lekarski Egzamin Państwowy (LEP). Wówczas, mimo wielu naszych protestów, wmawiano nam, że ów egzamin jest niezbędny, a w kwestii jego przygotowania – wszystko dopięte na ostatni guzik. Co gorsza, niektórzy z nas, bardziej aktywni w protestach przeciwko nowej formie weryfikacji wiedzy, byli obrażani, a nawet szykanowani. Nazywano nas szumowinami.
Dzisiaj, w 2006 r., widać, że nie sprawdziły się ani „czarne wizje” protestujących wówczas lekarzy (do których ja również w pewnym stopniu należałem), ani też „hurra-optymistyczne marzenia” propagatorów LEP-u. Egzamin wypadł średnio. Nie było jakichś większych niedociągnięć ze strony merytorycznej (chociaż do zachwalanej perfekcji brakowało bardzo, bardzo wiele), wyniki zaś były z grubsza satysfakcjonujące. Zdecydowana większość z nas zdała test z wynikiem pozytywnym. Ja sam, mimo nie najlepszej średniej z całych studiów, otworzyłem specjalizację z chorób wewnętrznych w ramach rezydentury.
Jednak gdy dziś czytam o projektach likwidacji LEP-u, bądź wprowadzenia innego obowiązkowego egzaminu po V roku studiów, czuję się oszukany i w pewnym stopniu poniżony. Wygląda na to, że ktoś posłużył się nami – młodymi lekarzami – do zrobienia kariery politycznej. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że niecałe 3 lata temu argumenty przeciwników LEP-u były w większości wyśmiewane, zaś dziś zaczyna się je brać całkiem poważnie? Wynika z tego, że nie tylko niepotrzebnie narażono nas na dodatkowy stres związany z nową formą egzaminu (bo niezależnie od późniejszych wyników stres był znaczny), ale też zrobiono z nas idiotów.
Nie wiem, czy LEP w takiej lub innej formie jest konieczny, czy wręcz przeciwnie. Nie mnie o tym decydować. Wiem jednak, że obecne nastawienie szeroko pojętych elit musi szybko ulec zmianie. Decydenci powinni wspólnie z przedstawicielami młodych lekarzy wypracować jedno wspólne stanowisko i się go trzymać. Nie można co roku zmieniać zdania. To nie służy niczemu dobremu, a co gorsza – jest strasznym marnotrawstwem środków oraz ludzkiej pracy. Dziś robimy LEP, bo się nam tak podoba, a jutro LEP likwidujemy, bo tak jest nam na rękę. A co będzie za 2-3 lata? Znowu ktoś uzna, że LEP był korzystny i należy go niezwłocznie przywrócić?
To błędne koło trzeba raz na zawsze przerwać. Dla dobra studentów medycyny, jak i nas wszystkich.
Zdaję sobie sprawę z tego, że obecna władza nie lubi naszej grupy zawodowej. Jednak mimo wszystko żaden człowiek (obywatel
demokratycznego państwa) nie powinien być elementem rozgrywek politycznych.

Piotr Sławiński
Szpital Praski w Warszawie

Archiwum