11 kwietnia 2012

Wojna, miłość i anestezjologia

Ewa Dobrowolska

Nowoczesna anestezjologia weszła do Polski w 1947 r. – chyłkiem, tylnymi drzwiami, za sprawą Stanisława Pokrzywnickiego.
Wojnę spędził w Anglii. Wracając do kraju, przemycił kurarę. Zastosował ją przy pierwszej okazji, dwa miesiące później, w szpitalu powiatowym w Kutnie. Było to prawdopodobnie pierwsze po wojnie użycie d-tubokuraryny na kontynencie europejskim.

W bitwie o Anglię Por. Stanisław Pokrzywnicki, absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego (1936) kończy Centrum Wyszkolenia Sanitarnego z drugą lokatą. Ale jego przełożeni są rozczarowani. Bo, mając prawo wyboru formacji w dalszej służbie, wybiera lotnictwo. A wszyscy oczekiwali, że wybierze kawalerię, królującą wówczas w wojsku. Jedzie więc porucznik na zsyłkę do Lwowa.
Po kampanii wrześniowej jest internowany w Rumunii. Potem Bejrut, Francja, w końcu trafia do Anglii. Zostaje lekarzem polskich dywizjonów myśliwskich, w tym legendarnego Dywizjonu 303.
Stanley Pocketwhiski, jak nazywali go angielscy koledzy, pasował do Anglii. – Tata od dziecka był dżentelmenem – opowiada córka, dr Evelyne Rybicka. – W dzieciństwie często przebywał w wiejskim majątku wujostwa. Atmosfera tamtego dworu go fascynowała. Kiedyś odmówił wypicia herbaty, bo – jak wyjaśnił swojemu ojcu, a mojemu dziadkowi Wacławowi Pokrzywnickiemu, który był w Kutnie felczerem – „podano ją nie w mojej porcelanie”. Podczas wojny i jeszcze po wyzwoleniu dziadkowie byli przeświadczeni, że on, ich syn Stanisław Aleksander, nie żyje, że zginął w Dachau. A zginął brat dziadka, Aleksander Stanisław. Przestawiono imiona. Aleksander Stanisław Pokrzywnicki był księdzem, doktorem teologii. Poszedł na śmierć dobrowolnie, zamiast ojca kilkorga dzieci. Takich świętych było wówczas więcej, tylko nikt o nich nie słyszał. Dziadek zmarł, przeświadczony o śmierci syna.
Dobrze wychowany, zrównoważony, elegancki, niepijący i niepalący – takiego Stanisława Pokrzywnickiego poznała Bridget Maria Heavey. Irlandka, pielęgniarka operacyjna z londyńskiej kliniki ortopedycznej, była obdarzona podobnymi przymiotami, ale paliła papierosy. I dzięki temu dopiero co cudem uniknęła śmierci. – Po powrocie ze szpitala chciała się wykąpać – opowiada córka. – Woda leciała już do wanny, ale mama wróciła do kuchni po papierosa. I w tym momencie V1 uderzył w dom, wprost w łazienkę. Wanna znalazła się na drzewie po drugiej stronie ulicy, mama piętro niżej, pod gruzami. Ratownicy odnaleźli ją dość szybko dzięki sąsiadkom, które wiedziały, że była w domu, trzeba więc szukać do skutku.
W styczniu 1945 r. Bridget zostaje panią Pokrzywnicką. Minie sporo czasu, zanim zdoła poprawnie wymówić swoje nazwisko.
Wojna się kończy, zdemobilizowany mjr dr Stanisław Pokrzywnicki trafia do Oksfordu, do pierwszej na świecie katedry anestezjologii prowadzonej przez prof. Roberta Macintosha. Zdobywa specjalizację, nie ma jednak szans na pracę w Anglii. Obydwoje z żoną zgodnie decydują: jedziemy do Polski. Jest ich już troje, w Londynie urodziła się Evelyne.

Z Londynu do Kutna
Jadą więc, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Doktor chciał nawet kupić sportowy samochód i zajechać z fasonem do rodzinnego miasta. Ale w tej kwestii dał się przekonać kolegom. Płyną statkiem ze Szkocji, bo tylko tam port jest rozminowany. Kapitan statku nalega, żeby wracali, potem – żeby chociaż dziecka nie skazywali na komunistyczną poniewierkę. A 25 października 1947 r. Bridget zakłada pończochy ze szwem, buty na wysokich obcasach i kapelusz z ptakami. Gotowa na spotkanie z nową rzeczywistością, schodzi wraz z rodziną na gdańskie nabrzeże – wprost do sowieckiego obozu przejściowego. Na szczęście dla przybyszów z Zachodu była to głównie manifestacja siły. Wystarczyła łapówka wręczona przez rodzinę, żeby bramę otwarto i wpuszczono podróżników do PRL-u.

W Polsce dr Pokrzywnicki ma słabe widoki na pracę w swojej specjalności. Dzięki dawnemu koledze Józefowi Milanowskiemu 7 grudnia 1947 r., w szpitalu powiatowym w Kutnie, przeprowadza pierwsze w Polsce dotchawicze znieczulenie ogólne w pełnym zwiotczeniu kurarą, za pomocą przywiezionego przez siebie z Anglii aparatu. Ta operacja otwiera mu drogę do Kliniki Chirurgicznej Uniwersytetu Łódzkiego, kierowanej przez prof. Jerzego Rutkowskiego, który w nowoczesnej anestezjologii dostrzega szansę rozwoju chirurgii. Po kilku miesiącach dr Pokrzywnicki zostaje jego asystentem. „Byłem tym pierwszym polskim anestezjologiem zatrudnionym u prof. Rutkowskiego w Łodzi, w tamtejszej Akademii Medycznej – wspominał w „Głosie Wielkopolskim” z 29 sierpnia 1967 r. – Wróciłem właśnie po specjalizacji u prof. Macintosha z Oksfordu, ale u nas przyjmowano tę moją specjalizację raczej ze zdziwieniem i na początku miałem sporo kłopotów ze znalezieniem pracy. Pamiętam jednak pierwszy ciężki zabieg chirurgiczny (rak jelita) przeprowadzony w 1947 r. w szpitalu powiatowym w Kutnie, z zastosowaniem wszystkich – charakterystycznych dla współczesnej anestezjologii – czynności, a więc np. środków zwiotczających mięśnie, prowadzenia oddechu kontrolowanego itd. Koledzy chirurdzy patrzyli na te moje czynności z przerażeniem, ale potem podeszli do sprawy bardzo obiektywnie – i do mnie z uznaniem”.
Bridget, w tych swoich kapeluszach z ptakami, owocami, piórami, od pierwszego dnia wzbudza w Kutnie sensację. Natychmiast staje się też ozdobą miejscowej socjety. Co niedziela, po mszy, wsiada z drugą doktorową do dorożki i jadą do kawiarni. Uczy się polskiego na „Panu Tadeuszu”. Każde jej przejście przez ulicę przyciąga gapiów, co ułatwia pracę ubekom. Bo oni nie spuszczają jej z oka. Krzywdy nie robią, ale traktują jak potencjalnego szpiega. Dostaje nakaz pracy. W magistracie pracuje w zespole przydzielającym rolnikom ziemię z reformy. Kiedy ziemię rozdano, nowy nakaz skierował ją do liceum, w którym angielskiego nikt nie uczył. A tu z nieba im spada Irlandka. Przepracuje w szkole 12 lat.
– Mama powtarzała: nie dam się zdeptać – opowiada córka. – Nigdy nie zrezygnowała z kapeluszy, wysokich obcasów. Umiała trzymać fason. Nie wolno okazywać, że coś cię boli, mówiła. Kiedy zauważyła, że boję się ubeka za oknem, powiedziała: nie bój się, on cię pilnuje. Natychmiast zrozumiała specyfikę polskiej sytuacji. Irlandia była przecież przez osiem wieków pod okupacją angielską. Kiedy jej rodzina zaczęła przysyłać paczki, a po otwarciu okazywało się, że w środku są cegły i gumiaki, napisała im, że w Polsce są lepsze rzeczy i ona niczego nie potrzebuje. Myślę, że była tu szczęśliwa, nawet wtedy.
W Kutnie przychodzi na świat druga córka, Sylwia. W 1956 r., po wielu odmowach, Bridget dostaje wreszcie pozwolenie na wyjazd do Anglii. Jedzie z córkami. W drodze powrotnej przemyca prezent dla męża od prof. Macintosha – środek znieczulający halotan.

Ponownie w wojsku
Przez 13 lat dr Pokrzywnicki dojeżdża do pracy z Kutna do Łodzi. W 1948 r. ma już doktorat, w 1955 zostaje docentem. W roku 1959 Ministerstwo Zdrowia składa mu propozycję nie do odrzucenia: ma wprowadzić nowoczesną anestezjologię do lecznictwa w Mongolii. – Po raz pierwszy widziałam wtedy przerażenie w oczach mamy – mówi dr Rybicka. – Nie było wiadomo, na jak długo ojciec ma wyjechać. Odmówić nie mógł, bał się o pracę.
Skończyło się na dziewięciomiesięcznym pobycie. W tym czasie dr Pokrzywnicki wyszkolił pierwszych mongolskich anestezjologów.

W 1961 r. otrzymuje następną propozycję – objęcia pierwszej w Polsce Katedry Anestezjologii w Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi. Ponownie wstępuje do wojska. Po trzech latach przenosi się do Warszawy, obejmując Katedrę Anestezjologii w nowo utworzonym Centralnym Szpitalu Klinicznym WAM. Będzie nią kierował do emerytury w 1980 r. Służbę zakończy w stopniu pułkownika.
W 1965 r. otrzymuje tytuł profesora nadzwyczajnego, w 1976 profesora zwyczajnego.
Wpływ prof. Pokrzywnickiego na rozwój nowoczesnej anestezjologii był ogromny. Promotor 26 prac doktorskich, opiekun pięciu przewodów habilitacyjnych, był recenzentem prac wszystkich pierwszych polskich doktorów habilitowanych w tej dziedzinie. W 73 kursach, które prowadził w Klinice Chirurgii w Łodzi, potem w warszawskim Szpitalu Wojskowym na Szaserów, wzięło udział ok. 900 lekarzy. Prezes Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii (1962-1970), wiceprezes Światowej Federacji Towarzystw Anestezjologicznych (1968-1972), konsultant krajowy, przewodniczący Komisji Anestezjologii i Reanimacji PAN. Był też profesor redaktorem tłumaczenia pierwszych podręczników, inicjatorem i redaktorem naukowym czasopisma „Anestezjologia, Reanimacja i Intensywna Terapia”, od 1969 r. wydawanego również po angielsku. Trzy uczelnie medyczne przyznały prof. Pokrzywnickiemu doktorat honoris causa: Wojskowa Akademia Medyczna, poznańska AM i śląska AM.
Prof. Stanisław Pokrzywnicki zmarł w 1993 r.

Dziewiąty asystent
W 1966 r. dziewiątym asystentem prof. Pokrzywnickiego zostaje Zbigniew Rybicki, absolwent warszawskiej AM z 1963 r., wówczas lekarz jednostki wojskowej w Modlinie. – Profesor dostał teczki z dokumentami dwóch kandydatów – opowiada prof. Rybicki. – De facto wybrała mnie sekretarka profesora, pani Alicja, która miała tam dużo do powiedzenia. Tak naprawdę to wybrała zdjęcie. Bo ja dałem świetne, zrobione przez Hartwiga. Zawdzięczałem je koleżance ze szkoły Górskiego na Smolnej, która była córką Hartwiga.
Dziewiąty asystent jest zafascynowany mistrzem: jego wiedzą, sposobem bycia, osobowością. „Osesek”, jak nazywają go w zespole, bo jest najmłodszy, daje się lubić. Więc i profesorska córka z czasem ulega jego urokowi. Evelyne studiuje w warszawskiej AM, a na Szaserów jest wolontariuszką na okulistyce. Ich znajomość trwa dwa lata. Panna przyjmuje oświadczyny, teraz trzeba poprosić o jej rękę rodziców. Staje więc „Osesek” przed budynkiem na pl. Konstytucji, gdzie mieszka profesor z rodziną, z bukietem róż w ręku – dla profesorowej – i przerażeniem w sercu. – Koledzy mnie wepchnęli na schody – wspomina prof. Zbigniew Rybicki. – Profesorowa budziła we mnie ogromny respekt. Była inteligentna, dowcipna, elegancka. Whisky piła bez wody i lodu. Dolewanie wody, mówiła, to szkockie skąpstwo.
Młodzi pobierają się w lipcu 1969 r.
Zbigniew Rybicki w 1973 r. jest po doktoracie, w 1982 po habilitacji, w 1990 otrzymuje tytuł profesora. Pracuje nieprzerwanie w Klinice Anestezjologii i Intensywnej Terapii Wojskowego Instytutu Medycznego, którym kierował w latach 1990-2009. Potem zostaje konsultantem. Za swoje największe osiągnięcie uważa podręcznik „Intensywna terapia dorosłych” (1994; nowe wydanie 2009). Promotor 12 przewodów doktorskich, autor i współautor 70 prac w czasopismach naukowych w kraju i za granicą.
Dr Evelyne Rybicka (II stopień specjalizacji z okulistyki) odeszła w 1997 r. na wcześniejszą emeryturę ze szpitala przy ul. Niekłańskiej. Zbiegło się to w czasie z rodzinną tragedią. Jej młodsza siostra Sylwia uległa śmiertelnemu wypadkowi. Na stałe mieszkała w Londynie z mężem i córką. Należała do kierownictwa londyńskiego instytutu żywności. Przyjechała do matki, po śmierci ojca mieszkającej samotnie przy pl. Konstytucji. Przygotowała sobie kąpiel. Nie było V1, tylko remont dachu, piecyk gazowy w łazience i zapchana wentylacja. Podczas wojny, w Londynie, jej matka miała więcej szczęścia.
Upłynęło niewiele czasu i tragicznie zmarł mąż Moniki, ukochanej jedynaczki Evelyne i Zbigniewa Rybickich, pozostawiając ją z dwiema córeczkami. Dziś Dominika i Karolina są już nastolatkami – najpiękniejszymi na świecie, jak mówi babcia, która zawsze miała dla nich czas i serce.

Archiwum