12 września 2005

Wszedłem z marszu w wir pracy

Rozmowa z Andrzejem JACYNĄ, dyrektorem Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ

Tradycją jest, że dziennikarze zadają pytania po 100 dniach od objęcia nowego stanowiska. Jak ocenia Pan efekty pracy po pierwszym kwartale i jak określiłby Pan specyfikę Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ?

Wszedłem z marszu w wir pracy Oddziału w chwili, gdy od 1 lipca, zgodnie z zarządzeniem ministra zdrowia, musiały wejść recepty z kodem paskowym. Uwzględniając fakt, że na Mazowszu zabrano się do wydawania kodów późno, a w regionie pracuje przeszło 20 tysięcy lekarzy, było to poważnym wyzwaniem. Początkowo podpisywano umowy tylko przy 3 biurkach, ale już wkrótce stworzyliśmy 14 stanowisk. To pozwoliło rozładować napięcia i prawie zupełnie wyeliminować kolejki, na które tak narzekali lekarze. Sytuację utrudniał fakt, że środki zaplanowane wcześniej na ten cel były dalece niewystarczające. Trzeba było błyskawicznie dokonać przeszkoleń i przesunięć pracowników na inne stanowiska. Cały zespół pracował dosłownie od świtu do nocy i dlatego udało się nam odnieść sukces i wykonać zadanie w terminie.
Innym elementem utrudniającym pracę i będącym powodem niezadowolenia petentów jest fakt, że nasze biura znajdują się aż w pięciu różnych miejscach w Warszawie (ul. ul. Sienkiewicza, Koszykowa, Prosta, Grójecka i Bema). Ten problem musi być szybko rozwiązany. Oprócz tego jesteśmy w przededniu rozpoczęcia negocjacji ze świadczeniodawcami na temat kontraktów na drugie półrocze i obie strony wiedzą, że nie będzie to łatwe.

Prasa doniosła, że niedawno powołana dyrektor Świętokrzyskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ zwolniła z pracy już 9 osób. Czy Pan również dokonał tak dużych zmian kadrowych?
Nie. Zastałem zespół pracowników o wysokich kwalifikacjach, chętnych do pracy, a przede wszystkim bardzo doświadczonych. Wielu z nich pracowało jeszcze w kasach chorych, wykonując podobne zadania. W zarządzaniu tak dużą ilością publicznych środków budżetowych (prawie 5 miliardów zł) i w dżungli zawiłych, nieustannie zmieniających się przepisów nowy pracownik, nawet o wysokich kwalifikacjach zawodowych, często się gubi i potrzebuje kilku miesięcy, aby nabrać potrzebnego doświadczenia.
Prowadzenie negocjacji ze świadczeniodawcami jest zadaniem nie tylko odpowiedzialnym i trudnym, wymagającym naprawdę dużych umiejętności i wiedzy, ale również konfliktogennym. Dlatego prowadzący je muszą reprezentować odpowiednio wysoki poziom.
W Mazowieckim Oddziale Wojewódzkim zatrudnieni są pracownicy o naprawdę wysokich kwalifikacjach. Wyż-sze wykształcenie ma 342 pracowników. Zatrudniamy 49 lekarzy z wieloletnim stażem, w tym 5 z tytułami doktora nauk medycznych, 17 prawników, 20 magistrów pielęgniarstwa i 3 inżynierów. 187 osób ma tytuły magistra z takich dziedzin, jak: finanse, zarządzanie i marketing czy ekonomika przedsiębiorstw.
Nowo powołanym pracownikiem jest dyrektor do spraw medycznych Oddziału, lekarz mający dwie specjalizacje II stopnia: z chorób wewnętrznych i chorób zakaźnych, który obronił pracę doktorską z hepatologii, a równocześnie ukończył studia w dziedzinie zarządzania. Ponadto sprawdził się na dyrektorskim stanowisku w Oddziale Kasy Branżowej.
Zatrudniłem również nowego rzecznika prasowego, który oprócz studiów dziennikarskich i zarządzania jednostkami ochrony zdrowia oraz public relations jest lekarzem z wieloletnim stażem. To tyle na temat prowadzonej przeze mnie polityki kadrowej.

Jaka była Pana droga do fotela dyrektorskiego Mazowieckiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ?

Ukończyłem Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Gdańsku, uzyskałem specjalizację II stopnia z anestezjologii i przez szereg lat byłem ordynatorem Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej w Człuchowie. Gdy powstała „Solidarność”, uznałem, że jest odpowiedni czas i klimat, aby rozpocząć zmiany systemu ochrony zdrowia w naszym kraju. Przez dwie czteroletnie kadencje byłem wiceprzewodniczącym Prezydium Sekretariatu Ochrony Zdrowia Komisji Krajowej „Solidarności” i brałem czynny udział w pracach nad przygotowywaniem projektów ustaw sejmowych. To było dobre doświadczenie. Później byłem dyrektorem Branżowej Kasy Chorych, a następnie dyrektorem Szpitala Grochowskiego.

W Pańskim gabinecie, na szafce, widzę niebezpieczne narzędzie – miecz samurajski. Czy należy dopatrywać się w nim jakiegoś symbolu?

To prezent, który dostałem przed laty od współpracowników. Ten miecz jeździ ze mną wszędzie. Ozdabiał gabinety, w których urzędowałem poprzednio. Sam od kilku lat uprawiam karate tradycyjne. To doskonały relaks poprawiający nie tylko kondycję, ale również wpływający korzystnie na psychikę. Ü

Rozmawiała: A. M.

Archiwum