8 września 2021

Słowa na zdrowie. Hejt

Prof. Jerzy Bralczyk

Nasz komputerowo wirtualny świat obfituje w zjawiska, które domagają się specjalnych nazw, bo i same są nowe i specjalne. Często, może dla zmniejszenia poczucia obcości, te nowe nazwy mają w sobie coś swojskiego, choć ich pochodzenie nie jest rdzenne. Mysz oswoiliśmy tłumaczeniem, klik przez kliknięcia i klikania, a w piśmie przez spolszczony zapis, wydaje się niektórym rdzennie polski. W innych słowach, także w wyniku zapisu, ale i przez dźwiękowe skojarzenia, również swojskość znaleźć można.

Bardzo więc sympatycznie brzmią lajki, choć po prawdzie powinny być podobkami, oznaczając coś, co się raczej nam podoba niż co już trwale lubimy. Mejl zapisujemy już zwykle ze staropolskim ej w środku, co tu może się wydać bardzo na miejscu. Takie samo ej ułatwia nam jednak oswajanie zjawisk gorszych, takich jak fejki i hejt. Fejki zdają się nam kłamstwami niejako przez Internet zinstytucjonalizowanymi, tak w tej przestrzeni, pełnej nie zawsze potrzebnej swobody, jest i już. A w hejcie, w którym mamy nawet całe hej, może nam się fonetyczna i graficzna forma wydać niebezpiecznie swojska.

Hejt to z jednej strony zjawisko społeczne, z drugiej – konkretne działanie, a nawet jego owoc: wpis, tekst, który pozostaje, intencjonalnie szkodząc komuś, obrażając, dręcząc. Jako zjawisko hejt jest społecznie groźny, bo zwiększa powszechną agresję, jako działanie zaś – wyjątkowo wredny, a przez nazwę niestety trochę tej wredności się pozbywające. Niedawno jeden z moich studentów bez specjalnego zażenowania nazwał siebie hejterem. Widać pomyślał, że można.

Ale… jak hejtera nazwać? Przecież nie nienawistnikiem! Hejt to nie to, co nienawiść, choć brzmi jak angielskie hate. Ponure i groźne uczucie nienawiści ma w sobie trochę powagi, nieraz nawet intelektualnie atrakcyjnej tajemniczości, a hejt to podłe działanie, tym bardziej obrzydliwe, że anonimowe, zatem, jak myślą hejterzy, bez konsekwencji dla nich samych. To pełne agresji dręczenie, złudnie dowartościowujące czasem zakompleksionych, czasem sadystycznych hejtujących kosztem hejtowanych.

Hejt ma w polszczyźnie sporą rodzinę słów, już tu wcześniej użytych, a także frazeologię, która jak zazwyczaj korzysta z metaforyki. Wiemy więc, że hejt ma płynną konsystencję, bo jego strugi wylewają się. Zapewne ma to coś wspólnego z tak ohydnymi cieczami jak pomyje, też występujące w postaci słów. Obiekty hejtu są zwykle zwane ofiarami, pewnie ze współczucia, nie jestem jednak pewien, czy to im się podoba.

Kłopot, że nie ma w polszczyźnie słowa, które oddawałoby całe plugastwo hejtu. Ale może to dobrze świadczy o naszym języku…

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum