19 listopada 2004

Radzymin

Po publikacji artykułu „Nie możemy przegrać” z cyklu „Wędrówki po regionie – Radzymin” („Puls” nr 9/2004) otrzymaliśmy dwa listy. Publikujemy ich fragmenty.

W pierwszym, zatytułowanym „Odwrotna strona medalu”, autorzy piszą m.in.:
„Szpital wyszedł z długów i został w znacznym stopniu unowocześniony”
– pisze autorka, co niecałkowicie odpowiada prawdzie. Budynek byłego Wydziału Skarbowego, byłego powiatu radzymińskiego, nie kwalifikuje się do pełnienia funkcji szpitala i nie odpowiada wymogom XXI w. Wieloosobowe sale 35-łóżkowego oddziału są bez WC, natrysków czy umywalek, brakuje windy. (…)
Prawdą jest, że kilka lat temu częściowo wykończono nowy budynek, w którym mieści się przychodnia. Opierano się na starych projektach z lat 70., w których nie brano pod uwagę dzisiejszych realiów ekonomicznych (duże, niewykorzystane powierzchnie do ogrzania). (…) Przychodnia niefortunnie została połączona ze szpitalem. Na skutek tego posunięcia POZ w Radzyminie, która według założeń powinna odgrywać zasadniczą rolę w leczeniu pacjenta, stała się (jako jedyna w Polsce) „kopciuszkiem” zdominowanym przez szpital oraz specjalistykę – nie zawsze konieczną. (…)
Pani dyrektor łatwo jest mówić o sporadycznych dodatkach oraz premiach (które dziś są, a jutro ich nie ma) jako podwyżkach z tytułu ustawy „203”. (…) Kontrolę PIP z przełomu czerwca i lipca br., nakazującą wypłacić pracownikom należności z tytułu „203”, pani dyrektor uznała za niewartą wzmianki i nie wykonała tych zaleceń. (…)
Nędznie opłacani pracownicy przychodni nieoficjalnie byli informowani, że część funduszy przychodni musi być przekazana na utrzymanie szpitala. Ponieważ podobne sytuacje powtarzały się w całej Polsce, samorządy różnych szczebli podejmowały decyzje o rozdzieleniu POZ od szpitali. Wszędzie w Polsce, tylko nie w Radzyminie. (…) Nie jest też zgodne z prawdą stwierdzenie, że załoga jest informowana o problemach na bieżąco (spotkań z pracownikami od dawna nie ma). (…)
Uważamy, że pierwszym i najważniejszym posunięciem dla wzmocnienia rangi podstawowej opieki zdrowotnej w Radzyminie powinno być rozdzielenie przychodni od szpitala, wypłacenie zaległych podwyżek i stworzenie możliwości dokształcania się lekarzy zgodnie z Uchwałą NRL. (…)

W imieniu lekarzy – 3 podpisy
do wiadomości redakcji

Autorem kolejnego listu jest pierwszy dyrektor szpitala w Radzyminie, Jerzy Kober, który pisze m.in.:
W roku 1953 otrzymałem od ówczesnego kierownika Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia polecenie zorganizowania szpitala w Radzyminie, w budynku zajmowanym uprzednio przez bank. Budynek posiadał – jak nakazują przepisy – skarbiec, mieszczący się na parterze. Ściany skarbca grubości ok. 0,5 metra wykonano z betonu. Wejście zdobiły potężne stalowe drzwi, zamykane na podwójny kolisty zamek z odpowiednimi, łamanymi kluczami. Pomieszczenie to zostało przewidziane na aptekę, chyba najlepiej w kraju chronioną przed ewentualną kradzieżą. (…)
Były to czasy braku łóżek szpitalnych w kraju, jak i braku lekarzy i pielęgniarek. W szpitalu pracowało 3 chirurgów, 2 internistów i 1 położnik. Badania analityczne wykonywano w maleńkim pomieszczeniu w suterenie. Po upływie kilku lat zlikwidowano oddział położniczy. Szpital cieszył się powodzeniem i zaufaniem mieszkańców, czego dowodem było niemal pełne obłożenie. Zakres świadczonych usług – jak na ówczesne czasy był dość duży. W szpitalu wykonywano wiele poważnych operacji. Do skomplikowanych zabiegów dojeżdżał, w ramach bezinteresownej pomocy, prof. Józef Kubiak. (…)
Wiele niezwykłych zdarzeń z tych czasów utkwiło w mojej pamięci. Opowiem jedno: Milicja przywiozła do szpitala pacjenta, który przed aresztowaniem połknął termometr z aparatury centralnego ogrzewania. (W czasie operacji miałem możność sprawdzenia temperatury w żołądku – ok. 39 st.) Po operacji przy chorym „czuwał” milicjant. W nocy przedstawiciel władzy usnął, a chory, mimo świeżo zeszytej rany brzucha, na skręconych prześcieradłach usiłował wydostać się ze szpitala przez okno, z pierwszego piętra. Niestety, prowizoryczny sznur nie wytrzymał, chory spadł i szwy puściły. Pacjent, trzymając wypadające trzewia, trafił ponownie na stół operacyjny. O dziwo, wszystko skończyło się dobrze. Tylko po wyzdrowieniu, kiedy zapytałem: jak jest możliwe połknięcie tak długiego termometru, chory koniecznie chciał to zademonstrować.
Przypominając sobie te dawne czasy, kiedy człowiek był młody, kiedy tworzenie, a potem ciężka praca stanowiły cel życia, mile wspominam okres pracy w Radzyminie. Ü

Jerzy KOBER

Archiwum