15 kwietnia 2006

Język nasz giętki – Odmiany języka

Jak piszą Anna i Piotr Wierzbiccy w „Praktycznej stylisty ce” (Warszawa 1969), język pisany tak dalece różni się od mówionego, że można go śmiało uznać za pierwszy język obcy. Język ten zaczynamy poznawać dopiero w klasie zerowej, po sześciu latach nauki jedynego do tej pory języka – mówionego. W miarę postępów stykamy się z kolejnymi językami obcymi: szkolnym (nauczycielskim, podręcznikowym i uczniowskim), środowiskowym, zawodowym itd. Rozwija się nasz słownik osobisty. Przybywa wyrazów, zwrotów, którym próbujemy przypisać funkcje odpowiednio do stylistycznego przeznaczenia.
Stosunkowo niewielu ludzi w pełni panuje nad językiem rodzimym. Za dużo w nim odmian i stylów, za dużo tych polskich języków obcych! Tę umiejętność mają w zasadzie tylko inteligenci. Inaczej mówi się do kolegi, inaczej do przełożonego. Innego zasobu słów użyjemy, kiedy zechcemy wyrazić sarkazm, i innego, gdy opowiadamy dowcip. A kiedy to wszystko zamierzamy podać w formie zapisu, musimy układać rzecz od nowa. Język mówiony jest niedokładny, wypowiedzi ustne mogą być urywane, niekompletne, za to wzbogacane mimiką, gestem. Natomiast język pisany wymaga precyzji w budowie zdań, doboru odpowiedniego słownictwa, dbałości o poprawność znaczeniową, spójność tekstu i czytelność.
Wszyscy mamy swój własny sposób mówienia i pisania. Język każdego nowo poznanego Polaka jest kolejnym językiem obcym, którego my, lekarze, musimy się uczyć szybko, w czasie jednej wizyty, żeby nie dopuścić do błędów wynikających z nieskutecznej komunikacji.
Kłopotliwe jest rozróżnianie opozycyjnych odmian języka: mówionej i pisanej, oficjalnej i nieoficjalnej, starannej i potocznej, naukowej i artystycznej, tym bardziej że się krzyżują. Piszemy przemówienie albo list do przyjaciela, artykuł naukowy albo opowiadanie, mówimy do petenta albo znajomego, w zaufaniu albo z pozycji kierownika…
Cała sztuka polega na ocenie sytuacji, w której posługujemy się językiem. Nie powiemy przecież: Uprzejmie proszę obywatelkę matkę, aby raczyła zająć miejsce przy suto zastawionym stole i przystąpiła do spożywania wieczornego posiłku, bo będzie to brzmiało groteskowo. W takim zdaniu połączylibyśmy kilka odmian: pisaną, oficjalną, książkową i urzędową, a przecież chodzi tu o język mówiony, nieoficjalny, potoczny. Lepiej powiedzieć kolokwialnie: Mamo, czekamy już tylko na ciebie, kolacja stygnie. Niegrzecznie natomiast brzmiałby potoczny i poufały rozkaz: Babciu, babcia leci do zabiegowego na zastrzyk! W takiej sytuacji aż prosi się o pewną dozę oficjalności i szacunku. Co innego w domu, co innego w szpitalu. A poza tym to nie nasza babcia. Ü

Piotr Müldner-Nieckowski
e-mail: pmuldner@bibl.amwaw.edu.pl

Archiwum