12 maja 2021

Widziani przez pryzmat pandemii

Niewątpliwie w czasach zarazy postać lekarza jest bardziej widoczna. I oceniana. Czy pandemia wpłynęła na wizerunek lekarza? W rubryce „Zabiegi wizerunkowe” Maciej Orłoś w rozmowie z Renatą Jeziółkowską dzieli się spostrzeżeniami dotyczącymi obrazu lekarza i ochrony zdrowia, jaki pojawiał się w mediach, w przestrzeni publicznej i w głowach pacjentów.

 

Co zmieniło się w ciągu ostatniego roku? Czy społeczeństwo inaczej postrzega lekarzy?

Jest parę rzeczy, które dają do myślenia. Pierwsza to wszystkie akcje typu „Brawa dla medyków”, „Medykom dziękujemy”, hasła na autobusach, na murach, na plakatach. Myślę, że dla lekarzy niestety bez większego znaczenia. Brawa są miłe, ale nie o nie chodzi. Zapewne medycy poczuliby się lepiej, gdyby mieli odpowiednie warunki pracy, nie musieli funkcjonować w chaosie, w instytucjach źle zarządzanych w wyniku braku decyzji lub ich zmienności. Druga rzecz to teleporady. W przypadku niektórych chorych i rodzajów chorób teleporada jest odpowiednią formą kontaktu z lekarzem. Na pewno to wskazówka na przyszłość, że część wizyt u lekarza możemy zastąpić teleporadami. Myślę jednak, że w wielu przypadkach teleporady nie mają sensu. Rozmawiałem z lekarzami, którzy kwestionowali tę formę kontaktu, podkreślając, że wielu schorzeń nie można konsultować przez telefon, bo pacjenta trzeba zbadać, osłuchać. Dotyczy to również koronawirusa. Mówię na podstawie własnych doświadczeń, bo gdy zapadłem na COVID-19, miałem i teleporadę, i spotkanie z lekarzem, który sam przeszedł tę chorobę i odwiedza pacjentów. Trzecia kwestia, która się nasuwa, to kwestia, jak bardzo my wszyscy, pacjenci, społeczeństwo, jesteśmy ofiarami pandemii w sensie psychicznym. I czy trzeba było aż tak blokować cały świat.

To był rok wyjątkowy pod względem przekazów medialnych. Ochrona zdrowia wcześniej nie zajmowała wiele miejsca w gazetach, telewizji czy radiu, teraz każdego dnia jest tematem numer jeden. Ale czy nadal wzbudza zwiększone zainteresowanie, czy temat już się znudził?

Jeżeli chodzi o media, to za ich pośrednictwem politycy wykorzystują epidemię do działań propagandowych. Przykładem jest choćby otoczka spektakularności stwarzana wokół Szpitala Narodowego. Mam wrażenie, że nie ma szczerej woli polityków (co jest związane pewnie z kadencyjnością), żeby naprawdę sprawić, by pacjenci czuli się bezpiecznie. Zresztą przykładów państw, które pokazywały, że można uzdrowić publiczną ochronę zdrowia, jest chyba niewiele. To temat piekielnie ważny dla mediów, które powinny mówić szerzej o ochronie zdrowia, skupiać się nie tylko na koronawirusie.

Na początku pandemii była panika, wszyscy oglądali programy informacyjne i stresowali się. Potem przyszedł moment zmęczenia, a teraz, mimo rekordowych liczb zachorowań, odbiorcy jakby mniej przejmują się epidemią, tęsknią za normalnością, życiem bez obostrzeń. Często już nie są ostrożni. Emocje zmieniały się w ciągu roku pandemii.

Mam wrażenie, że media są niezmordowane, zastanawiam się, jak dziennikarze to znoszą. Dzień w dzień temat pandemii, ale też nakręcanie i straszenie, bo strach się sprzedaje. Uważam, że media zawodzą i gdyby ludzie mniej oglądali telewizję, byłoby spokojniej. Jak wspomniałem, media powinny szerzej traktować temat ochrony zdrowia.

W ciągu tego roku rozpoznawalni stali się nowi eksperci. Lekarze, którzy jako autorytety przebili się na ekran. Jedni zaistnieli, stali się znani, a inni pojawili się i zniknęli…

Nie wszyscy uważają się za medialnych. Są tacy, którzy słusznie dostrzegają, że nie wypadają korzystnie w mediach, i tacy, którzy niesłusznie uważają, że nie są medialni. Jednak media wyławiają osoby, które się sprawdzają i które stają się pewnikami. O! Ten, ten i ten to są dobrzy „setkowicze”, oni nam dadzą dobrą, merytoryczną wypowiedź, która będzie atrakcyjna. Nie zje ich trema, nie zestresują się. Powiedzą składnie i jeszcze w dodatku ciekawie, wypowiedź będzie wyrazista, połączona z emocjami. Mamy swoją listę nazwisk i z niej korzystamy. Czasami jest rozszerzana, ktoś na nią wskakuje na stałe. Są też ludzie, którzy nadają się do występów w mediach i świetnie sobie radzą, ale nie chcą z jakichś powodów, może politycznych, może innych, lub są mniej odważni. Muszę powiedzieć, że brakowało mi różnorodności w doborze rozmówców. Widziałem, że znowu ten sam ekspert i już wiedziałem, co powie, czy będzie mnie straszył, będzie mówił to i to. A ja bym chętnie usłyszał jeszcze jakąś opinię, chciałbym zderzenia odmiennych spojrzeń dwóch ekspertów, np. wybitnej klasy profesorów epidemiologów, wirusologów czy jeszcze innych, żeby miała miejsce dyskusja. Warto też zwrócić uwagę na aspekt polityczny. Gdy ekspert jest członkiem jakiegoś gremium doradczego, odbiorca może mieć wątpliwości, czy jest niezależny, czy czuje się zobligowany do ważenia słów.

Jak w takim razie być ekspertem obiektywnym? Co zrobić, żeby uchodzić za osobę niezależną i budować swoją wiarygodność?

Mieć spójny przekaz, który będzie wyważony, który będzie mój, polegający na mojej wiedzy, na moim doświadczeniu. Nieuwikłany, nieuwarunkowany jakimiś zależnościami. To nie jest proste, wielu ekspertów nie ma tego komfortu, ponieważ do opinii, którą prezentują, dochodzi polityka albo instytucja, którą reprezentują. Ordynator oddziału szpitalnego lub dyrektor szpitala nie może sobie pozwolić na niezależność, bo komuś podlega, ktoś go rekomendował, musi ważyć słowa. Nie zawsze może mówić to, co naprawdę myśli.

Doradcy, eksperci uwiarygadniają przekaz?

Mam wrażenie, że nie korzystano z takich gremiów w odpowiedniej skali. Ciało doradcze przy premierze powstało dość późno. Na początku pandemii zastanawiałem się, dlaczego nie powołano zespołu ekspertów z różnych dziedzin, nie tylko lekarzy wirusologów, ale np. psychiatrów, oraz ekonomistów i innych specjalistów, którzy by dzień i noc siedzieli z politykami i zastanawiali się, jak poradzić sobie z pandemią i jej skutkami.

Wynikające z pandemii zwrócenie uwagi na tematy związane ze zdrowiem to dla lekarzy szansa na mówienie głośno o tym, co tak naprawdę dzieje się w systemie.

Pandemia obnaża słabości, pokazuje, że ten system w ogóle nie działa. To powinno skłaniać do głębszego zainteresowania, do wyciągania wniosków, działania w dobrej sprawie. Fakt, że mamy COVID, nie powinien oznaczać, że zablokowana jest cała ochrona zdrowia, że pacjenci nie są umawiani na wizyty i zabiegi. Polacy nie chodzili do specjalistów, nie badali się. To powinien być temat numer jeden: pandemia się skończy, ale co dalej z ochroną zdrowia? Jak znam życie, nie będzie. Znajdą się tematy zastępcze…

Pojawił się wirus, potem sądziliśmy, że jest w odwrocie, później znów się rozszalał – taki zmienny obraz rzeczywistości funkcjonował w minionych kilkunastu miesiącach.

Niespójność przekazu. W pewnym sensie rozumiem, że nie sposób było wszystko przewidzieć, cały świat się pogubił. Nie ma tutaj mądrych, nie ma kogoś, kto ma ewidentną rację i wymyśli sposób poradzenia sobie z epidemią. Niespójny przekaz, dezinformacja, „odwoływanie” wirusa – rządzący mają kłopoty komunikacyjne. Może powinienem uważnie oglądać konferencje prasowe ministra zdrowia, ale nie mam cierpliwości. Komunikacja dotycząca szczepień moim zdaniem jest fatalna. Pacjenci mało wiedzą, a to przecież superważna sprawa.

Wytyczne i procedury zmieniały się. Pacjenci gubili się w tym, gdzie powinni się zgłosić, gdy podejrzewają u siebie COVID, co dalej robić itd.

Jest chaos. Miałem takie myśli, kiedy dopadł mnie COVID. Chorych ogarnia poczucie kompletnego opuszczenia, czują się zaniedbani, nie wiedzą, co ze sobą zrobić, żyją w strachu, obawiają się, że mogą liczyć tylko na siebie, że system nie zapewni im bezpieczeństwa.

Jak może zareagować lekarz, gdy pacjent bardziej wierzy temu, co słyszy w telewizji, niż temu, co mówi lekarz? Niekiedy pacjenci próbują wręcz pouczać lekarzy lub zgłaszają się do nich z własną diagnozą opartą na tym, co przeczytali lub usłyszeli w mediach.

Nie zazdroszczę lekarzom, że muszą się mierzyć z czymś takim. Chyba dla lekarza najgorszy jest pacjent, który przeczytał wszystko, co znalazł w Internecie, i jest najmądrzejszy. Takiego pacjenta powinno się „postawić do pionu”. Powiedzieć mu: Ja, lekarz, mam doświadczenie wieloletnie, ukończone studia, praktykę i na podstawie mojej wiedzy, którą poszerzam, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że jest tak i tak. Dając do zrozumienia, że właśnie lekarz jest na pierwszej linii, a nie media. Bo jeśli chcemy uzyskać poważną poradę w sprawie zdrowotnej, jednak idźmy do lekarza. <

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum