1 czerwca 2007

To może spotkać każdego

Mówi Paweł BARANOWSKI – neurochirurg, dyrektor STOCER-u, zatrzymany przez CBA – w rozmowie z Ewą Gwiazdowicz

Panie doktorze, czy wie pan, dlaczego został pan zatrzymany?

Okazuje się, że każdy z nas, lekarzy, może spotkać się z prowokacją i zarzutem tzw. biernej korupcji. Bo każdy, kto pracuje przynajmniej 25 lat w służbie zdrowia, a i krócej, na pewno może znaleźć się w sytuacji, że ktoś powiedział, że dał… A wtedy jest słowo przeciwko słowu. Jestem przekonany, że była to przygotowana wcześniej prowokacja i ciąg oskarżeń. Jako dyrektor i ordynator stanąłem, być może, w jakimś niewygodnym miejscu dla jakiejś sprawy.

Postawiono panu zarzut korupcji…

Moją dewizą w pracy lekarskiej było nieuzależnianie leczenia od pieniędzy. Operowałem bez pytania, czy ktoś jest ubezpieczony, bogaty, ładny. Tak zostałem wychowany i przygotowany do zawodu lekarza. O tym świadczy moja dwudziestokilkuletnia praca. Przyjmowałem i operowałem chorych, o których często nawet nie wiedziałem, jak się nazywają. Czasem, gdy bliscy dowiadywali się o stan zdrowia danego pacjenta, nie potrafiłem odpowiedzieć, bo operowałem go np. w nocy, przygotowanego do operacji przez zespół, i nie wiedziałem, jak ten pacjent się nazywa… Zoperowaliśmy w naszym szpitalu tysiące chorych. Do pewnego momentu tylko ja byłem operatorem z drugim stopniem specjalizacji na naszym oddziale. Dzisiaj jest nam już trochę łatwiej, bo udało mi się wykształcić znakomitą kadrę neuroortopedów – zespół młodych chirurgów pomagający chorym. Natomiast jeszcze dwa, trzy lata temu musiałem być w zasadzie przy każdej operacji. I to np. bardzo zdziwiło panów ze służb specjalnych (wracam tu do rozmów po zatrzymaniu mnie). Pytali: – Dlaczego był pan przy każdym pacjencie, czego pan tam szukał? czego oczekiwał?

Moment zatrzymania…

To sytuacja nie do wyobrażenia. Ogromny stres i pretensja – dlaczego? Wcześniej, jak się okazało, została dokonana prowokacja w moim prywatnym gabinecie.

Pacjent przychodził do pana z jakąś propozycją?

Nie, przychodził się leczyć. Wcześniej, w szpitalu, próbował dać mi jakieś pieniądze – odmówiłem, przyszedł do gabinetu prywatnego. Myślę, że była to kwestia braku „czegoś na mnie”, więc trzeba było dokonać prowokacji. Dawałem mu kolejne zalecenia, przynosił zdjęcia, dostał wypis. Tego dnia przyszedł po jakąś pieczątkę na wypisie, ponieważ: bardzo mu była potrzebna, jak twierdził, dla komisji lekarskiej. Prawie pół godziny negocjował warunki zapłaty. Powiedziałem, że to są warunki, jak w prywatnym gabinecie – 200 zł, a jeżeli chce zapłacić za poprzednie wizyty, za które nie płacił (był chyba trzykrotnie u mnie), to jest 600 zł. I wtedy to się stało, gdzieś wsunął pieniądze, gdzieś tam w papiery na biurku, czego nie zauważyłem… Było to późnym wieczorem, ok. godz. 21. Po zakończeniu pracy nie zdążyłem dojść do mieszkania (gabinet znajduje się w domu), panowie z napisem CBA wpadli do mnie: – Jest pan zatrzymany za korupcję! To niesamowite przeżycie, można umrzeć. Starałem się zachować spokojnie, ale dostałem jakichś konwulsji, dreszczy…

Czy użyto wobec pana siły?

Nie, choć w pierwszych momentach, szczególnie młodzi gniewni insynuowali, że nareszcie się doczekałem itp., ale potem emocje im opadły i rozmawiali ze mną spokojnie.

Jak długo był pan zatrzymany?

W areszcie policyjnym, na Żytniej, spędziłem 30 godzin, bez możliwości kontaktu z adwokatem, rodziną, mogłem tylko zawiadomić Urząd Marszałkowski (organ założycielski szpitala) o zaistniałej sytuacji. Dopiero na drugi dzień po zatrzymaniu adwokat, którego zatrudniła moja małżonka, „znalazł mnie” i powiedział, jakie mam prawa i obowiązki. Wyszedłem po wpłaceniu kaucji. Nie czuję się winien zarzutów postawionych w wyniku pomówień i prowokacji.

Jest pan w tej chwili dyrektorem „w zawieszeniu”…

Jestem w dziwnej sytuacji. Prokuratura po złożeniu oskarżenia wniosła o zawieszenie mnie w czynnościach dyrektora na czas do zakończenia sprawy. Trudno powiedzieć, jak długo to potrwa. Szpitalem kieruje mój dotychczasowy zastępca administracyjny. Gorsza sprawa dotyczy ordynatury. Według prokuratury – mogę leczyć, mogę operować, byle nie rządzić. W przypadku specjalisty w dziedzinie, którą reprezentuję, trudno sobie wyobrazić, jak mam decydować o czynnościach medycznych, nie mając możliwości przełożenia tego na rządzenie, a raczej – na korzystanie z mojego doświadczenia. Koledzy jednak to respektują, często korzystają z moich rad.

Panie doktorze, co się dzieje? Żyjemy wśród doniesień o zatrzymaniu lekarzy, o zarzutach korupcji, a nawet o podejrzeniach zabójstw, w których mieli uczestniczyć lekarze?

Nie odczuwałem nigdy, że mam się czegoś obawiać, bo w nic nie jestem zamieszany. To, co się dzieje, jest symbolem działania nowych grup specjalnych, powołanych do walki z korupcją, ale chyba mało jest ważne to, co się dzieje – ważne jest uzyskanie informacji. Czy jest to zbieg okoliczności z akcją protestacyjną służby zdrowia, trudno powiedzieć. Jestem z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Doznałem od niego dużego wsparcia przez wiele lat – od chwili, gdy pojawiłem się w szpitalu…

Zaraz, zaraz, co ma wspólnego PSL i sytuacja szpitala z pana zatrzymaniem?

STOCER leży na ziemiach, gdzie działa głównie PSL.
Ci ludzie obdarzyli mnie zaufaniem i pomocą. Objąłem szpital z 53 mln zadłużenia, sytuacja zdawałoby się bez wyjścia, ale podjąłem to wyzwanie. Zresztą zawsze twierdziłem, że życiowi optymiści mają szansę na działanie. Rzeczywiście po wielu walkach udało mi się dobrać ludzi zaufanych, szlachetnych i dobrych specjalistów, i od ubiegłego roku poszliśmy ostro w górę. Również dzięki wsparciu samorządu. Tuż przed zatrzymaniem przedstawiłem swoje plany dotyczące rozwoju szpitala.
Funkcjonariusze CBA zarzucili mi w rozmowach po zatrzymaniu, że zrobiliśmy duże cięcia osobowe, że zostało zwolnionych wiele osób, że przekształcenia mogą powodować niezadowolenie pewnych grup społecznych. Takie są losy historii politycznej i medycznej. Chyba więc stąd się mogły wziąć oskarżenia. Od pacjentów z całej Polski otrzymałem wiele telefonów, że w każdej chwili mogą stawić się na rozprawę, potwierdzić moją etyczność i wiarygodność. Natomiast ta sytuacja na pewno była trudna dla kilkuset osób z Konstancina. Jednak jestem przekonany, że bez rygorystycznych cięć szpital nie miałby żadnych szans.

Kto powinien bronić lekarzy?

Nie mamy w tej chwili obrońcy, ale doceniam pozytywne słowa, jakie padły w moim przypadku od tych, którzy mnie zatrudniają, od kolegów, z Izby Lekarskiej. To bardzo cenne wsparcie.

Czy, według pana, dowód wdzięczności jest
korupcją? Czy można odmówić wdzięcznemu pacjentowi, który przynosi np. butelkę alkoholu, wazon, obraz, słój grzybów?

W sytuacji, w której jestem, trudno mi o tym mówić, ponieważ nie znam kryteriów oceny przez dzisiejszą władzę, co jest korupcją. Wielokrotnie przewijały się opinie, że nawet korzyści finansowe nie są korupcją, jeżeli zostały wręczone po leczeniu, nie mówię oczywiście o dużych kwotach. Dzisiaj nie wiemy, jak to jest traktowane. Zastraszanie jest widoczne. To jakaś forma negowania ludzkich więzi. O tym pisał prof. Wiesław Jędrzejczak, ale nie tylko on. Pacjenci przepraszają, że boją się przynieść kwiaty. Ostatnio na 30 wypisów tylko 2 pacjentów (i to rodzina) odważyło się przynieść bukiet – mówili, że się nie boją i żebym ja też się nie bał.
Przypominam sobie ostatnie spotkanie z okazji Świąt Wielkanocnych i mszę z udziałem naszego kapelana. Mówił on, że w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, zapominamy o tym, że człowiek ma prawo wyrazić swoją wdzięczność, i nie powinniśmy się bać przyjęcia wyrazów wdzięczności pacjenta. Czym innym jest uzależnianie leczenia od pieniędzy.

Czy czuje się pan okaleczony?

Tak, jestem okaleczony – jako lekarz i jako nauczyciel pokolenia młodych chirurgów. Działania CBA nieodwracalnie podważają zaufanie dotyczące mojej postawy etycznej. Podważono również moją wiarygodność jako człowieka, który chciał pokazać, że szpital nie musi być źle prowadzony, może być dobrym domem dla pracowników (chyba taką opinię miałem, bo związki zawodowe napisały piękny list do marszałka województwa z prośbą o ochronę, ponieważ czują się bezpieczne „pod moimi skrzydłami”). To jeden z niewielu szpitali, który nie miał konfliktu ze związkami zawodowymi, staraliśmy się zawsze negocjować wszystko, co było zmieniane.
A dziś rodzina pyta mnie: – Po co ci to było?

Paweł Baranowski – l. 53; od 2004 r. dyrektor Centrum Rehabilitacji „STOCER”; od 2000 r. ordynator oddziału; od chwili objęcia stanowiska dyrektora – na urlopie bezpłatnym jako ordynator; pomimo pełnienia funkcji dyrektora dodatkowo operuje i dyżuruje jako chirurg

Archiwum