3 maja 2005

Zastrzyk nie wyleczy

Każdy, kto choć trochę poznał specyfikę naszej służby zdrowia, wie, że wysyłane w stronę tego rozbitka łodzie ratunkowe już nie raz przychodziły mu z pomocą, ale zawsze zostawiały go na pełnym morzu, próbując tylko przedłużać agonię.

To przywiązanie do byle jakiej egzystencji stało się dla wielu zadłużonych szpitali tak silne, że ich personel nie wyobraża sobie podjęcia jakiegokolwiek ryzyka, by wyjść z marazmu, przyjmując wszakże założenie, że lepsza bieda oswojona niż nieznana rewolucja połączona z konkurencją i wolnym rynkiem.

Nie inaczej stało się teraz, gdy po blisko dwóch latach sporów o kształt ustawy restrukturyzacyjnej, mającej zmusić szpitale do przestawienia się na inne tory zarządzania (wymagające od dyrektorów większej odpowiedzialności za finanse, a od pracowników zgody
na konieczne zmiany – z redukcją zatrudnienia, często w administracji, włącznie), uchwalono prawo, które jedynie zasili szpitalne konta kwotą 2,2 mld zł, bez wprowadzenia mechanizmów dyscyplinujących zaciąganie kolejnych zobowiązań. Oczywiście, pieniądze te są placówkom medycznym potrzebne, bo pozwolą – choć na trochę – wyjść z pętli zadłużenia. Jednak gdyby nawet przekazać im dwa czy trzy razy więcej, już za pół roku nie będzie po nich śladu i stare kłopoty powrócą. Zastrzyk pieniędzy może nie zaboli jak cięcie skalpelem bez znieczulenia, ale też nie spowoduje tego, że pacjent odzyska zdrowie.

Dziwi mnie radość opozycji ze zwycięstwa przy uchwalaniu tego kadłubkowego prawa, bo przecież nie rozwiązuje ono żadnego problemu w ochronie zdrowia, z którym przyjdzie się zmierzyć przyszłej władzy. Twierdzenie, że jest to „honorowe rozwiązanie problemów ustawy 203” nie przekonuje, bo po co w takim razie w tytule tego aktu prawnego mówi się o „restrukturyzacji finansowej”? Lepiej byłoby już po prostu powiedzieć, że rozdajemy te dwa miliardy, bo trzeba je do końca tego roku wydać (skoro są zapisane w ustawie budżetowej), niż mamić wirtualną restrukturyzacją. A może potraktować to wszystko jako prezent w roku wyborczym – pewnie
i lewa, i prawa strona jeszcze nieraz powołają się na tę ustawę, oczekując wdzięczności wyborców.

Najpierw Jerzy Hausner, a teraz Marek Balicki przegrali bój o swoje wizje systemu ochrony zdrowia. Nawet jeśli nie były do końca przemyślane, to co nas teraz czeka?

Wysłana szalupa ratunkowa płynie w stronę rozbitków
– bez kół ratunkowych, brak też na razie nowych łodzi, do których mogliby się przesiąść. Ü

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum