11 maja 2009

Bez znieczulenia

Będziemy mieć koszyk świadczeń gwarantowanych. Sejmowe prace nad projektem ustawy dobiegają końca. By jak najszybciej ją uchwalić, narzucono iście ekspresowe tempo. W lutym było pierwsze czytanie, a już w kwietniu mieliśmy sprawozdanie Komisji Zdrowia. Wygląda więc na to, że Sejm uchwali ustawę przed wakacjami i od września będzie obowiązywać pierwszy katalog świadczeń gwarantowanych. Czy spełni oczekiwania pacjentów i lekarzy? Niedługo się przekonamy. Już teraz jednak widać, że wiele z przyjętych w projekcie rozwiązań, a także sposób ich wprowadzenia mogą sprawić dużo kłopotów.
Główne założenie projektu polega na odejściu od obowiązującego dzisiaj koszyka negatywnego i wprowadzeniu koszyka pozytywnego. Koszyk negatywny to zamieszczona w ustawie lista kilkudziesięciu świadczeń, które nie są finansowane ze środków publicznych. Pozostałe świadczenia są automatycznie gwarantowane. Natomiast koszyk pozytywny to lista obejmująca wszystkie świadczenia lub procedury gwarantowane. Świadczenia, których nie ma na tej liście, ubezpieczonym nie przysługują. Ponieważ procedury gwarantowane liczy się w tysiącach, łatwo może dojść do wielu pomyłek.
Projekt wprowadza dwie grupy świadczeń gwarantowanych: finansowane w całości oraz współfinansowane. Jaka będzie wysokość dopłat do świadczeń współfinansowanych . nie wiemy. To rozstrzygnie minister zdrowia w rozporządzeniach. Z uzasadnienia wynika, że dopłaty mogą być znaczne, że mają mieć charakter fiskalny. W tej sytuacji niepokoi fakt, że nie przewidziano mechanizmów osłonowych dla osób, dla których dopłaty będą barierą trudną do pokonania.
Ustalanie koszyka nie jest łatwe. Tym bardziej że kryteria podejmowania decyzji w sprawie włączenia lub wyłączenia danej procedury z finansowania publicznego nie mogą być zamknięte czy jednoznaczne. Zawsze będzie istniała potrzeba oceny lekarza, bo żadne wytyczne nie określą każdego możliwego przypadku. Dlatego ekonomiści wskazują, że ważniejsze od koszyka pozytywnego jest wprowadzenie bodźców, które będą wpływać na zachowania pacjentów, np. współpłacenie. Ważne, aby jego skala była niska i dla nikogo nie stanowiła nadmiernego obciążenia. Wszak celem jest ograniczanie nieuzasadnionego popytu, a nie drenowanie kieszeni pacjentów. Takie opłaty funkcjonują w wielu krajach europejskich. Ostatnio wprowadzili je Czesi. Rezultaty są zachęcające. Zatem od tego należałoby zacząć. Natomiast jeśli chodzi o koszyk, to w pierwszym kroku najlepiej uznać stan obecny, czyli to, do czego pacjenci i lekarze są przyzwyczajeni. Dopiero w kolejnych etapach można rozstrzygać o włączaniu do koszyka nowych, zazwyczaj kosztownych technologii i usuwaniu procedur przestarzałych. Żeby to robić porządnie, trzeba zacząć od oceny nie więcej niż kilkunastu procedur rocznie.
Uregulowanie koszyka to jedna z najistotniejszych kwestii dla ubezpieczonych i całego systemu opieki zdrowotnej. Błędne założenia i nadmierny pośpiech mogą doprowadzić do jego odrzucenia. A to utrudni rozsądne działania w przyszłości. Ü

Marek BALICKI

Archiwum