3 września 2020

Kolejki

Długie kolejki do specjalistów to dla pacjentów smutny standard. Ludzie w kolejkach tracą zdrowie, w kolejkach umierają. Alarmowaliśmy o tym podczas naszej ubiegłorocznej kampanii społecznej. Przytaczaliśmy niechlubne dla systemu ochrony zdrowia statystyki zaczerpnięte z Barometru WHC. Z założycielem fundacji Watch Health Care Krzysztofem Łandą rozmawia Renata Jeziółkowska.

Barometr WHC w kampanii Narodowy Kryzys Zdrowia z 2019 r. okazał się przydatnym narzędziem diagnozowania największych bolączek systemu opieki zdrowotnej. Jak to narzędzie działa, a raczej działało?

Ostatni barometr opracowano w lutym 2019 r. Każdy barometr zawiera informacje o średnim czasie oczekiwania w prawie wszystkich dziedzinach medycyny, w których kolejki występują, czyli w większości dziedzin. W każdej zbiera się informacje dotyczące pięciu tzw. świadczeń wskaźnikowych: świadczenia diagnostycznego, świadczenia podstawowego i trzech albo czterech świadczeń specjalistycznych. W przypadku każdego świadczenia zbierane są informacje minimalnie z pięciu szpitali bądź przychodni, oczywiście rozrzuconych po całej Polsce. Jeśli w którejś placówce dane wyraźnie odstają od pozostałych (np. czas oczekiwania na zabieg jest znacznie dłuższy), typujemy kolejnych pięć szpitali. W toku kampanii wyborczej najpierw parlamentarnej, potem prezydenckiej, próbowaliśmy zachęcić do współpracy w opracowaniu nowej wersji barometru partie polityczne i kandydatów na prezydenta. Niestety, odpowiedź przyszła raz, z jednego sztabu– że sztab nie ma pieniędzy. W tym samym czasie okazało się, że wydaje kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie na działania w Internecie. Takie są priorytety polityków.  Ale bez względu na to fundacja WHC realizuje z sukcesem inne projekty, które mają na celu edukację i uświadamianie społeczeństwu stanu systemu opieki zdrowotnej i na pewno mobilizują rządzących, by bardziej przykładali się do swoich obowiązków. Nasz codzienny przegląd newsów #WHCnews czytany jest z wypiekami na twarzy, a akcja społeczna #StopCelebrytyzacji-Pseudonauki przyniosła nam nawet międzynarodowe zainteresowanie.

Jakie są dotychczasowe wnioski z barometru? Czy widać tendencje wydłużania się lub skracania kolejek?

W przypadku pojedynczego świadczenia dane z pięciu czy dziesięciu szpitali nie są precyzyjne. Ale już dla całej dziedziny medycyny, gdy mamy dane dotyczące pięciu świadczeń zdrowotnych i każde jest oceniane w pięciu lub dziesięciu szpitalach, informacja jest precyzyjna. Jeżeli zaś skompilujemy dane dotyczące wszystkich na stałe monitorowanych świadczeń wskaźnikowych z kilkudziesięciu dziedzin medycyny,   otrzymujemy bardzo precyzyjną informację dotyczącą średniego czasu oczekiwania na świadczenia w Polsce. Barometr to przede wszystkim informacja o zmianach średniego czasu oczekiwania przez Polaków na świadczenia we wszystkich dziedzinach medycyny, co jest najdobitniejszym wskaźnikiem sytuacji w ochronie zdrowia w naszym kraju i wyznacznikiem, czy w odczuciu pacjentów ta sytuacja poprawia się, czy pogarsza. Zmiany średniego czasu oczekiwania w kolejkach są monitorowane bardzo precyzyjnie. Od kiedy opracowywany jest barometr, następowało (z drobnymi wahnięciami) wydłużenie czasu oczekiwania w kolejkach. Mimo że w niektórych dziedzinach czas oczekiwania się skraca, w innych się wydłuża, stąd generalnie wydłużanie się czasu oczekiwania. O czym to świadczy? W polskim systemie opieki zdrowotnej jest coraz gorzej, powiększa się dysproporcja między zawartością koszyka, możliwościami wykonywania świadczeń a wielkością środków finansowych, które są w systemie. Degrengolada, można powiedzieć, w systemie opieki zdrowotnej nasila się i tak naprawdę ten system osiada jak kompost.

W jakich dziedzinach dane są najbardziej niechlubne?

Zmieniły się proporcje po zmianach wprowadzonych przez Ministerstwo Zdrowia w przypadku zabiegu usunięcia zaćmy, rezonansu magnetycznego, alloplastyki stawu biodrowego i kolanowego – zniesiono limity, więc kolejki rzeczywiście się skróciły. Skoro nie ma w tej chwili nikogo zainteresowanego monitorowaniem kolejek, to na razie nie zrobiliśmy kolejnej edycji barometru, która by wspomniane zmiany uwzględniała. „Tradycyjnie” najdłuższe kolejki są do endokrynologów, ortopedów, stomatologów, kardiologów dziecięcych i neurochirurgów.

A wielu pacjentów nie może czekać…

Koszyk świadczeń gwarantowanych zawiera świadczenia gwarantowane tylko z nazwy. Bo jakież to są gwarancje, jeśli ludzie czekają tygodniami lub miesiącami na świadczenia zdrowotne, które są superskuteczne i relatywnie tanie, czyli bardzo opłacalne z punktu widzenia płatnika. Jeżeli są do tych świadczeń, powiedziałbym zupełnie podstawowych, kolejki, to znaczy, że system jest niesprawiedliwy i wypaczony. Bo człowiek leczony na wcześniejszym etapie choroby mógłby wyzdrowieć albo jego choroba wolniej by się rozwijała. Jeżeli poczeka w kolejce kilka miesięcy, niestety z dużym prawdopodobieństwem leczenie zostanie wdrożone, gdy choroba będzie znacznie bardziej zaawansowana. Wielu tego leczenia nie doczeka, a wszyscy chorzy są skazani na cierpienie, którego można było uniknąć. Czasem zaprzepaszcza się szansę na wyzdrowienie pacjenta, często choroba jest już tak rozwinięta, że musi on iść na rentę. I znowu państwo, czyli my wszyscy, ponosi koszty – nie tylko droższego leczenia, ale również rent. Dodatkowo pacjent często jest wyłączony z pracy czasowo lub trwale, a więc nie dokłada się do PKB. Ten system jest nastawiony na „produkcję” inwalidów…

 Jak Polska wypada na tle innych państw w świecie i w Europie? Czy bardzo odstajemy w tych statystykach?

Tak, wyglądamy bardzo źle w porównaniu z innymi krajami. Zachęcam do zapoznania się z raportem Euro Health Consumer Index, który porównuje stan opieki zdrowotnej we wszystkich krajach Europy i nie tylko. Tam jest bardzo ciekawy diagram – mapa Europy, na której połowę państw zaznaczono na czerwono, a drugą na zielono. Na zielono oznaczono kraje, w których nie ma kolejek. Politycy oszukują polskie społeczeństwo, próbują nam wmówić, że wszędzie jest źle, że wszędzie są problemy z ochroną zdrowia, wszędzie ludzie są niezadowoleni, wszędzie są kolejki. Nieprawda. W połowie krajów europejskich, zaznaczonych na tej mapie na zielono, nie ma istotnych kolejek do świadczeń z koszyka. Na czerwono zaznaczono kraje, gdzie są poważne ograniczenia dostępu, czyli nieznośne kolejki. Polska oczywiście należy do krajów zaznaczonych na czerwono i znajduje się niemal na samym końcu rankingu.

Co pana zdaniem mogłoby uzdrowić system? Jakie decyzje są potrzebne?

Najważniejszy jest koszyk. To fundament opieki zdrowotnej. W przypadku prywatnych towarzystw ubezpieczeniowych trudno sobie wyobrazić, żeby ubezpieczony nie wiedział, co mu się należy za opłacaną składkę. Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie nawoływał na początku XXI w., że nasi rządzący nie przestrzegają konstytucji, gdyż nie określili, jakie świadczenia należą się ludziom za opłacane co miesiąc składki. I to jest podstawowy problem. Politycy w Polsce nie rozumieją lub nie chcą wypełnić nawet tego podstawowego obowiązku i fundują społeczeństwu życie w niedookreślonej rzeczywistości rodzącej morze nieszczęść. Części lekowe koszyka – to znaczy wykazy leków refundowanych – opracowano bardzo precyzyjnie, a budżety lekowe są pod pełną kontrolą. Można przewidzieć, ile będzie kosztować płatnika włączenie nowych leków do koszyka świadczeń gwarantowanych, czyli objęcie ich refundacją. Niestety, części nielekowe koszyka, czyli tzw. rozporządzenia okołokoszykowe dotyczące świadczeń nielekowych, są bardzo źle zdefiniowane. Określono je tak ogólnikowo, że obywatel nie wie, co mu się należy.

Kiedy byłem wiceministrem zdrowia (od końca 2015 r. do kwietnia 2017), udało mi się rozpocząć przegląd koszyka z pomocą pracowników NFZ, dzięki uprzejmości prezesa Jacyny. Wywalczyłem wtedy pieniądze na zatrudnienie 100 „koszykarzy”, to znaczy analityków, którzy mogliby zrobić pełny przegląd koszyka, lepiej zdefiniować jego elementy, czyli lepiej określić prawa pacjenta do świadczeń gwarantowanych. Ministerstwo Finansów w końcu przyznało środki. Pieniądze trafiły do Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, która zatrudniła 100 analityków do prac nad koszykiem. Od kiedy odszedłem z resortu, ci ludzie zajmują się wszystkim, tylko nie koszykiem. Bardzo mi przykro, ale jeżeli nikt nie zajmuje się koszykiem, nie ma żadnych szans na poprawę sytuacji chorych w Polsce i zlikwidowanie kolejek.

Czy podejmowane obecnie decyzje mogą być skutecznym rozwiązaniem części problemów? Czy to tylko półśrodki?

Krokiem w słusznym kierunku jest zniesienie limitów na badania obrazowe, alloplastykę stawu biodrowego, zabieg usunięcia zaćmy. Ale to kropla w morzu potrzeb. To tylko cztery czy pięć świadczeń, a ludzie czekają w kolejce na wszystkie świadczenia praktycznie w każdej dziedzinie. To jest z gruntu niesprawiedliwe i niegospodarne.

Jak bardzo sytuację pacjentów skomplikowała epidemia?

Epidemia wywołała chaos w całej opiece zdrowotnej. Wielu ludzi bało się pójść do lekarza lub do szpitala, więc wiadomo, że trafią do tego lekarza czy szpitala niestety z bardziej zaawansowaną chorobą. COVID-19 spowodował zwiększoną zapadalność i nasilenie depresji, uzależnień, otyłości. Ale w niektórych zakresach epidemia przyniosła korzystne efekty zdrowotne, np. ludzie przestali się przemieszczać, więc wypadków było znacznie mniej, a tym samym mniej urazów wielonarządowych. Dzięki noszeniu maseczek, powszechnej dezynfekcji i dystansowaniu się istotnie spadła zapadalność na wiele chorób zakaźnych. Jednak kolejki wydłużą się, gdy ludzie przestaną się bać. A wiadomo, że w sytuacji nagromadzenia pacjentów łatwo się kolejek nie rozładuje. Szpitale to nie jest maszyna w fabryce, która – nagle podkręcona – zrobi dwa razy więcej zabiegów. W większości dziedzin medycyny wydajność jest jasno określona i zależy od liczby lekarzy, ale też sprzętu medycznego, łóżek. Są dziedziny, w których wydajność sprzętu można zwiększyć. Przykładowo urządzenia do rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej mogłyby pracować nie 3 czy 4 godziny dziennie, ale nawet 12. Pojawia się jednak problem z lekarzami, którzy mogliby opisać „wyprodukowane” badania. Zniesiono limity, lecz kolejki wciąż są, tylko nie do aparatury, ale do lekarzy, którzy opisują uzyskane obrazy. Bardzo bym chciał opracować barometr i zobaczyć, jaki jest w tej chwili średni czas oczekiwania w Polsce na świadczenia zdrowotne. Musiałbym jednak mieć potwierdzenie, że to rzeczywiście temat interesujący dla partii politycznych i polityków. Wydaje mi się, że traktują ochronę zdrowia po macoszemu, a to, prawdę mówiąc, demotywuje.

Wspomniał pan o zbyt małej liczbie lekarzy. Lekarze są ponadto przeciążeni m.in. biurokracją. Czy wśród rozwiązań systemowych powinno znaleźć się np. zwiększenie roli, a właściwie pojawienie się asystentów medycznych?

Przede wszystkim widać, że alokacja „ręczna” zarówno pielęgniarek, jak i lekarzy jest po prostu błędem. Są takie miejsca, w których lekarze nudzą się, nie są specjalnie obciążeni, i takie, w których nie wiedzą, w co ręce włożyć– przyjmują 50 pacjentów w ciągu 8 godzin pracy. Tak być nie powinno, to jest chore. Wydaje mi się, że w naszym systemie jest trochę za mało rynku, a za dużo ręcznego sterowania. Ktoś tam, jacyś biurokraci, wymyśla sobie różne papierki, które trzeba wypełniać. Praca lekarzy, szczególnie w Polsce, gdzie ich brakuje, jest zbyt cenna, żeby zajmowali się jakimiś kwitami. Przypominam, że gdy Łukasz Szumowski objął ministerstwo, zatrudnienie tzw. asystentów medycznych miało być panaceum na wszystkie bolączki. Nie wiem, czy ktoś jeszcze pamięta te zapowiedzi, ale ja je pamiętam bardzo dobrze. Szumowski mówił, że będzie cudownie, że lekarze będą odciążeni. Dzisiaj pytam, gdzie są ci asystenci medyczni? Nie ma ich. Zapowiedzi jak zwykle puste, czysta paplanina polityczna, bez żadnej odpowiedzialności za słowo, bez żadnej dbałości o wypełnianie składanych publicznie obietnic. Nie chcę mówić, jak to się nazywa, gdy ktoś nie dotrzymuje słowa, gdy rzuca słowa na wiatr…

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum