13 maja 2020

Trudno i dziwnie

Epidemia, pesymistyczne statystyki, złe wieści. O tym, jak przekazywać to, co nie jest łatwe lekkie i przyjemne, z Maciejem Orłosiem rozmawia Renata Jeziółkowska.  W wywiadzie odnosimy się także do nietypowych warunków, w jakich przyszło się nam komunikować.

 Koronawirus wywołuje ogromny strach. Jak powiedzieć pacjentowi, że jest zakażony i zachorował na COVID-19 – chorobę, która zmieniła zupełnie świat?

Szklanka jest do połowy pełna albo do połowy pusta. Jeżeli ktoś jest zakażony koronawirusem, można mu powiedzieć coś w rodzaju: „Niestety, stał się pan ofiarą koronawirusa i cóż, kwarantanna, trzymamy kciuki”. Oczywiście, upraszczam, ale chodzi o wydźwięk. Wtedy taki ktoś już od samego wysłuchania takich słów ma negatywne myśli, że prawdopodobnie umrze, że to się źle skończy. Tymczasem można mu powiedzieć odwrotnie: „Wie pan, wobec tego, co już wiemy o koronawirusie, ma pan np. 99,5 proc. szans na wyzdrowienie, a ponieważ jest pan w grupie wiekowej takiej a takiej, ma pan choroby współistniejące takie a takie, szansa jest taka a taka. Głowa do góry, zrobimy wszystko, żeby było dobrze”. To, co się dzieje w naszej głowie, stres, ma ogromne znaczenie dla zdrowia fizycznego, przyczynia się do osłabienia organizmu. Są to więc naczynia połączone, trzeba o tym pamiętać. Jeżeli ktoś nie chce obciążać organizmu dodatkowym stresem, nie powinien oglądać newsów bez przerwy, lecz robić to rzadko.

 A jak mówić o kryzysie, przekazywać złe wiadomości publicznie? Mamy konferencję prasową premiera bądź ministra. Jaki powinien być przekaz tej osoby do społeczeństwa?

Ważne jest, jak ona mówi i jak się zachowuje. Pamiętam konferencje prasowe po 11 września w Nowym Jorku. Burmistrz Rudolf Gouliani miał konferencje każdego dnia przez jakiś czas. Żeby opowiedzieć, co się dzieje, jaka jest sytuacja na froncie (w przenośni). Pamiętam, jakie to na mnie zrobiło wrażenie, bo wtedy wszyscy byliśmy w traumie pod tytułem: koniec świata, ataki terrorystyczne, Nowy Jork zaatakowany, dwie wieże zburzone, koszmar, terroryści etc. Pamiętam jak ten Rudolf Guliani mi dobrze zrobił na głowę. Wychodził na te konferencje prasowe i miał w oczach pozytywny przekaz, co wydawałoby się nieprawdopodobne, bo jak w takiej sytuacji mieć pozytywny przekaz. A jednak on wychodził nie po to, żeby opłakiwać zmarłych, wygłaszać mowy pogrzebowe, bo nie taka była jego rola. On wychodził po to, żeby powiedzieć, jak zarządza tą sytuacją, co robi miasto Nowy Jork, żeby wszystko wracało do normy. Wychodził, żeby wspierać rodziny ofiar, mówić, co robią strażacy itd. Miał pozytywny przekaz w oczach, bo przekaz niewerbalny był pozytywny, co na wielu odbiorców działało kojąco, zmniejszało stres. Dawał taki sygnał: „Jest jak jest, ale panujemy nad sytuacją, my jesteśmy od tego” i gdzieś tam, w domyśle: „Nie martwcie się, będzie dobrze”. Tego ludzie oczekują. Zwróciłem uwagę na jedną z konferencji prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który podczas łączenia ze studiem któregoś z programów opowiadał, co robi Warszawa itd. I to nie było dobre, bo jego komunikacja mówiła: jest tragedia, jest beznadziejnie. On miał strasznie smutny wyraz twarzy. Nie tego my, odbiorcy, oczekujemy od prezydenta stolicy kraju. Tak samo jak nie oczekujemy tego od prezydenta Polski, od premiera, od jakiegokolwiek ministra czy marszałka Sejmu. To są ludzie, którzy mają działać tak, żeby było lepiej, oni są odpowiedzialni za wyjście z tej sytuacji, oni nam mają wskazać drogę, oni są naszymi przewodnikami, „opiekunami”.

Podkrążone oczy ministra zdrowia to dobry przekaz? Można wywnioskować, że minister nie śpi, gdyż jest zapracowany, a to chyba dobrze? Czy nie?

Z jednej strony pokazuje, że jest wiarygodny, bo poświęca się, że pracuje, że to go bardzo obchodzi itd. Jednak to dla nas sygnał, że jest bardzo źle, skoro minister zdrowia nie może spać po nocach. Nie wiemy, co on robi, może nie śpi, bo jest tak zestresowany, dlatego, że jest aż tak źle, a może nam czegoś nie mówi, sam się stresuje, a nam nie mówi… Są pewne granice. Z jednej strony dobrze, że widzimy, że to ludzka twarz – przejmuje się, jest zaangażowany. Ale z drugiej strony chcielibyśmy zobaczyć człowieka, który ogarnia sytuację, który mówiąc kolokwialnie, wie co robi, potrafi zarządzać, ma od tego kompetentnych ludzi. Jako minister zdrowia powinien wiedzieć, jak zarządzać stresem
i jak robić to dobrze. Perspektywa odbiorcy – człowiek, który jest wyczerpany, nie będzie dobrze zarządzał w czasie kryzysu, a my nie chcemy mieć ministra zdrowia ani kogokolwiek z władz, kto będzie tak wyczerpany, bo nam położy sprawę. My chcemy ludzi na tyle wypoczętych i trzeźwych na umyśle, żeby potrafili trafnie zarządzać sytuacją. Ja zatem widzę więcej minusów niż plusów. Gdy widzimy wyczerpanego ministra zdrowia, nie jest to dobry znak.

Media zmieniły się pod wpływem epidemii: nagrania i studia w domach, wywiady na Skype. Wykorzystywane są różne ciekawe rozwiązania, których wcześniej raczej nie widywaliśmy w profesjonalnej telewizji. Generalnie zmieniły się kontakty międzyludzkie, wiele spraw przeniesiono do Internetu. Da się tak funkcjonować na stałe albo dłuższy czas?

Jestem zwolennikiem umiaru, ja się nie zachłysnąłem tą sytuacją. Bo to nie jest fajne, że wszystko dzieje się online, bo to jest wymuszone przez coś niedobrego. Oczywiście, dobrze, że mamy możliwość spotykać się internetowo, widzieć dzięki kamerkom w naszych smartfonach i laptopach, ale – choć są obszary życia, które nawet po koronawirusie pozostaną w sferze online albo się wzmocnią – my, ludzie, potrzebujemy spotykać się. Potrzebujemy być ze sobą, potrzebujemy się socjalizować i prowadzić życie towarzyskie. Dotknąć, zobaczyć, poczuć drugiego człowieka – i zawodowo, i prywatnie. Nie uda się wszystkiego zaczarować, zrobić online. Miałem już telefoniczny kontakt z lekarzem, dla bezpieczeństwa, żeby nie iść do przychodni. Faktycznie czasami można przeprowadzić konsultację z lekarzem, ale czasami nie, bo on musi dotknąć, zbadać, np. zajrzeć do gardła, i najlepsza kamerka nie zrobi tego, co on. Organizuję szkolenia i oczywiście mogę zrobić szkolenie online, ale zdecydowanie wolę spotykać się z ludźmi bezpośrednio, kiedy możemy usiąść, pogadać, zobaczyć się, wymienić myśli, pobyć ze sobą, pobyć w ruchu. Bo jak mamy dłuższą formułę spotkania, trwanie w jednym miejscu, przed kamerką, dłuższy czas nie jest takie naturalne dla człowieka, mało tego, wcale nie jest zdrowe.

Czy fakt, że eksperci, rozmówcy w telewizji wypowiadają się ze swoich domów ma znaczenie? Niektórzy tworzą w domach bardziej formalne tła, np. ustawiają flagi. Inni podkreślają domowe, typowo prywatne warunki. Czy ma to wpływ na odbiór i traktowanie wypowiadającego się jako mniej lub bardziej profesjonalnego i wiarygodnego? Garnitur w domu – to dobry pomysł?

Uważam, że nie tędy droga. Jeżeli polityk łączy się na Skype o godz. 23, to raczej spodziewamy się, że nie robi tego ze swojego biura, tylko z domu. Dla polityka będzie lepiej, gdy zrezygnuje z garnituru. Nie chodzi o to, żeby się pokazywał w piżamie albo w jakimś podkoszulku, z gołymi ramionami, czy w szlafroku, ale jeżeli będzie ubrany w stylu smart casual, będzie to zupełnie uzasadnione. Ważny jest obrazek, który będzie wystarczająco dobry, by nie odwracały uwagi od mówiącego jakieś niedociągnięcia, np. ktoś jest zbyt kolorowo ubrany albo za dużo rzeczy dzieje się w tle. Oczywiście, jakość dźwięku musi być na tyle dobra, żebyśmy rozumieli wypowiedź. Nie ma nic bardziej deprymującego dla obu stron jak rwące się połączenie internetowe, zniekształcenie dźwięku, obrazu, gdy zanika i wraca.

Wracając do tła. Czy najlepszy jest wykorzystywany często patent regału z książkami?

Ja sam używam regału z książkami, bo książki stanowią bardzo dobre tło, bardzo dobrą scenografię. Ale regał jest na tyle daleko, że nie widzimy tytułów, książki dobrze się komponują. Sam się zastanawiam, co z tym zrobić. Nie bardzo mam tło alternatywne i szukam czegoś nowego, ale lepsze jest wrogiem dobrego. W sumie po co mam szukać, skoro mam dobre tło, chociaż chciałbym się trochę „pourozmaicać”. Są ludzie, którzy korzystają z różnych programów, różnych możliwości technicznych i robią sobie tło wirtualne. Nie zawsze to ma sens. Najważniejsze w tle jest to, „żeby było, ale żeby go nie było”. Żeby było ładne, przyjemne, ale żebyśmy się z nim nie zlali. Ważne jest, żebyśmy nie ustawiali się pod światło. I żeby tło nie weszło na pierwszy plan… Bo to ja mam być pierwszym planem.

Ścianka z logotypami instytucji jest w porządku jako tło?

Tak, absolutnie. Firmom komercyjnym bym odradzał, ale w przypadku instytucji – jak najbardziej. Tylko trzeba pamiętać, by logotypy były dobrze wkomponowane i faktycznie pozostawały tłem. Trzeba uważać, by tło nie stało się „przeszkadzaczem”. Gdy mamy do czynienia z chaosem, nie skupiamy się na przekazie. Tło musi istnieć, jakby go nie było. Tło musi być tylko – i aż – tłem. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum