3 września 2018

Nasi mistrzowie w anegdocie cz. 6

Służąc zdrowiu

Jarosław Kosiaty

Czy język angielski zdominuje w przyszłości publikacje naukowe w medycynie i przejmie całą komunikację międzyludzką? Już teraz w pracy słyszę często od „dżunior ekanta”, że „trzeba asap przygotować kejsy z fokusem na target, zrobić wewnętrzny miting i pomyśleć o najbliższym iwencie z tego prodżektu, ponieważ zbliża się dedlajn”.

W poprzednim odcinku poruszyłem  temat łaciny, jej wpływu na nasz  język codzienny, a także kształtowanie się terminologii medycznej w wielu językach zachodnioeuropejskich. Artykuł był wyrazem uznania i podziękowaniem dla lektora łaciny, wspaniałego humanisty ze Studium Języków Obcych Akademii Medycznej w Warszawie przy ul. Złotej 7 (którego zaangażowanie pamiętam nadal mimo upływu blisko 30 lat).

Dziś moje wspomnienia biegną do wykładowcy innego języka. Zygmunt Gajewski był moim nauczycielem rosyjskiego, języka trochę dziś zapomnianego, choć posługuje się nim blisko 300 mln ludzi na świecie (jest podstawowym językiem dla 145 mln osób). W czasach Związku Radzieckiego rosyjski był nauczany obowiązkowo we wszystkich krajach Układu Warszawskiego. Obecnie język Achmatowej, Dostojewskiego, Pasternaka, Puszkina, Sołżenicyna i Szołochowa w naszych szkołach wyparty został przez języki Europy Zachodniej (angielski, niemiecki, francuski i hiszpański).

Pan Gajewski był niezwykle wymagającym i surowym nauczycielem, za co skutecznie znienawidziła go prawie cała moja klasa w VI Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Nazywaliśmy go „Gorbaczowem” (gdy się o tym dowiedział, stwierdził, że nie ma nic przeciwko niemu, ale polityką się nie interesuje). Zadawał duże ilości materiału do nauki na pamięć. Mojemu koledze jeszcze długo po szkole śniło się 15 zdań na klasówkach, w stylu „Kiedy wspięliśmy się już wysoko, pod dużym drzewem zobaczyliśmy maleńkie niedźwiadki”.

Codziennie dojeżdżał do pracy w stolicy pociągiem z Grodziska Mazowieckiego. Dla klasy, której był wychowawcą, przywiózł tort na ostatni Dzień Dziecka. W czasie wycieczki w góry, aby ukoić nerwy, jadł łyżką miód ze słoika. Rodzicom na wywiadówce cierpliwie tłumaczył, że fakt, iż uczniowie rozpalili ognisko w koszu na śmieci w szatni, a także zostawili panią od plastyki na przystanku w czasie wycieczki to nic takiego, to tylko prawa wieku. Jego wychowankowie zapamiętali jednak, że na lekcjach mocno piłował, nie miał litości dla nieuctwa, ale był sprawiedliwym wykładowcą. „Żaden nauczyciel nie miał tyle pasji i zaangażowania, a zatem szuby z głów dla Profesora!” – napisał po latach we wspomnieniach jeden z uczniów. Co ciekawe, większość z naszej klasy na maturze zdawała rosyjski, a nie angielski (z bardzo dobrym skutkiem). Podobnie było z egzaminem na studia medyczne.

Język rosyjski zapisywany jest grażdanką, czyli wprowadzoną przez Piotra Wielkiego (1672–1725) uproszczoną wersją cyrylicy (oficjalny kształt liter został zatwierdzony w 1708 r., ale ostatnie modyfikacje miały miejsce jeszcze w 1918). Niektóre wyrazy we współczesnym
rosyjskim zostały zaczerpnięte z języka angielskiego, np. określenia dyscyplin sportowych: (wym. baskietboł) – koszykówka. Nazwy miesięcy pochodzą natomiast wprost z łaciny, np. (wym. janwar) – styczeń. Od XV do XVII w. wpływ na rozwój rosyjskiego miał język polski, który w tym czasie był popularny wśród inteligencji rosyjskiej. Przykładem nazwa państwa węgierskiego: wyraz (wym. Wiengria) pochodzi od polskich Węgier. Oddziaływanie było widoczne także i w drugą stronę, np. w czasach PRL z języka rosyjskiego została zaczerpnięta terminologia z zakresu kosmonautyki.

Przykłady ciekawych tłumaczeń z języka rosyjskiego:

(wym. glaz) – oko,

(wym. ziwot) – brzuch,

(wym. oczki) – okulary,

(wym. pieczien) – wątroba,

(wym. czaszka) – filiżanka.

Zatem jeśli usłyszymy w czasie opisu przypadku klinicznego słowa (wym. pieczienocznaja wiena), to znaczy, że chodziło o… żyłę wątrobową, a (wym. pawrieżdienie głaz) oznacza uraz oka.

Warto wspomnieć, że wielu znanych rosyjskich pisarzy było z wykształcenia lekarzami. Antoni Czechow (1860–1904) jeszcze podczas studiów medycznych w Moskwie publikował utwory humorystyczne i satyryczne: „Śmierć urzędnika” (1883) i „Kameleon” (1884), łączące liryzm z ironią. Pisał na ogół krótkie dzieła, gdyż twierdził, że „sztuka pisania jest sztuką skracania, a zwięzłość jest siostrą talentu”. A propos, jeden z profesorów medycyny powiedział kiedyś, że prezentacja przypadku klinicznego nie powinna trwać dłużej niż 5 minut: „Jeśli ktoś mówi dłużej, to znaczy, że nie wie, o czym mówi”.

Wracając do mistrza małych form literackich. W utworach Czechowa przeważały obrazki obyczajowe, miniatury z życia urzędników, kupców, ziemian i chłopów. Autor często wystawianych w teatrach dramatów („Wujaszek Wania”, „Trzy siostry”, „Wiśniowy sad”) cierpiał na gruźlicę. Mimo to w lipcu 1890 r. udał się w morderczą podróż na wyspę kryminalnych zesłańców, by zebrać materiały do książki o katorżnikach („Wyspa Sachalin”).

Innym rosyjskim lekarzem, którego utwory na stałe weszły do podstawowego kanonu literatury światowej, był autor „Mistrza i Małgorzaty” – Michaił Bułhakow (1891–1940). W 1916 r. ukończył studia medyczne na Imperatorskim Kijowskim Uniwersytecie św. Włodzimierza i został zmobilizowany do wojska. Skierowany do miejscowości Nikolskoje w guberni smoleńskiej, prowadził tam z małżonką szpital, w którym przez rok przyjął ponad 15 tys. pacjentów. Po demobilizacji wrócił do Kijowa i otworzył prywatną praktykę jako wenerolog. Z czasem porzucił jednak zawód lekarza na rzecz pisarstwa. Pracował jednocześnie m.in. jako reporter, kronikarz, urzędnik oświatowy. Pisywał korespondencje i felietony do różnych gazet. W latach 1922–1924 opublikował m.in. fragmenty „Zapisków młodego lekarza”. Zmarł w 1940 r. z powodu zespołu nerczycowego (podobnie jak jego ojciec). Prawie do końca swoich dni dyktował jeszcze poprawki do „Mistrza i Małgorzaty”. To wówczas powstał początek rozdziału 32. „Przebaczenie i wiekuista przystań”. Do dzisiaj pamiętam wystawione przed wielu laty na deskach jednego ze stołecznych teatrów opowiadanie Bułhakowa „Psie serce”.

Na koniec ciekawostka. Według informacji na stronie internetowej „Językowa mozaika ziem polskich” obecnie w naszym kraju 98,06 proc. osób rozmawia w domu wyłącznie po polsku. Czy potrafimy odpowiedzieć na pytanie, iloma językami mówili mieszkańcy Rzeczpospolitej Obojga (a właściwie wielu) Narodów przed II wojną światową?

Polskojęzyczne (według deklaracji języka ojczystego) były wtedy dwie trzecie (68,9 proc.) ludności Polski (liczącej w 1931 r. 31,9 mln mieszkańców). W domach można było także usłyszeć:

– ukraiński – 3 221 975 (10,1 proc.)

– ruski – 1 219 647 (3,80 proc.)

– żydowski – 2 489 034 (7,8 proc.)

– hebrajski – 243 539 (0,08 proc.)

– białoruski – 989 850 (3,1 proc.)

– „tutejszy” – 707 088 (2,2 proc.)

– niemiecki – 740 992 (2,3 proc.)

– rosyjski – 138 713 (0,04 proc.)

– litewski – 83 116 (0,03 proc.)

– czeski – 38 097 (0,01 proc.)

– inny – 11 119 (0,003 proc.)

– niepodany – 39 163 (0,01 proc.).

Uwagę zwraca ponad 1,2 mln osób mówiących po „rusku”, jak określano dawniej język ukraiński – w sumie zatem ukraińskojęzyczni obywatele II RP stanowili blisko 14 proc. (4,4 mln) jej mieszkańców. Język „tutejszy” deklarowali w większości mieszkańcy Polesia, na pograniczu białorusko-ukraińskim.

Odwiedzając obecnie wsie i miasta w różnych krajach na kontynencie europejskim, słyszymy kilkaset języków, jednak 120 jest na granicy wymarcia. „Raz na kilka tygodni ginie jeden z języków/dialektów naszego świata” – podkreśla ekspert UNESCO Christopher Moseley i tłumaczy, że „dany dialekt staje się zagrożony, gdy dzieci przestają się go uczyć, a osoby dobrze go znające – używać na co dzień”. Ilu ludzi wciąż potrafi powiedzieć coś po kaszubsku, lombardzku, polesku, pontyjsku, pikardyjsku czy saterlandzku?

Dlatego, emigrując do innych państw i ucząc się angielskiego, rosyjskiego, niemieckiego czy hiszpańskiego, nie zapominajmy o naszym rodzimym języku, języku Asnyka, Brzechwy, Tuwima, Herberta, Leśmiana, Mickiewicza, Szymborskiej i Twardowskiego. Śpiewajmy razem z bliskimi piosenki Bajora, Grechuty, Kofty, Osieckiej, Młynarskiego i uczmy ich nasze dzieci.

A nieżyjącemu panu Zygmuntowi Gajewskiemu kłaniam się nisko i jeszcze raz dziękuję za to, że dzisiaj mogę wyrecytować w oryginale piękny „Wieczór zimowy” Aleksandra Puszkina i zaśpiewać modlitwę „Dopóki nam Ziemia kręci się” Bułata Okudżawy. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum