7 listopada 2019

Nowa czy stara rzeczywistość?

Jarosław Biliński

wiceprezes ORL w Warszawie

Ostatnie miesiące to bardzo gorący czas, w którym ochrona zdrowia odmieniana była przez wszystkie przypadki. Nareszcie! Taki był nasz cel i w takim duchu budowaliśmy kampanię „Polska to chory kraj. Narodowy kryzys zdrowia”. Zdaliśmy sobie bowiem sprawę, że ani stosunki przyjacielskie (akcja „Adoptuj posła” prowadzona przez Porozumienie Rezydentów OZZL), ani merytoryka (większa część mojego działania społecznego skupiona jest na merytorycznym uzasadnianiu potrzeb ochrony zdrowia), ani rozwiązania siłowe i nacechowane emocjonalnie (protest głodowy lekarzy rezydentów, akcja wypowiadania klauzul opt-out) nie przyniosły założonych rezultatów (czyli m.in. wprowadzenia ustaw w ciągu trzech lat i do 9 proc. w ciągu maksymalnie dekady). Zrozumieliśmy, że działania musiałyby być albo bardzo radykalne, np. strajk generalny w ochronie zdrowia (czego samorząd zawodowy z uwagi na kompetencje przeprowadzić nie może), który poza dobrą organizacją wymaga jedności środowiska i odważnych decyzji, albo masowe – informacyjne, edukacyjne, kampanijne.

Wybraliśmy ten drugi model działania, co do którego jestem głęboko przekonany, że daje pozytywne efekty długofalowo oraz że jest częścią budowania świadomości społecznej, która w powodzeniu naprawy systemu ochrony zdrowia ma fundamentalne znaczenie. Chcąc zrealizować założone cele, m.in. zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia, wbrew zakusom polityków, którzy powinni te nakłady zapisać w ustawach i przyjąć w parlamencie, potrzebowalibyśmy ogromnych środków finansowych (liczonych w milionach złotych choćby za czas antenowy) oraz olbrzymiej liczby osób współpracujących i wspierających naszą ideę.

To, co udało nam się osiągnąć dzięki kampanii „Polska to chory kraj. Narodowy kryzys zdrowia”, jest imponujące, biorąc pod uwagę ograniczone środki finansowe i zasoby kadrowe. Uzyskaliśmy wyniki, których nie powstydziłaby się żadna firma doradcza czy PR – za zainwestowane w nią pieniądze dotarliśmy do nadspodziewanie dużej liczby odbiorców (z analiz rynku wynika, że od kilku do dziesięciu razy). Kampania dotarła bowiem do milionów obywateli, a każdy z nich spotkał się z nią statystycznie pięć razy, gdyż „pojedynczych kontaktów” z postulatami zawartymi w kampanii było aż 200 mln. Ogromna w tym zasługa naszego sztabu, który znów porzucił życie prywatne i oddał się pracy dla idei, dla wartości, dla wyższych celów, tak bowiem postrzegamy służbę na rzecz ochrony zdrowia – jako wartość samą w sobie. Wszystkim zaangażowanym w kampanię należą się wielkie podziękowania (nie wymieniam nazwisk z pokory i z obawy przed pominięciem kogokolwiek). Znów wygrało zaangażowanie ludzi, którzy dzięki wierze w ideę zdziałali wiele. Brzmi znajomo, wielokrotnie obserwowaliśmy to zjawisko. Przecież właśnie ludzie – pracownicy ochrony zdrowia – utrzymują jeszcze na nogach nasz system, dzięki heroicznemu wręcz poświęceniu dla pacjentów i pracy ponad siły.

Nasza akcja sprawiła, że ochrona zdrowia stała się tematem numer jeden parlamentarnej kampanii wyborczej. Politycy prześcigali się w obietnicach dotyczących tej dziedziny. Poruszyli wreszcie temat nakładów na ochronę zdrowia, bez którego wartość rozmowy o zbudowaniu dobrego i nowoczesnego systemu jest bliska zeru. Prawie wszystkie komitety wyborcze obiecały więcej pieniędzy na ochronę zdrowia niż było zapowiedziane wcześniej. Wygłaszano nośne hasła o zlikwidowaniu kolejek pacjentów, zwiększeniu liczby lekarzy, spełnieniu społecznych oczekiwań dostępu do świadczeń zdrowotnych itp., choć często obiecywany rozmiar poprawy był nierealny.

Jesteśmy świeżo po wyborach, czy idzie zatem nowa jakość w ochronie zdrowia? Czy duch naprawy systemu na sztandarach i hasła z pomysłami rozwiązań problemów przetrwają i przełożą się na projekty ustaw? Niestety, wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że nie. Obym się mylił, oby nowa rzeczywistość nie była powieleniem tej starej. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum