12 lutego 2011

Sport

W dniach 26-28 listopada 2010 r. w Mińsku Mazowieckim odbyła się już V edycja „Nawigatora”. Są to zawody biegów na orientację powszechnie uznane i lubiane w środowisku długodystansowych biegaczy, realizowane w tym roku na trzech trasach: pieszej na dystansie 50 km oraz 100 km (obydwie zaliczane do Pucharu Polski w Marszach na Orientację) i najpoważniejszej – rajdu przygodowego na dystansie 140 km. Organizator Tomasz Radomiński we współpracy z Miejskim Ośrodkiem Sportu i Rekreacji oraz przy wsparciu organizacji publicznych i firm prywatnych z Mińska Mazowieckiego utrzymują stały wysoki poziom zawodów, dlatego goszczą na nich co roku liczni entuzjaści aktywności fizycznej z kompasem w ręku z całej Polski. Dla zawodników z Warszawy i okolic jest to wyjątkowa okazja do startu w długich, ciekawych i dobrze zorganizowanych zawodach niedaleko od domu.

Na trasie ubiegłorocznego rajdu „Nawigator” wystartowali dwaj członkowie Sekcji Przygodowych Sportów Wytrzymałościowych przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Warszawie: Tomasz Mikulski i Maciej Bazała. Przed startem znane były jedynie dyscypliny sportowe, jakie na uczestników czekają na trasie (bieg na orientację, trekking, rowerowa jazda na orientację, pływanie w basenie, rolki, kajak, zadania linowe, strzelanie z łuku); nie wiadomo było natomiast, jak długie będą poszczególne etapy i w jakiej będą kolejności. Taka formuła imprezy podniosła jej atrakcyjność, ale także podwyższając organizatorom poprzeczkę logistyczną.
Rajd zaczął się o godzinie 22 10-kilometrowym biegiem na orientację w terenie leśnopodmiejskim i miejskim Mińska, w trakcie którego czekał etap pływacki na dystansie 1 km na nowo wybudowanym nowoczesnym basenie. Następnie uczestnicy wyruszyli na nocną pętlę rowerową, na której trzeba było pokonać 15-kilometrowy odcinek rolkowy. Był to jeden z trudniejszych etapów rajdu, ponieważ większość punktów do zaliczenia stała na terenie podmokłym bądź wręcz bagiennym, porosłym malinową gęstwiną. Dodatkowo, mróz o temperaturze -5oC ściął powierzchnię wody warstewką lodu załamującą się jednak pod ciężarem zawodnika. Trasa obliczona była na warunki suchej złotej jesieni panującej przed miesiącem, a tymczasem poprzedzające „Nawigatora” tygodnie wypełnione były rzęsistymi opadami deszczu – dlatego zalane były nie tylko lokalizacje punktów kontrolnych, ale także i drogi do nich prowadzące.

Wypada wyrazić uznanie dla organizatora, który nie tylko znalazł odcinek gładkiego asfaltu, po którym w nocy rolki sunęły jak po stole (tylko w niektórych miejscach trzeba był zachować czujność ze względu na warstewkę lodu), ale jeszcze dodatkowo wpadł na ciekawy pomysł, by jeden punkt kontrolny umieścić w środku lasu, co wymusiło na uczestnikach zabranie do plecaka butów i zmianę ich na trasie.

Nocna pętla rowerowa kończyła się w bazie rajdu, gdzie czekało zadanie specjalne – strzelanie z łuku. Za nietrafienie do tarczy zespół dostawał karę czasową.

Kolejnym etapem był przejazd na rowerze do miejscowości Glinianka położonej nad rzeką Świder na południowy zachód od Mińska. Po drodze trzeba było zaliczyć pięć punktów kontrolnych i wykonać drugie zadanie specjalne – wejście po linie na wieżę ciśnień. W Gliniance znajdował się drugi główny przepak rajdu – stąd zespoły spływały kajakami Świdrem na długości 18 km (zwycięzcom rajdu w wygranej nie przeszkodziła wywrotka i kąpiel w lodowatej rzece). Po zakończeniu spływu i przebraniu się w suche ubrania następował etap pieszy. Odnalezienie 3 punktów kontrolnych na tym szlaku nie było sprawą prostą – szlak jest źle oznakowany więc wyprowadzał na manowce, a niestety trzeba było trzymać się go, ponieważ na nim właśnie stały punkty kontrolne. Na tym etapie uczestników zastała już druga noc, na dobre rozpoczęła się również zima – lodowatym wiatrem i opadami śniegu. Do zaliczenia zostały już „tylko” dwa etapy – nocny trekking w podmokłym lesie i dojazd na metę.

Całkowita zmiana aury na zimową dostarczyła nowych wrażeń wzmocnionych zmęczeniem i ciemnością, a długie poszukiwania punktu kontrolnego „na szczycie górki” udowodniły, że Mazowsze nie jest wcale takie płaskie, jak się wydaje.

Maciej Bazała

Archiwum