18 listopada 2011

Rozterki Prezesa

We wrześniu odbył się pogrzeb zasłużonej dla miejscowego środowiska i niezwykle przez nie szanowanej 89-letniej lekarki pediatry. Nasza koleżanka długo chorowała. Opiekował się nią w tym czasie mąż, internista, kardiolog, obecnie 90-letni. Nie pracował już aktywnie zawodowo, ale korzystał z prawa wypisywania leków dla siebie i małżonki, zgodnie zresztą z wytycznymi zaleceń poszpitalnych zamieszczanych w kartach informacyjnych po kilkakrotnych hospitalizacjach. Przytłoczony kłopotami kolega nie prowadził dokumentacji medycznej ani żony, ani swojej, bo tak naprawdę, kto miał do niej zaglądać? Znalazł się ciekawski. To NFZ. Urzędnik dokonał kontroli i wkrótce nasz zasłużony, sędziwy kolega, twórca miejscowej kardiologii, 5 października otrzymał wystąpienie pokontrolne. Podpisany pod dokumentem zastępca dyrektora ds. medycznych oddziału, po przytoczeniu licznych paragrafów, negatywnie ocenił realizację zawartej z NFZ umowy, stwierdził brak podstaw do wystawiania recept na refundowane leki i wyroby medyczne („bo śmierć chorego to żadne uzasadnienie istnienia choroby”), następnie pouczył o konieczności przestrzegania licznych przepisów prawa oraz zobowiązał do zwrotu kosztów refundacji leków kupowanych na podstawie recept w wysokości 61 355,94 zł, dla dobrego zrozumienia dodając kwotę słownie. Pod starszym lekarzem ugięły się nogi. Ze łzami w oczach odszukał mój telefon i zapytał: – Panie doktorze, z czego ja to zapłacę? Choroba żony pochłonęła wszystkie moje oszczędności. Nie mam już nic i nie mam też siły, by na to zapracować.
Sprawa nie jest prosta. Prawo, choć czasami durne i twarde, jest prawem. Każdy powinien go przestrzegać. Dla urzędnika NFZ to świętość, inne względy nie mają znaczenia. Dla nas, lekarzy, aspekt humanitarny ma wartość najwyższą i nie dajmy sobie tego odebrać. Bądźmy ludźmi i postępujmy zgodnie z etyką i własnym sumieniem dla dobra chorego. Zło musi się obrócić przeciwko własnemu źródłu.

Jeśli lekarz zasługuje na karę administracyjną, niech zapłaci mandat wysokości 200-300 zł, jak większość kar. Dlaczego lekarz ma pokrywać koszty leczenia pacjenta, płacić za leki, tego nie rozumiem. To istne kuriozum, paranoja. To tak, jakby policjant karzący mandatem kierowcę za przekroczenie prędkości kazał mu zwracać koszty budowy drogi, na której doszło do wykroczenia. Jakim prawem NFZ wśród lekarzy szuka źródła finansowania kosztów leczenia? Jaka jest logiczna przesłanka wymagania, by lekarz fundował koszty leczenia własnych pacjentów? Nie ma żadnej.

Koleżanko Minister, Panie Premierze, to, co wyrabia NFZ, i styl jego pracy budzi w środowisku lekarskim powszechne oburzenie. Bezwzględny monopolista zachowuje się jak bezduszny terrorysta. W ostatnich wyborach poparliśmy obecną władzę w nadziei na uzdrowienie zasad w ochronie zdrowia. Pierwszoplanowa, do natychmiastowej realizacji, jest potrzeba reformy NFZ. Jeśli to nie nastąpi, zanosi się na bojkot lekarzy w zakresie podpisywania umów na recepty refundowane. Ich desperacja sięga bowiem zenitu. Coraz liczniejsze przypadki żądania od lekarzy pieniędzy za tzw. niezasadną lub błędną ordynację leków bulwersują środowisko. Problem w tym, że zapanować nad sytuacją może tylko minister lub rząd, a one nie chcą tego widzieć. To ślepota czy…?

Mieczysław Szatanek

Archiwum