17 czerwca 2008

Prywatyzacja – mit i rzeczywistość

Nowa walka polityczna o prywatyzację szpitali rozgorzała w maju. W demokracji dyskusja
to rzecz normalna i pożądana. Pod warunkiem że jest dyskusją na rzeczowe argumenty.
Jednak klasa polityczna chyba jeszcze do takiej nie dorosła.

A zaczęło się od tego, że z roboczego spotkania Platformy Obywatelskiej ktoś (ponoć trwają poszukiwania w tej partii: kto) przekazał dwóm dziennikom informację o zamierzeniach rządu – że obligatoryjne przekształcanie szpitali w spółki prawa handlowego jest już pewne. Były premier Jarosław Kaczyński grzmiał na konferencji prasowej: „PO łamie Konstytucję, bo to oznacza zniesienie opieki medycznej dla dużej części społeczeństwa”. A europoseł PiS Adam Bielan oświadczył w TVN, że w wyniku planowanej przez Platformę zmiany – szpitale będą się kierowały zyskiem, a nie dobrem pacjentów. Podobne argumenty wysuwał Marek Borowski z SdPl.

Przypomniano posłankę Sawicką, która mamiła zyskami z tytułu przekształceń szpitali, co miało udowodnić tezę, że PO szykuje właśnie skok na kasę. Platforma tłumaczyła: że nie prywatyzacja, lecz komercjalizacja, że spółki będą lepiej zarządzane, bo będą dysponowały większą elastycznością, że formuła samodzielnego publicznego zakładu opieki zdrowotnej się wyczerpała, że szpitale w końcu 2007 roku miały 10 mld zł długu…

Formułę SPZOZ-u profesor prawa Hubert Izdebski określa jako hybrydę, bo ani nie jest to przedsiębiorstwo, ani jednostka budżetowa; nie pozwala na sprawne zarządzanie; nadzór właścicielski samorządu jest ograniczony, a często niepozbawiony wpływów politycznych. W sytuacji nadmiernego popytu świadczeń zdrowotnych, przy niewystarczającym finansowaniu z funduszy publicznych i prawnej niemożności sprzedawania usług na wolnym rynku, jeśli kontrakt z NFZ został wyczerpany, oraz wobec wysuwania słusznych roszczeń przez mało zarabiających pracowników szpitali – placówki publiczne mają tendencję do nieustannego zadłużania się. Dług ten często znacznie przekracza roczny budżet samorządu, do którego należy szpital. Jednocześnie SPZOZ nie może zbankrutować.
W sytuacji, w której samorząd chce zlikwidować szpital (to nie to samo, co bankructwo), musi przejąć jego dług.

W Unii Europejskiej na ok. 14 tys. szpitali ponad 6 tys. to placówki niepubliczne, z czego na nowe państwa UE przypada ok. 500 prywatnych szpitali. – Większość prywatnych placówek w Europie Zachodniej to szpitale nienastawione na zysk, należące do rozmaitych związków wyznaniowych i stowarzyszeń – mówił podczas niedawnej konferencji, zorganizowanej przez Konfederację Pracodawców Prywatnych, ekspert w dziedzinie systemów ochrony zdrowia Markus Schneider, z Niemiec. Dodał, że w Niemczech kapitał prywatny sięgnął ostatnio po kliniki uniwersyteckie. Było to poprzedzone dyskusją, ale na razie czarne scenariusze się nie sprawdziły.

W Polsce na ok. 700 szpitali 61 to spółki, których właścicielem jest samorząd lokalny.
Nie mają długu, choć – jak zauważają eksperci – są stosunkowo nowym bytem, a zanim zostały przekształcone, samorząd musiał zdjąć im stare zobowiązania wobec wierzycieli. Jak na razie tylko jedna przekształcona placówka miała kłopoty finansowe.
Interesująca jest struktura zatrudnienia w tych szpitalach. Według Andrzeja Mądrali z KPP, w samorządowych szpitalach niepublicznych lekarze stanowią 33 proc. zatrudnionych, w SPZOZ-ach – 12 proc., pielęgniarki i położne (odpowiednio) – 54 proc. i 42 proc., administracja – 1 proc. i 21 proc.

Ponadto w Polsce działa 115 szpitali prywatnych
.
Tylko 2 szpitale prywatne nie mają kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Średnio kontrakt z NFZ to ok. 65 proc. dochodu takiego szpitala.

Minister zdrowia Ewa Kopacz mówi, że konieczne jest przekształcanie szpitali w spółki prawa handlowego; nie – spółki użyteczności publicznej, bo „hybrydą jest też SPZOZ, wystarczy takich eksperymentów”. Jej zdaniem, w statucie szpitala-spółki trzeba zapisać, że zysk będzie przeznaczany na rozwój placówki. Aby szpitale chciały się przekształcać, Ministerstwo Zdrowia chce we współpracy z Ministerstwem Finansów przygotować ustawę, na mocy której te najbardziej zadłużone miałyby dostęp do kredytów preferencyjnych.

Według prezesa Stowarzyszenia Menedżerów Opieki Zdrowotnej STOMOZ Janusza Kozery, szpital powiatowy, który obejmuje populację 60-100 tys. mieszkańców, bardzo dobrze prowadzi się w formie niepublicznej. Zgadza się z tym ekspertka PKPP „Lewiatan”, dr Katarzyna Tymowska, i przypomina o odmiennej sytuacji klinik.
– Szpitalowi powiatowemu, któremu inwestor zewnętrzny da 25 mln zł, bardzo się poprawi; dla klinicznego taka kwota to grosze – mówi.

Czy spółki to cudowne lekarstwo? Oczywiście nie, ale być może są lepszym rozwiązaniem.

Przeciwnicy przekształceń ostrzegają przed zjawiskiem „spijania śmietanki”, polegającej na selekcji „tańszych chorych”. – Prywatne placówki nie lubią na przykład pacjentów „nagłych”, bo zwykle są to pacjenci bardzo kosztowni, do których się dopłaca – mówi K. Tymowska. Nic dziwnego, że większość szpitali z całkowitym udziałem kapitału prywatnego, nawet jeśli ma kontrakt z Funduszem, nie prowadzi ostrych dyżurów, a tylko jeden ma szpitalny oddział ratunkowy. – Należy wprowadzić takie zasady opodatkowania prywatnych podmiotów zapewniających świadczenia dla ubezpieczonych, aby nieopłacalne było ich funkcjonowanie w nastawieniu na maksymalizację zysku – podkreśla ekspertka.

– Klucz to nadzór państwa – mówi M. Schneider. No właśnie. Z nim – jak wiemy – w Polsce krucho. Politycy jednak nie mówią, jak ten nadzór miałby wyglądać. I to jest prawdziwy problem.

Justyna WOJTECZEK

Autorka jest dziennikarką „Menedżera Zdrowia”

Archiwum