9 października 2008

Moim zdaniem – Ucz się, lekarzu, ucz…

O wypełnianiu obowiązku doskonalenia zawodowego przez lekarzy i lekarzy dentystów wszystko już chyba zostało powiedziane. Zdecydowanym liderem jest tutaj dyrektor Ośrodka Doskonalenia Zawodowego z naszej OIL, który ma nie tylko narastające problemy z organizatorami kursów (uczyć, tak jak śpiewać, każdy może, jeden lepiej, drugi gorzej), ale także z jakością szkoleń oraz podziałem na „dobre i złe” punkty edukacyjne.
Ciekawe, jak to będzie 5 listopada br., kiedy zakończy się pierwszy okres obrachunkowy i nastąpi rozliczenie z 200 punktów edukacyjnych. Czy w tym dniu dyrektor ODZ zamknie okienko i powiesi kartkę z napisem „Rozliczanie”? Czy też, tak jak w przypadku dowodów osobistych, pani minister zdrowia sama do siebie wystosuje wniosek – albo może samorząd wyśle wniosek, albo też zrobią to związki zawodowe – i przedłuży okres rozliczania o dzień, tydzień, miesiąc, rok? (A swoją drogą, chciałoby się wiedzieć: ile punktów edukacyjnych zgromadzili ministrowie – lekarze?)
Dostawałem i dostaję od kolegów lekarzy dziesiątki pytań na temat sankcji, jakie potencjalnie grożą nam, lekarzom, w przypadku niedopełnienia obowiązku doskonalenia zawodowego. Oto kilka z nich: jaka będzie kara za nieuctwo? kto wyda wyrok? czy jest tryb odwoławczy? („nie dopełniłam/łem obowiązku, bo… byłem chory, żona urodziła dziecko, mąż mnie zdradzał, teściowa się obraziła, buduję dom, spłacam kredyt, dużo pracuję, mam ciągle dyżury itp.), czy nazwisko „niedopełnionego” doktora będzie figurowało w jawnym rejestrze publicznym? (przecież pacjent ma prawo wiedzieć, czy dany medyk się uczy i czy jest na bieżąco ze współczesną wiedzą).
Przypuszczam, że rozporządzenie z października 2004 r. miało zobowiązać nas do ustawicznego kształcenia się.
Mądry, uczony doktor to dobry doktor – a więc tak jak w ośrodkach akademickich – stwórzmy ranking wiedzy. Ten lekarz, który przekroczył obligatoryjne 200 punktów o kolejne sto, dwieście, tysiąc punktów, jest prawdziwym „rerum novarum cupidus”. Należy mu się uznanie i szacunek. A jeśli ponadto ten lekarz to „szara myszka” z wiejskich, odległych rubieży Mazowsza, np. z Kownat, to chwała, chwała, chwała.
Czy będzie postawiona gruba kreska na liczbie 200?
Powyżej kreski – ci, którzy dopełnili, a poniżej… no właśnie… jednemu zabraknie 1 punktu, innemu 100 punktów – czy to będzie tak jak w rejestrze długów, nie liczy się kwota (liczba brakujących punktów) – jest natomiast plama w życiorysie. Ale czy można ją wywabić?
Nurtuje mnie, jak problem rozliczania punktów edukacyjnych rozwiąże Ośrodek Doskonalenia Zawodowego. Wszak lekarze z całego województwa ruszą na Warszawę – według nazwisk, numerów prawa wykonywania zawodu – i z dyplomami, zaświadczeniami stawią się w Ośrodku. Dziennie będzie „załatwionych” np. 50 lekarzy. Gdy pomnoży się to przez 22 dni robocze, okaże się, że miesięcznie zostanie obsłużonych tylko 1.100, a przez rok 13.200 lekarzy. I tak będziemy formalnie dopełniali obowiązku przez następne 2 lata, bo jest nas w warszawskiej Izbie ponad 25.000!
Nikt, będąc przy zdrowych zmysłach, nie odważy się zanegować konieczności „kształcenia ustawicznego”. Ale zanim wprowadzono wymogi, trzeba było się dobrze zastanowić, czy aby nie tworzymy kolejnej fikcji
i błędnego koła biurokracji.

Ryszard MAJKOWSKI

Archiwum