4 lipca 2006

Ciągle ostry, czyli jak u Mrożka

W słynnej sztuce Sławomira Mrożka „Krawiec” tytułowy bohater mówi o barbarzyńcach, którzy napadli na jego kraj: „Na początku spojrzą w lustro, potem się umyją, uczeszą, ubiorą i pomału, pomału wszystko wróci do normy”. Dokładnie to samo można powiedzieć o pomyśle władz stolicy likwidującym ostre dyżury. Urzędnicy decyzją zlikwidowali, lekarze przemyśleli i sami ułożyli grafiki.

Zaczęło się 1 maja. Wtedy to stołeczne Biuro Polityki Zdrowotnej zaprzestało koordynować ustalanie miesięcznych planów „ostrych dyżurów” w dziedzinach medycyny, w których funkcjonowały do 30 kwietnia. Od tego dnia w każdym stołecznym szpitalu podległym władzom stolicy pacjenci powinni otrzymać pomoc lekarską na zasadach ogólnych. Chorzy w nagłych przypadkach mieli szukać pomocy w najbliższym szpitalu. W konsekwencji wszystkie oddziały specjalistyczne musiałyby być gotowe na przyjmowanie pacjentów przez 24 godziny na dobę.
W pełnej gotowości powinny stać sale operacyjne oraz pełen zespół: specjalistów, anestezjologów, pielęgniarek.
Ordynatorzy stwierdzili, że nie mogą tak pracować. Już po paru dniach od obowiązywania zarządzenia władz miasta zatrudnieni w stołecznych szpitalach okuliści sami się zorganizowali. Ułożyli swoje własne grafiki dyżurów. Po dwóch tygodniach własny grafik ostrych dyżurów zaproponowali ordynatorzy klinik otolaryngologicznych warszawskich szpitali.
Rezygnując z układania grafików ostrych dyżurów, Biuro Polityki Zdrowotnej Miasta argumentowało, że musi to zrobić, bo kolejne szpitale nie chcą dyżurować. Ratusz nie mógł im niczego narzucić, bo lecznice mają innych właścicieli. Teraz szpitale żądają powrotu do grafiku. Zdaniem dyrekcji większości stołecznych szpitali, to najlepsze rozwiązanie zarówno dla pacjentów, jak i lekarzy. Z jednej strony bowiem brakuje odpowiedniej ilości specjalistów, aby „obstawić” wszystkie szpitale; z drugiej – placówek po prostu nie stać na codzienne ostre dyżury.
Narzekano także, że takie rozwiązanie jest droższe, gdyż wszystkie szpitale non stop muszą być przygotowane na przyjęcie ostrych przypadków. – Urząd m.st. Warszawy przestał koordynować ustalanie planów miesięcznych „ostrych dyżurów” i nic w tej sprawie nie uległo zmianie – powiedział „Pulsowi” Miłosz Małysa z Biura Prasowego Urzędu m.st. Warszawy.
Należy mieć nadzieję, że sprawa dyżurów nie zakończy się tak, jak u Mrożka. Tam władca, nomen omen, na własnej skórze przekonał się, że król jest nagi. Ü

Grzegorz GUTTMAN

Redakcja „Pulsu” zwróciła się do dyrektor Biura Polityki Zdrowotnej m.st. Warszawy Aurelii OSTROWSKIEJ z pytaniem o przyczyny zlikwidowania w stolicy grafików ostrych dyżurów

– Ten temat uważam za zakończony – powiedziała dyr. A. Ostrowska. W jej opinii, Narodowy Fundusz Zdrowia nie chciał płacić za szpitalne ostre dyżury, wychodzi bowiem z założenia, że ostre dyżury w izbie przyjęć są opłacane w ramach tzw. gotowości szpitali. Jej zdaniem, jest kilka powodów, dla których miasto zrezygnowało
z układania grafiku ostrych dyżurów. Po pierwsze, cała sprawa dotyczy jedynie trzech specjalności: laryngologii, okulistyki i chirurgii. Po drugie, brakuje rozporządzenia, które definiuje pojęcie ostrego dyżuru. Po trzecie, brakuje rozporządzenia stwierdzającego, kto ma koordynować ostre dyżury na terenie danego obszaru administracyjnego. Poza tym w stolicy jest aż 6 podmiotów będących właścicielami szpitali. Zdaniem
A. Ostrowskiej, jeżeli do szpitala przyjedzie chory, to lekarz specjalista może przerwać wykonywane czynności, zejść do pacjenta, udzielić porady i powrócić do swoich poprzednich obowiązków.
– W najbliższym czasie zostanie uruchomiony punkt informacyjny, który ułatwi przepływ informacji
o pomocy lekarskiej w sytuacjach zagrożenia życia lub zdrowia
– dodała dyr. Ostrowska. Podkreśliła jednocześnie, że to jedyne działanie, jakie w sprawie grafików ostrych dyżurów podejmie miasto. Ü

Not. GUT

Archiwum