22 lipca 2004

Kiedy nie wolno się mylić?

Ktoś zadał pytanie: „Czemu mam mówić według jakiejś wyssanej z palca normy językowej, skoro i tak wszyscy rozumią, co mam na myśli?”.
Pytanie trafne, bo istotnie język służy do informowania. Kiedy jednak przyjrzymy się sprawie bliżej, okazuje się, że nie tylko. Oto zadzwonił telefon i głos jakiejś pani oznajmił: „Panie Piotrze, chciałabym przedstawić naszą ofertę…”. Przyznam się, że w takich wypadkach robię wszystko, żeby zakończyć rozmowę, więc odparłem: „Już znam państwa ofertę”. Mogłem powiedzieć „waszą”, ale odruchowo użyłem słowa „państwa”, bo odrobina szacunku do akwizytorów jeszcze we mnie drzemie, nawet do namolnych. To przecież ludzie, którzy ciężko pracują na chleb. Jednak bez powodu powiedziano do mnie poufale per „panie Piotrze”. Dlatego w replice znalazło się objaśnienie, że rozmówczyni jest osobą niepożądaną. Zrozumiała i odłożyła słuchawkę.
Wszystko to znalazło się w języku. Dosłowne rozumienie powyższego dialogu nic by nie wniosło. Ktoś przedstawił ofertę, ktoś drugi powiedział, że już ją zna, i to wszystko. A jednak treść rozmowy była zupełnie inna. Używanie języka zatem to nie tylko informowanie, ale także wyrażanie. Norma języka mówionego ludzi, którzy się nie znają, wyznacza pewien styl, dobór słów, a nawet intonacji i gestykulacji. Język to nie tylko znaki graficzne albo dźwięki. To także ich przekształcone odbicie w umyśle odbiorcy.
Na podstawie języka można rozpoznawać pochodzenie, wykształcenie, charakter, uczucia i wiele innych cech nadawcy. Nie są to informacje w znaczeniu dosłownym. Są rodzajem wizytówki. Czy nie na tej podstawie my, lekarze, w mig rozpoznajemy się w tłumie laików? Czy nie na podstawie błędów językowych oceniamy ludzi mniej wykształconych, mniej oczytanych?
Osoba, która zadała mi pytanie przytoczone na wstępie, właśnie pokazała wizytówkę. Wyznała, że nie przywiązuje wagi do jakości swojego języka, a po drugie wyłożyła dodatkową informację, która potwierdziła moją niską ocenę poziomu intelektualnego: użyła niepoprawnej formy wyrazu „rozumieją”. I już było wiadomo, z kim mamy do czynienia.
Mówimy o stylu i poprawności, ale informowania bezpośredniego też nie można lekceważyć. W naszym zawodzie jest to szczególnie ważne. Omyłkowe użycie niewłaściwego wyrazu może się skończyć źle. Porównajmy: powiedziano „Tnij do końca powięzi” zamiast „Tnij do końca przewężenia”. O taki błąd w poleceniu wydanym w czasie operacji toczył się kiedyś w sądzie spór między chirurgami pozwanymi przez okaleczonego pacjenta. Sąd nie dał wiary tłumaczeniu, że była to ósma operacja tej nocy. Uznał, że lekarz nie może się mylić także wtedy, kiedy mówi, i to bez względu na porę dnia. Ü

Piotr MÜLDNER-NIECKOWSKI

Archiwum