2 lipca 2019

Londyn przed brexitem cz. 2

Jarosław Kosiaty

Sprawa brexitu, czyli opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur Unii Europejskiej, zapoczątkowana przez referendum w czerwcu 2016 r., ponownie nabiera tempa.

Konsekwencje brexitu

Jeśli do 31 października sytuacja prawna nie ulegnie zmianie, Wielka Brytania opuści Unię bez jakichkolwiek uzgodnień dotyczących sfery gospodarczej i społecznej. W takim przypadku możliwe jest przywrócenie kontroli celnej i konieczności posiadania paszportu przy przekraczaniu granicy oraz ograniczenie dostępu do brytyjskiego rynku pracy.

Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego utraci ważność na terenie Wielkiej Brytanii, a obywatele brytyjscy stracą prawo do bezpłatnej opieki medycznej na kontynencie. Na Wyspach przestaną być uznawane prawa jazdy oraz dyplomy ukończenia studiów medycznych. W związku z tym powróci konieczność nostryfikacji dyplomu przez polskich lekarzy chcących rozpocząć tam pracę. Niewielkim pocieszeniem jest fakt, że Brytyjczycy wyrazili wolę niewymagania wiz od polskich obywateli.

„Daliśmy się oszukać!”

Tymczasem w Wielkiej Brytanii głośne są protesty przeciwników brexitu, którzy żądają powtórzenia referendum sprzed trzech lat. Pod petycją w tej sprawie zebrano ponad 4 mln podpisów, ale została odrzucona przez brytyjski rząd. W czasie ulicznych demonstracji w Londynie można usłyszeć hasła „Daliśmy się oszukać!”. Wiele osób żałuje swojego głosowania za wyjściem ze Wspólnoty.

Polacy wyjeżdżają z Wysp

Brytyjski urząd statystyczny, czyli Office for National Statistics, opublikował dane dotyczące migracji na Wyspach w 2018 r. Okazało się, że liczba Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii zmniejszyła się w ubiegłym roku aż o 116 tys. To pierwszy tak olbrzymi spadek od czasu przyjęcia Polski do UE w 2004 r. Szczegółowe dane pokazują, że na koniec ubiegłego roku na Wyspach oficjalnie mieszkało 905 tys. obywateli Polski, z czego 832 tys. urodziło się nad Wisłą (nie są liczone osoby, które pracują na czarno). W poprzednich latach liczba naszych rodaków w Wielkiej Brytanii zwiększała się z każdym rokiem o kilkadziesiąt tysięcy, aby w 2017 r. przekroczyć milion (dokładnie było ich wtedy 1,021 mln).

Lekarze: normalnie pracujemy dalej

O plany zawodowe w związku z brexitem zapytałem koleżanki i kolegów lekarzy pracujących na Wyspach. Hanna Barakat, pediatra z Londynu, uspokaja: – Polscy lekarze, którzy pracują dla NHS, nie muszą w związku z brexitem obawiać się niczego. Ich sytuacja jest stabilna. NHS ma obecnie 3 tys. wolnych miejsc pracy dla lekarzy rodzinnych, a także wakaty dla specjalistów w szpitalach. Mimo że jestem już na emeryturze, systematycznie otrzymuję ponadto oferty od różnych agencji medycznych. Obawy mają lekarze zatrudnieni w prywatnych przychodniach, ponieważ nadal nie wiadomo, jak będzie uregulowana ich praca po brexicie. Po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii nowo rejestrowani w tutejszych izbach lekarskich medycy z Europy (w tym z Polski), jeżeli zechcą podjąć pracę w UK, będą musieli przechodzić egzaminy Professional and Linguistic Assessments Board, takie same, jakie do tej pory obowiązywały lekarzy spoza UE.

Kazimierz Nowak z Londynu, współtwórca i pierwszy prezydent Federacji Polskich Organizacji Medycznych na Obczyźnie (obecnie: Federacja Polonijnych Organizacji Medycznych) i wieloletni prezes Stowarzyszenia Lekarzy Polskich w Wielkiej Brytanii, napisał do mnie: „Polscy lekarze przybyli do UK w dwóch […] falach, nie tylko wypełniając ogromną lukę w ochronie zdrowia, ale wręcz na zaproszenie instytucji medycznych. Ci znani mi osobiście, to ludzie kulturalni, dobrze wykształceni, często już z doktoratami, a ponadto z jakże pomocną pasją »pionierów«. Kariery zatem mieli prawie gwarantowane, choć sami mogli o tym na początku nie wiedzieć. Nie musieli zdawać trudnych egzaminów nostryfikacyjnych, równie ciężkie lata zdobywania członkostwa (membership lub fellowship) w Royal Colleges (niezbędne do uzyskania apogeum w karierze klinicznej […]) też były im oszczędzone, bowiem polskie specjalizacje są tutaj całkiem słusznie uznawane. Spora liczba polskich lekarzy i dentystów nawet nie osiedla się w Anglii, lecz dojeżdża z Polski co jakiś czas, aby w funkcjonujących już polskich przychodniach oferować swoje specjalistyczne usługi. Po brexicie nasze koleżanki i koledzy nadal będą potrzebni, tym bardziej że zdążyli już wypracować sobie renomę. W całej Wielkiej Brytanii brakuje ponadto 30 tys. pielęgniarek (tylko w Londynie aż 10 tys.) i nie sądzę, aby jakiekolwiek zmiany polityczne czy administracyjne mogły ten stan rzeczy szybko zmienić”.

W Polsce i na Wyspach

Wielu lekarzy wskazuje istotne różnice w pracy zawodowej występujące między oboma krajami.

„W Wielkiej Brytanii za leki refundowane wnosi się jedynie opłatę ryczałtową. Od 1 kwietnia 2014 r. płatność za receptę wynosi 8,05 funta. Jeśli wykupujesz podwójną dawkę leku, to 16,10 funta. Osoby zażywające leki na stałe mogą wykupić tzw. prescription prepayment certificates, które pozwalają zredukować koszty. Lekarze nie muszą zatem znać odpłatności za poszczególne leki dla pacjentów”.

„Wymóg przynależności do izby daje gwarancję, że jakiś Bronek z sąsiedztwa po pierwszej klasie zawodówki nie zacznie praktykować medycyny 200 m od Waszego gabinetu/przychodni. Na tym polegają zawody regulowane”.

„A może warto wprowadzić w Polsce system biegłych sądowych funkcjonujący w UK? Nie ma tutaj żadnych list tzw. biegłych. Jest to raczej funkcja, której może się podjąć każdy lekarz, jeśli tylko znajdzie nabywcę swoich usług. Medyk, który przygotowuje opinię, musi się dobrze zastanowić, co pisze, ponieważ z każdego słowa będzie się musiał mocno tłumaczyć przed sądem, przepytywany przez obie strony: prokuratora i obrońcę (oczywiście pytania może zadawać także sędzia). Co istotne, nigdy nie wiadomo, ilu biegłych i ile opinii ma w zanadrzu druga strona.

Akurat mam spore doświadczenie w występowaniu we wszystkich głównych sądach w Londynie oraz paru innych miejscach w Anglii. Większość sporządzonych opinii pisałam dla strony prokuratora, ale bywały także przypadki, że i dla obrony. Zawsze jednak opinia przygotowywana była wyłącznie na podstawie przeprowadzonego badania, w oparciu o moją wiedzę i doświadczenie oraz dostępne materiały i wyniki badań dodatkowych. Strona wynajmująca nie miała żadnego wpływu na treść przygotowywanego raportu – była to kompletnie niezależna opinia. Gdyby stronie zamawiającej taka opinia się nie podobała, mogła jej nie załączać do akt i poszukać innej. Możliwe jest dostarczenie do sądu przez każdą ze stron kilku opinii pochodzących od różnych biegłych, nie ma w tym względzie żadnych ograniczeń.

Zapewniam, że system sam weryfikuje lekarzy, gdyż naciąganie opinii w jakąś ślepą stronę może mieć poważne skutki prawne, jeśli tylko udowodni się, że biegły gada głupstwa. Ponadto nikt więcej go już nie zatrudni i wypadnie z rynku. Istnieje bowiem niepisany system referencji. Jest także odpowiedzialność przed General Medical Council (to odpowiednik naszej izby lekarskiej – przyp. autora) – taka sama, jak w normalnej praktyce lekarskiej. Istnieje prosty system, w którym łatwo zgłosić lekarza w związku z jego nieprawidłowym zachowaniem i błędami medycznymi. Prestiż zawodu w Wielkiej Brytanii jest tak ogromny, że trudno poddać się manipulacji. Weryfikacja specjalistów odbywa się sama. Kto się nie sprawdza, ten nie ma pracy. Polecam system brytyjski – wydaje się przejrzysty i prosty”.

Ciemne strony emigracji

Lekarze są elitą polskiej emigracji na Wyspach. Niestety, w przypadku przedstawicieli innych grup zawodowych sytuacja nie jest tak dobra. Barbara Drozdowicz, szefowa East European Resource Center w Londynie (największej na Wyspach organizacji udzielającej wsparcia osobom wykluczonym z krajów nowej Unii), informuje: „Z naszych szacunków wynika, że co dziesiąty imigrant z naszej części Europy żyje w Wielkiej Brytanii w permanentnym kryzysie finansowym. Połowa ma problemy psychiczne. Ja uważam, że to zaniżone dane”.

W udzielonym wywiadzie* ostrzega: „W tym kraju trwa stały kryzys mieszkaniowy, rząd utrudnił dostęp do darmowego poradnictwa prawnego, brakuje pracowników socjalnych, którzy są w stanie wytłumaczyć ludziom, dlaczego stracili zasiłek i co mają robić. Do naszego biura zgłasza się coraz więcej bezradnych Polaków, zwykle na granicy załamania finansowego i psychicznego”.

Szefowa EERC zwraca uwagę na ważne różnice między Polską i Wielką Brytanią: „Stygmat bycia biednym jest tutaj o wiele bardziej bolesny niż w Polsce. Dla biednych nie ma współczucia. Nawet ci, którzy żyją z benefitów, uważają, że inni, którzy żyją z benefitów, są bandą pasożytów. Mogą umrzeć na ulicy. Gigantyczne rozwarstwienie dochodowe jest akceptowane. Taka jest tradycja, tak było zawsze. W Polsce nie”.

Dodaje ze smutkiem: „Znakomita większość Polaków ma do czynienia z poniżaniem i pogardą. Są zaczepiani na ulicy, gorzej traktowani przez przełożonych w fabrykach czy magazynach. Ci przełożeni, często również emigranci, sami przeszli przez ścieżkę upokorzeń i teraz podobnie traktują podwładnych”.

Powrócisz tu, gdzie nadwiślański brzeg,

Powrócisz tu zza siedmiu gór i rzek,

Powrócisz tu, gdzie płonie słońcem wrzos i głóg,

Gdzie cienie brzóz, piach mazowieckich dróg.

Czy sprawdzą się słowa śpiewane przez Irenę Santor? Czas pokaże. Kolejna odsłona zmagań z brexitem już we wrześniu i październiku… 

* E. Winnicka, Opluci o jeden raz za dużo, czyli polski emigrant na skraju załamania psychicznego, „Duży Format” z 25.03.2019.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum