7 czerwca 2007

To chciałam powiedzieć posłom

Kampania Breast Friends, czyli Przyjaciele od Piersi (polskie tłumaczenie nawiązuje do stałego związku frazeologicznego „przyjaciele od serca”; na konferencji prasowej w Królikarni Krystyna Kofta postulowała termin bliższy rzeczywistości – Przyjaciele od Braku Piersi), ma uzmysłowić milionom ludzi na całym świecie, jak ważne jest wsparcie w chorobie nowotworowej. Nie tylko w przypadku raka piersi.
Jak pokazać na zdjęciach coś tak nieuchwytnego, jak wsparcie i przyjaźń? Okazało się to możliwe. Brytyjski fotograf Rankin sfotografował 30 ubranych na biało par ludzi sobie bliskich. Są wśród nich aktorzy, piosenkarze, dziennikarze z całego świata. Kampanię wsparło wiele znanych postaci medialnych – Marcia Cross („Gotowe na wszystko”), Jerry Hall (supermodelka, eks-żona Micka Jaggera), Rosanna Arquette (aktorka grająca w thrillerach). Na każdym fotogramie jest osoba z rakiem i ta, która ją wspiera. W polskiej parze raka mam ja. Obok mnie jest moja przyjaciółka od 30 lat, Bożena Winch – psycholog i psychoterapeutka.

Wystawę (por. „Puls” nr 3/2007, str. 28-29) można było oglądać w kwietniu w warszawskiej Królikarni, a w maju miało nastąpić jej otwarcie w Sejmie.
Jak sądziłam, polski parlament, zapraszając wystawę do swojego gmachu, chciał dać dowód tego, że rozumie wsparcie także w sposób instytucjonalny. Nie wystarczy tylko trzymanie za rączkę i przynoszenie do szpitala truskawkowego kompotu, bo tym zazwyczaj zajmuje się rodzina i przyjaciele.
9 maja br. o godz. 11.00 w kuluarach sejmowych na otwarciu wystawy pojawili się liczni dziennikarze – prasa, radio, telewizja. Jak zawsze. Nie było tylko ani jednego posła. Ani jednego. Zero bezwzględne. Rozumiem, że mieli wtedy ważniejsze sprawy na głowie. Rozumiem też, że skoro w fazie projektu honorowy patronat nad wystawą objął marszałek Marek Jurek, to obecny marszałek mógł spokojnie nie poczuwać się do niczego i mieć wolne. Imienne zaproszenia na wystawę otrzymali wszyscy parlamentarzyści. Parlamentarna Grupa Kobiet przysłała nawet list wspierający.

Sytuacja jak z Mrożka: otworzyliśmy wystawę, przemawiając do posłów, których nie było! A właściwie byli. Wystawę bowiem tak usytuowano, że trzeba było koło niej przejść, udając się do toalety. Trochę żal mi tych posłów. Przemykali się cichcem i chyłkiem, ze wzrokiem utkwionym w odległym punkcie i z miną wskazującą na straszne zaambarasowanie sprawami wagi państwowej.

Gdyby trafił mi się wtedy chociaż jeden poseł, powiedziałabym mu, że: – W Polsce nakłady na opiekę zdrowotną są najniższe wśród krajów Unii Europejskiej (w porównywalnej populacyjnie Hiszpanii są trzy razy wyższe); najmniej też przeznaczamy na leczenie chorych na raka. Nie da się leczyć raka tanio, nie wystarczy aspiryna kupiona w kiosku na rogu.
– Według Raportu Karolinska Institutet, w Polsce, Czechach, na Węgrzech i w Norwegii mamy najmniejszy w Unii dostęp do nowoczesnych terapii i leków leczących nowotwory. Najlepiej jest mieszkać w Austrii, Hiszpanii i Szwajcarii.
– W USA zaledwie 20 proc. pacjentów przychodzi do lekarza z zaawansowanym nowotworem, 80 proc. zjawia się w porę. W Polsce proporcja jest dokładnie odwrotna – aż 80 proc. chorych trafia do lekarza za późno.
– W krajach, w których leczy się raka skutecznie, przeznaczając na to odpowiednie środki, można uratować połowę chorych, w Polsce zaledwie jedną trzecią.

Gdyby trafił mi się chociaż jeden poseł, zaprosiłabym go na wycieczkę po Centrum Onkologii o godz. 8 rano. Najpierw nie moglibyśmy znaleźć wolnego miejsca na parkingu, potem nie byłoby już dla nas numerków w szatni, wreszcie odstalibyśmy swoje w kilometrowej kolejce do rejestracji. Czekając pod gabinetem lekarskim, też byśmy stali, bo zabrakłoby dla nas krzeseł. Myślę, że byłaby to wycieczka nie mniej ciekawa, niż ta Dantego po piekle. I co najmniej tak samo egzotyczna, jak wycieczka do buszu. Takiej Polski nie zna poseł, bo jeśli zachoruje mu kuzynka, sięga po telefon i „załatwia”.
Gdyby trafił mi się jakiś poseł, powiedziałabym mu, że może lepiej spróbować coś zrobić, zanim zachoruje mu matka, żona, siostra czy córka. Czego nikomu, oczywiście, nie życzę.
Gdyby trafił mi się chociaż jeden poseł, powiedziałabym mu, że rocznie w Polsce raka piersi stwierdza się u 12 tysięcy kobiet. Jakiż to ogromny elektorat!
Gdyby trafił mi się jakikolwiek poseł, powiedziałabym mu, że według prognoz, w ciągu najbliższych lat co czwarty Polak zachoruje na raka. Pytanie tylko, czy w tym gmachu należy odliczać od lewej czy od prawej.

Anna MAZURKIEWICZ

Anna Mazurkiewicz – dziennikarka, autorka powieści o chorowaniu na raka „Jak uszczypnie będzie znak”, dyrektor Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. J. Giedroycia, polska ambasadorka kampanii Breast Friends

Archiwum