30 kwietnia 2020

To może być cisza przed burzą

Z dr hab. n. med. Barbarą Remberk, krajowym konsultantem w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, kierownikiem Kliniki Psychiatrii Dzieci i Młodzieży Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, rozmawia Anetta Chęcińska.

Czy podczas epidemii COVID-19 zwiększyła się liczba młodych ludzi potrzebujących pomocy psychiatrycznej?

Na razie trudno ocenić. W szpitalu pacjentów raczej nie przybyło. Dzieci i młodzież z powodu wprowadzonych ograniczeń w poruszaniu się są w domach, uczą się zdalnie. Mamy podobny efekt, jak w ubiegłym roku podczas strajku nauczycieli – odnosimy wrażenie, że zawieszenie działalności szkół, przynajmniej na razie, przyczyniło się do zmniejszenia liczby młodych osób, które zgłaszają się do izby przyjęć. Ponadto obecnie pacjenci unikają kontaktu z placówkami służby zdrowia, aby się nie zarazić. Obawiam się jednak tego, co będzie dalej, bo dzieci nie wyzdrowiały dlatego, że nie mają szkoły. Zgłaszają się do nas za to młodzi, którzy z różnych powodów zdrowotnych byli w szkołach specjalnych, w ośrodkach, w których dobrze funkcjonowali, a teraz są w domu bez pomocy. I ta zmian przyniosła pogorszenie ich stanu psychicznego. Również gdy w rodzinie jest problem przemocy, uzależnienia, przymus stałego przybywania domowników ze sobą może stwarzać trudne i groźne sytuacje, zwłaszcza dla młodych ludzi, którzy będą potrzebowali pomocy psychiatry lub psychologa.

Pacjenci coraz częściej korzystają z teleporad. Czy takie rozwiązania sprawdzają się w psychiatrii?

Terapia ambulatoryjna została ograniczona, dlatego staramy się zapewnić pacjentom kontakt na odległość. Mamy możliwości prowadzenia telepsychoterapii i udzielania porad psychiatrycznych w trybie zdalnym. Oczywiście, to nie to samo, co bezpośrednie spotkanie, dlatego rozwiązanie nie jest idealne. Jeżeli pacjent czuje się źle, zapraszam na wizytę do poradni, bo wiadomo, że nie wszystko da się zrobić w trybie zdalnym. Uruchomiliśmy infolinię wsparcia dla dzieci i młodzieży: tel. 516-238-725, czynną od poniedziałku do piątku, w godz. 11.00–15.00.

Jak epidemia wpłynęła na sytuację pacjentów przebywających na oddziałach?

Komfort leczenia na pewno się zmniejszył. Jeżeli chodzi o oddziały dla młodzieży i dorosłych, odwiedziny zostały bardzo ograniczone. Pacjenci nie otrzymują przepustek, nie ma wyjść do domu na weekend, które w normalnych warunkach (przed epidemią) są elementem leczenia. Pozwalają bowiem pacjentowi stopniowo wracać do codziennego, typowego trybu życia, do własnego środowiska. Ten element terapii jest niemożliwy. Poza tym oddziały działają, trwa leczenie. Większym problemem jest to, co dzieje się po wypisie. Osoby, które w normalnych warunkach byłyby wypisane z zaleceniem podjęcia psycho-terapii lub kontynuacji leczenia na oddziale dziennym, tę możliwość chwilowo straciły. Od kwietnia miały rozpocząć działanie nowo kontraktowane ośrodki pierwszego poziomu, czyli ośrodki środowiskowej opieki psychiatrycznej i psychologicznej, ale na pewno nie będzie to przebiegało tak sprawnie jak planowano.

Czy oddziały psychiatryczne są przygotowane na zagrożenie epidemiczne?

W mojej klinice dotąd nie mieliśmy dziecka z podejrzeniem zakażenia koronawirusem. Zgodnie z zaleceniem Ministerstwa Zdrowia tworzone są jednoimienne szpitale psychiatryczne dla zakażonych dorosłych, jeśli zaś chodzi o dzieci z koronawirusem, większość województw planuje, aby były hospitalizowane na oddziałach zakaźnych i w razie konieczności konsultowane psychiatrycznie. W Warszawie Szpital Dziecięcy przy ul. Żwirki i Wigury pełni podczas epidemii rolę pediatrycznego szpitala zakaźnego i jest w nim również psychiatra. Sygnały, które odbieram z ośrodków z Polski, nie dotyczą niedoborów sprzętu, ale raczej kwestii organizacyjnych: kto ma przyjąć pacjenta podejrzanego o zakażenie, dokąd pogotowie ma wieźć pacjentów. W porównaniu ze skalą problemów, z jakimi borykają się lekarze oddziałów somatycznych, u nas praca toczy się względnie spokojnie. Niemniej jednak to może być cisza przed burzą. Obawiam się, że jeżeli sytuacja epidemiczna będzie się przedłużała, dzieci będą pozbawione pomocy psychiatrycznej. Mimo że większość zaburzeń to nie są stany zagrożenia życia, obecnie część cierpiących na nie osób nie jest leczonych, bo się nie zgłosiły, bo część psychoterapii została zawieszona, bo chciałyby rozpocząć psychoterapię, ale nie mają gdzie.

Uważa pani, że po okresie pozostawania w domu w celu przetrwania epidemii pacjentów z problemami psychicznymi przybędzie?

Trochę tak, ale myślę o czymś innym. Nie tylko leczymy młodych ludzi w stanie zagrożenia życia. Chcemy, aby dzieci z zaburzeniami psychicznymi czuły się dobrze, funkcjonowały w społeczeństwie poprawnie, miały znajomych, rozwijały się, zdobywały wykształcenie i zawód adekwatnie do swoich możliwości. Pytanie zatem, co się po epidemii stanie z dziećmi, które już miały trudności adaptacyjne w szkole, które nie odnajdują się w nowych środowiskach? W dodatku nauczanie zdalne rozwarstwia społeczeństwo. Z czasem, gdy uczniowie wrócą do szkoły, okaże się, że niektóre dzieci się dostosowały, zostały dopilnowane przez rodziców, przerobiły program szkolny, a inne mają pół roku zaległości. Te inne to zapewne będą dzieci, nad którymi opieka już wcześniej była słabsza. Co z nimi? A co z dziećmi, które nie otrzymają leczenia? Może ich stan zdrowia nie będzie zagrożeniem życia, ale po epidemii będzie gorszy, niż gdybyśmy mogli udzielać im pełnej pomocy.

Pandemia zaskoczyła świat. Czy profilaktyka zdrowia psychicznego młodych ludzi w tych okolicznościach jest możliwa?

Nie dysponujemy takimi programami. Są ogólne zasady profilaktyki zdrowia psychicznego, które obejmują rozmowy z dziećmi, kontakt z nimi, zapewnienie równowagi między obowiązkami a przyjemnościami, także aktywność fizyczną i rekreację. Sądzę, że ograniczenie naszej aktywności fizycznej pogorszy zdrowie społeczeństwa. Dzieci chodziły na spacery, treningi. Te zajęcia na tygodnie, a nawet miesiące zostały przerwane. Wiem jednak, że niektóre szkoły starają się we własnym zakresie zapewnić uczniom pomoc psychologów i wsparcie rodzicom na tyle, na ile to możliwe.

Oczekiwany nowy model ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży przyniesie zmiany na lepsze?

Nie w ciągu miesięcy, to długotrwały proces. Jeżeli chodzi o ośrodki pierwszego poziomu, na pewno zrobimy krok do przodu. Oczywiście wszystko zależy od finansowania. Pozostaje wciąż problem szkolenia kadr. Psychiatria dzieci i młodzieży przed epidemią była w tak głębokim kryzysie, że stworzenie nowej oferty i miejsc udzielania świadczeń (ośrodków pierwszego stopnia) spowoduje ujawnienie większej liczby młodych ludzi potrzebujących pomocy psychiatrycznej, którzy wcześniej też byli potencjalnymi pacjentami, ale nie mieli gdzie się zgłosić. Spodziewamy się więc, że na początku będzie trudniej, nim zrobi się lepiej. Obecnie wszyscy koncentrują się na aspektach somatycznych epidemii, ale trauma z nią związana nie ma precedensu, myślę, że z perspektywy zdrowia psychicznego to sytuacja porównywalna z wojną. Będziemy się z tym stanem mierzyli przez dłuższy czas, zarówno psychiatrzy dziecięcy, jak i lekarze opiekujący się pacjentami dorosłymi. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum