2 lutego 2010

Moja wędrówka wśród chorych: Tworki

Pod Warszawą, w Tworkach, znajduje się słynny szpital psychiatryczny. Jest jesień 1949 roku, szaruga. Nad długimi alejami zwisają nagie gałęzie drzew. Liście opadły i gęstym kobiercem przykryły ziemię. Po tych alejach snują się szare postacie – to chorzy psychicznie, pacjenci szpitala. Pawilony Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Tworkach są zbudowane z czerwonej cegły, przeważnie parterowe, pokryte patyną starości.

W takiej właśnie ponurej scenerii, jako student czwartego roku medycyny szukający pracy, udałem się z wizytą do dyrektora, dr. Feliksa Kaczanowskiego. Przyjął mnie serdecznie i zaproponował, abym pracował cztery godziny dziennie: od 8 do 12, na co się zgodziłem. Wówczas skierował mnie do pawilonu IX, gdzie ordynował prof. Józef Handelsman. Ten z kolei podczas rozmowy zaproponował mi, abym zaczął naukę od poznania podręcznika Jakuba Frostiga, znanego przedwojennego psychiatry. Akurat znalazłem ten podręcznik w bibliotece mojego Ojca, więc przestudiowałem go dokładnie. Autor miał typowo freudowskie podejście do psychiatrii. Pracę rozpocząłem 3 listopada 1949 roku.

Do dziś pamiętam moje pierwsze kroki w Tworkach, ten niepokój i pierwszy kontakt z chorymi psychicznie, którzy automatycznie zamiatali ulice szpitala z jesiennych liści. Te oczy bez wyrazu i milczenie zrobiły na mnie, młodym lekarzu, duże wrażenie. Początkowo pracowałem na oddziale dla chorych gwałtownych (to ówczesna nazwa oddziału psychiatrycznego – obserwacyjnego). W budynkach szpitalnych znajdowały się wielkie sale chorych z dużą liczbą łóżek. Powietrze przesycone było specyficznym zapachem szpitala psychiatrycznego. Tutaj poznałem obcy mi dotychczas świat chorych psychicznie. Każdy z tych chorych miał swój własny, zamknięty świat, a ja, student czwartego roku medycyny, bez żadnego doświadczenia lekarskiego, nagle znalazłem się wśród nich. Wiele widziałem: przypadki niepokoju, panicznego lęku, depresji, osłupienia katatonicznego, a nawet kilka przypadków wścieklizny.
Tutaj też poznałem alkoholików i widziałem przypadki obłędu alkoholowego, padaczki alkoholowej, stany padaczkowe kończące się niejednokrotnie śmiercią, zespoły Otella (zazdrości małżeńskiej) z założonymi pasami cnoty i wiele, wiele innych ciekawych dla mnie rzeczy.

Dzisiaj patrzę inaczej na świat schizofreników, oczyma doświadczonego lekarza! Myślę, że byłem pilnym asystentem, bo psychiatria wciągnęła mnie bez reszty. Codziennie, jadąc z Warszawy do Tworek pustą kolejką EKD, mogłem spokojnie się uczyć. Czytałem, co tylko mogłem z psychiatrii, neurologii, ale też z innych przedmiotów. W Tworkach, jak już wspomniałem, pracowałem najpierw na oddziałach dla chorych gwałtownych (obecnie: obserwacyjny) pod opieką dr Felicji Łuniewskiej, a później dr Bogusławskiej, gdzie przez prawie rok zajmowałem się leczeniem głęboką śpiączką (wywoływanie insuliną głębokiej hipoglikemii). Potem pracowałem na oddziale dla podsądnych, u dr Lidii Uszkiewiczowej.

W tym czasie poznałem znamienitych psychiatrów i neurologów.
Prof. Zygmunt Kuligowski powrócił ze stanowiska ambasadora Polski w Egipcie i został dyrektorem nowo powstałego Instytutu Psychiatrii i Neurologii, wówczas w pawilonie IX. Poznałem prof. prof. Andrzeja Jusa i Karolinę Jusową, dr. med. Ignacego Walda (później profesora) i wielu, wielu innych. Sadzę, że miałem wśród nich dobrą opinię, bo wiele prac mogłem wykonywać samodzielnie, na przykład w zasadzie samodzielnie prowadziłem oddział insulinowy. Gdy po latach zaprosiłem do Bielska-Białej prof. Kuligowskiego, by pomógł mi zorganizować oddział neurologiczny, ten chętnie przyjechał. Brałem wówczas udział w obiedzie, którym przyjął Profesora dyrektor bielskiego szpitala, dr Władysław Cieśla. Rozwinęła się między nimi szeroka dyskusja na różne tematy, w tym również mojego oddziału. W pewnym momencie rozmowa zeszła na temat starożytnego Egiptu, zaczęto omawiać historię jakichś wykopalisk (Profesor właśnie powrócił z Egiptu). Dyrektor Cieśla był tak doskonale zorientowany w temacie, że aż Profesor zdziwił się: – A kiedy pan dyrektor ostatnio był w Egipcie? – Nie byłem, ja tylko czytałem
– odpowiedział Cieśla.

Tu mała dygresja na temat doktora Władysława Cieśli. Z Tworek przyjechałem obkuty w teorii Pawłowa i chciałem dyrektorowi zaimponować moją wiedzą. Niestety, on i o Pawłowie wiedział więcej ode mnie, chociaż uczestniczyłem w zjeździe poświęconym nauce Iwana Pietrowicza Pawłowa. Dyrektor Cieśla to był człowiek genialny, erudyta, wspaniały chirurg. Niestety, po przejściu na emeryturę zachorował, miał niedowład połowiczy i po kilku latach zmarł. Uważam, że jego postać winna być utrwalona ku pamięci pokoleń lekarskich. Z mojej inicjatywy bielski oddział Polskiego Towarzystwa Lekarskiego umieścił na ścianie gmachu chirurgicznego bielskiego Szpitala im. N. Cybulskiego, gdzie był oddział chirurgiczny przez niego prowadzony, tablicę pamiątkową z jego podobizną.
Jak już wspominałem, interesowałem się nauką Iwana Piotrowicza Pawłowa. Cóż, był w polskiej nauce taki okres! Warto jednak przypomnieć, że Pawłow otrzymał w 1905 roku Nagrodę Nobla za prace nad odruchami warunkowymi. W 1950 roku zostałem delegowany przez szpital w Tworkach do Krynicy na zjazd poświęcony nauce Pawłowa. Pojechałem tam z Halą. Ja zamieszkałem z kolegą Andrzejem Trzebskim, późniejszym profesorem fizjologii w Warszawie, a Hala w pensjonacie.
Podczas tego zjazdu nasłuchałem się wielu referatów, uzyskałem też wiele nowych wiadomości i chyba byłem dobrze zorientowany w Pawłowizmie. Tam spotkałem całą naukową elitę Polski, a także wielu gości z całego świata. Słuchałem referatów i rysowałem namiętnie. Razem z Halą wędrowaliśmy po salach zjazdowych i na karykaturach zbieraliśmy autografy narysowanych. W ten sposób zdobyłem autografy profesorów: Kunickiego, Choróbskiego, Michałowicza, Baleya, Konorskiego, Roguskiego, ministra Sztachelskiego, Węgierki i wielu, wielu innych. Profesor Węgierko wpisał na karykaturze: „muszę zmienić dioptrie”. Wiele z tych rysunków (…) zostało zamieszczonych w książeczce „100 karykatur polskich neurologów Olgierda Kossowskiego” wydanej w 1997 roku. W wyniku pogłębienia mojej wiedzy o Pawłowizmie powstała spora praca „Neurofizjologiczne podstawy nauki Iwana Pietrowicza Pawłowa”. Potem kilkakrotnie ją przedstawiałem na zebraniach lekarskich w Tworkach i w Bielsku-Białej. Leży teraz wśród moich innych referatów jako pamiątka.

W Tworkach pracowałem około roku na oddziale leczenia insuliną. Zaobserwowałem wówczas poprawę stanu chorych psychicznie, gdy podczas snu hipoglikemicznego występował u nich napad padaczkowy. Sam atak bez podania cukru budził pacjenta. Przeczytałem wtedy pracę Sakla z Wiednia, który specjalnie stosował wstrząsy elektryczne podczas snu hipoglikemicznego i uzyskiwał szybką poprawę stanu psychicznego pacjenta. Postanowiłem bez porozumienia się z ordynatorem też robić takie eksperymenty. Stosowałem wstrząsy elektryczne lub kardiazolowe i widziałem poprawę, tak jak opisane było u Sakla. Napisałem na ten temat referat i przedstawiłem go profesorowi Handelsmanowi. Zostałem jednak surowo skarcony i profesor zabronił mi robić podobne eksperymenty. Dzisiaj widzę, że byłem zbyt samodzielny – jeszcze nie lekarz, a już chciałem coś nowego w leczeniu stosować! Praca ta ma tytuł „O wstrząsach elektrycznych i kardiazolowych podczas snu insulinowego” (hipoglikemicznego, ale tej nazwy nie używaliśmy) i leży wśród wielu innych moich referatów. Potem już w Bielsku-Białej, jako ordynator oddziału neurologicznego, niejednokrotnie stosowałem wstrząsy kardiazolowe u chorych z depresją, którzy leżeli na moim oddziale, gdyż ciągle czułem się nie tylko neurologiem, ale i psychiatrą. (…)

Archiwum