18 grudnia 2017

Doniesienia naukowe

Ciekawe

Kiedy leczymy nadciśnienie

Nie ma dowodów, że leczenie skurczowego ciśnienia tętniczego krwi, które nie przekracza jeszcze 140 mm Hg, przedłuża życie. Wskazuje na to metaanaliza 74 dotychczasowych badań na ten temat, którymi objęto 306 tys. pacjentów (zażywali leki lub placebo). Wyjątkiem są osoby, u których stwierdzono już chorobę sercowo-naczyniową.

W Europie nie zaleca się obniżenia ciśnienie poniżej 140 mm Hg, jednak Amerykańskie Towarzystwo Kardiologiczne (AHA) uważa, że należy tak robić, kiedy przekroczy ono 130 mm Hg. W Kanadzie i Australii sugeruje się nawet stosowanie leków w przypadku ciśnienia wyższego niż 120 mm Hg. Współautor badania, dr Mattias Brunstrom z Uniwersytetu w Umea w Szwecji, twierdzi, że kiedy ciśnienie skurczowe osiągnie co najmniej 160 mm Hg, podawanie leków o 22 proc. zmniejsza ryzyko zawału serca i udaru mózgu, a groźba zgonu spada o 7 proc. W przypadku ciśnienia od 140 do 159 mm Hg niebezpieczeństwo zawału i udaru zmniejsza się o 12 proc., zagrożenie zgonem również o 7 proc. U osób zdrowych, z ciśnieniem nieprzekraczającym 140 mm Hg, nie stwierdzono żadnych korzyści z leczenia. Jeśli jednak rozwinęła się już choroba sercowo-naczyniowa, przy średnim ciśnieniu 138 mm Hg ryzyko zawału i udaru spadło o 10 proc. Nie stwierdzono jednak mniejszego ryzyka zgonu. Leczenie ciśnienia poniżej 140 mm Hg powinno być zatem rozważane jedynie indywidualnie.

(bit.ly/2mnlVpg, „JAMA Intern Medicine” 2017)

O błędach trzeba rozmawiać

Nie należy unikać kontaktu z pacjentem i jego rodziną, kiedy dojdzie do poważnego błędu medycznego. Nie warto również stosować metody „zaprzeczaj i broń się”. Trzeba rozmawiać, wyjaśniać i wysłuchać tego, co mają do powiedzenia poszkodowani. Przekonuje o tym małe, ale pouczające badanie amerykańskie, którym objęto 27 poszkodowanych, 3 członków rodziny chorego oraz 10 przedstawicieli zespołu terapeutycznego. Niemal wszyscy poszkodowani otrzymali rekompensatę za szkodę, a 18 pacjentów było wciąż leczonych w szpitalu, w którym doszło do pomyłki. Nie jest zaskoczeniem, że pacjenci i ich bliscy wykazywali ogromną potrzebę porozmawiania z lekarzem, chcieli być wysłuchani i wyrazić swoje emocje. Ciekawe, że interesowało ich również, co można zrobić, żeby powtórnie nie popełniono tego samego błędu lub przynajmniej zmniejszyć ryzyko. Główna autorka badania, Jennifer Moore z University of New South Wales w Sydney, twierdzi, że zarówno pacjenci, jak i lekarze opowiedzieli się za obecnością podczas rozmowy prawnika osoby poszkodowanej lub jego rodziny. Było to zaskakujące, okazało się jednak, że obu stronom był on pomocny podczas tej trudnej rozmowy.

(bit.ly/2zm1vQ7, „JAMA Internal Medicine”, 9.10.2017)

Kobieta chirurg to mniejsze ryzyko zgonu pacjenta?

Tak przynajmniej wynika z analizy ponad 104 tys. przypadków pacjentów operowanych przez 3,3 tys. chirurgów, wśród których były 774 kobiety. Chorzy poddani zostali różnego typu zabiegom: kardiochirurgicznym, onkologicznym, wymiany stawu biodrowego i kolanowego oraz operacjom bariatrycznym. Biorąc pod uwagę 30-dniowy okres pooperacyjny, ryzyko zgonu u pacjentów operowanych przez kobiety było o 12 proc. mniejsze. Odsetek powikłań pooperacyjnych i ponownych hospitalizacji był taki sam u pacjentów operowanych przez mężczyzn i przez kobiety. Główny autor badania, dr Raj Satkunasivam z Houston Methodist Hospital, uważa, że chirurgia wciąż jest zdominowana przez mężczyzn, w efekcie do specjalności tej trafiają kobiety o najwyższych umiejętnościach, najbardziej zręczne i zmotywowane. Z badania wynika, że w ciągu 30 dni po zabiegu zmarło 11,1 proc. pacjentów operowanych przez kobiety oraz 11,3 proc. operowanych przez mężczyzn. To dowodzi przede wszystkim, że kobiety w tej specjalności radzą sobie równie dobrze jak mężczyźni. To dobra wiadomość dla pacjentów, ponieważ coraz więcej kobiet zostaje lekarzami i coraz częściej sięgają one po skalpel.

(bit.ly/2yCMQBV, „BMJ”, 10.10.2017)

Cyfrowa tabletka

Skończą się wątpliwości, czy pacjent zażył przepisane leki. Kalifornijska firma Proteus opracowała tabletkę sygnalizującą, czy została połknięta. Amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła pierwszy taki farmaceutyk. Cyfrowa pigułka to neuroleptyk arypiprazol japońskiej firmy Otsuka Pharmaceutical. Stosuje się go w leczeniu schizofrenii i epizodów maniakalnych w przebiegu choroby afektywnej dwubiegunowej typu I oraz w zapobieganiu nowym epizodom maniakalnym. Dla oceny efektów leczenia w tym przypadku bardzo ważne jest kontrolowanie zażywania leku.  Tabletka została tak skonstruowana, że zawiera czujnik o rozmiarach ziarnka piasku, dzięki któremu wysyła sygnał jak tylko zetknie się z kwasami żołądkowymi (w ciągu pół godziny, najpóźniej dwóch godzin po połknięciu). Jest do tego zdolna, choć nie dysponuje baterią ani anteną, bo ich zastosowanie nie byłoby wskazane. Sygnał odbierany jest przez opaskę na ręku, która z kolei przekazuje go do smartfona. Takie rozwiązanie pozwala pacjentowi lepiej kontrolować zażywanie leków. System przypomina o tym, kiedy trzeba połknąć tabletkę, a w razie nieprzyjęcia leku wysyła informację alarmującą. Za zgodą chorego przyjmowanie leku może sprawdzić lekarz. Proteus zamierza wykorzystać swój patent w innych lekach mających istotny wpływ na przebieg leczenia, np. u pacjentów po przeszczepach, u których szczególnie ważne jest przestrzeganie reżimu terapii.

(Reuters, 13.11.2017) 

Zbigniew Wojtasiński

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum