8 lipca 2011

Refleksje

Takie filozoficzne pytanie stawiam sobie po dwudniowym doświadczeniu bycia delegatem na zjazd sprawozdawczo-wyborczy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zjazd, który nikogo nie wybrał, a jedynie zawiesił swoje burzliwe obrady na czas bliżej nieokreślony.
Po pierwsze zawód dziennikarza nie istnieje w rejestrze zawodów RP, choć figuruje tam zawód „wróżki”. Zatem nie ma nas w papierach, ale jesteśmy w realu. W mediach, TV, radiu, prasie, Internecie. Robimy tam sporo zamieszania, bo komunikując się z tzw. opinią publiczną z jednej strony, a politykami z drugiej, siłą rzeczy wpływamy na nastroje społeczne. Zatem refleksja nad kondycją polskich dziennikarzy nie jest sprawą wewnętrzną tego nieistniejącego formalnie zawodu, lecz tematem publicznym.
Od jakości naszej pracy zależy, jak jesteście informowani. Rzetelnie czy niechlujnie, za to sensacyjnie? Z zachowaniem zasady bezstronności czy stronniczo, instrumentalnie? Wielu z nas, ubierając się w szaty IV władzy, wygłasza własne sądy i aspiruje do roli wyroczni. Rozmówca jest czasem tylko dodatkiem do dziennikarskiego występu.
W zależności od sympatii politycznych dziennikarza może stać się przedmiotem ironii lub drwin. Czy jesteśmy IV władzą? Jeśli tak, to jaka odpowiedzialność wiąże się z uprawnieniami do wpływania na życie publiczne?
Wszystkie te pytania, dotykające standardów dziennikarskich, leżą w kręgu zainteresowań Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Także wolność słowa i ochrona dziennikarzy w czasie wykonywania obowiązków. Organizacja wyrosła z etosu „Solidarności”, ciesząca się ogromnym autorytetem w latach 1981-1989, także po transformacji ważna dla środowiska, dziś przeżywa trudne chwile.
Z kilku powodów. Naturalny rozwój mediów, konkurencja, różnice światopoglądowe, konflikt interesów prowadzą do atomizacji, rwą się więzy. Środowisko dziennikarskie nie jest zintegrowane jak inne zawody. Młodzi dziennikarze mediów mainstreamowych, szczególnie prywatnych, nie są zainteresowani członkostwem w SDP. Za to politycy bardzo są zainteresowani, by we władzach organizacji znaleźli się sympatycy ich partii.
Od kilku lat zachodzą szczególne zmiany w pojmowaniu naszego zawodu. Należę do pokolenia, które traktowało ten zawód jako misję, służbę. Dziś, w dobie praw rynku, częściej uważa się nas za producentów usług medialnych.
Fakt, że stacje radiowe i TV, tytuły prasowe są dziś biznesem, który musi wypracować zyski. Dla rasowego dziennikarza najważniejszy powinien być odbiorca – to podstawa etyki zawodowej. Czasem te sprawy stoją w konflikcie. Prywatnie większość dziennikarzy widzi sens istnienia organizacji broniącej ich interesów, pilnującej standardów i etyki zawodowej. Dlatego jestem przekonana, że praca SDP zarówno dla dziennikarzy, jak i dobrej komunikacji społecznej ma głęboki sens.
Problemem pozostają wyrąbane, idące w głąb, podziały polityczne. Można było je odczuć na czerwcowym Zjeździe Delegatów SDP, który został zawieszony ze względu na paraliż w głosowaniu nad wyborem prezesa SDP. Dwaj, praktycznie jedyni, kandydaci zostali zidentyfikowani z dwiema głównymi siłami politycznymi – z PO i PiS-em. Być może na wyrost, ale decydują emocje i etykiety.
„Prawicy nie udało się przejąć SDP” – zatytułowała sprawozdanie ze zjazdu „Gazeta Wyborcza” (prawica to dziś synonim PiS-u). Gdyby wygrał drugi kandydat, „Gazeta Polska” napisałaby „PO przejmuje SDP”. (Lewicy na zjeździe nie widziałam.) Żaden z kandydatów nie uzyskał bezwzględnej większości, bo spora grupa, głównie dziennikarzy spoza Warszawy, konsekwentnie blokiem wstrzymywała się od głosu. Początkowo byłam tym manewrem oburzona: paraliż, współczesne liberum veto, polskie piekło…
Pytam tych wstrzymujących się, dlaczego? – Bo nie chcemy, by SDP zostało podzielone na pół. Ani jeden, ani drugi kandydat nie daje gwarancji, że stowarzyszenie nie stanie się partyjną przybudówką jednej lub drugiej partii. Trzeba znaleźć kandydata, do którego wszystkie strony mają zaufanie.
Ot, problem. Skąd takiego wziąć?
Kończę optymistyczną refleksją. Paraliż głosowania odbieram jako zdrową reakcję na wciskanie się polityki i ideologii w nasz zawód. To ostrzeżenie dla kolegów angażujących się osobiście w grę polityczną. Mimo że moim zdaniem jeden z kandydatów został nazbyt ideologicznie odebrany, ten vox populi jest ważnym sygnałem. SDP musi być miejscem neutralnym, otwartym dla przedstawicieli wszystkich tytułów, wszystkich opcji i światopoglądów traktowanych na równi. One są wyrazem pluralizmu i sprawą prywatną członków. Stowarzyszenie, zawodowa organizacja dziennikarska, ma być miejscem pilnowania jakości i standardów dziennikarskich, a nie interesów politycznych.

Janina Jankowska

Archiwum