19 czerwca 2012

Trzy pytania do..

Dlaczego postanowił pan, po dziesięciu latach kierowania Centrum Zdrowia Dziecka, nie ubiegać się ponownie o stanowisko szefa instytutu? Zmęczenie materiału? Od niedawna jest pan dyrektorem powstającego Szpitala Pediatrycznego WUM…
Pół roku przed upływem mojej drugiej kadencji na stanowisku dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka zacząłem dochodzić do wniosku, że po dziesięciu latach należy coś zmienić. Pozostawanie w jednym miejscu pracy ma wartość dla profesjonalisty medycznego, dla lekarza, lecz niekoniecznie dla zarządzających.
Myślę, że jest moment, w którym dyrektor powinien, nawet wtedy, kiedy wszystko idzie dobrze, zastanowić się, czy nie odejść, bo to umowne „zmęczenie materiału”, o którym pani redaktor mówi, działa w dwie strony. Trzeba pamiętać, że nie tylko osoba zarządzająca może mieć dość, ale także współpracownicy, nawet jeżeli nie jest to przez nich artykułowane. Zmiana dyrektora nie jest czymś oczekiwanym, to wypalenie się czynników motywujących do działania. Nasila się zwłaszcza kiedy osoba zarządzająca ma świadomość, że nic nie może zrobić w sytuacji, jaka istnieje mniej więcej od czterech lat. Wtedy, gdy system z góry skazuje ją na porażkę. Pierwszym powodem podjęcia decyzji o odejściu była więc potrzeba zmiany. Drugim to, że moje czteroletnie starania, i coraz głośniejsze upominanie się i mówienie, dlaczego jest tak źle w pediatrii i w konsekwencji – źle w finansach instytutu, pozostawały głosem wołającego na puszczy. Doprecyzowując, myślę o patologicznej wycenie świadczeń pediatrycznych przy wprowadzaniu Jednorodnych Grup Pacjentów, co doprowadziło wszystkie, nawet te najlepiej zarządzane, placówki pediatryczne do narastającego zadłużania się.
Sądzę, że niezgłoszenie się żadnego kandydata do pierwszej tury konkursu na stanowisko dyrektora CZD świadczy o powadze sytuacji. Byłem tym faktem zbudowany. Mówię tak, choć wiem, że może to dziwnie brzmieć. Ale uważam, że brak chętnych dowodzi, iż ludzie, którzy chcą zarządzać i zarządzają innymi szpitalami, mają świadomość jak poważnych obowiązków się podejmują. Proszę zauważyć, że na odbywający się w tej chwili konkurs na dyrektora Okulistycznego Szpitala Klinicznego w Warszawie w pierwszej turze zgłosiło się 12 kandydatów.
Odpowiadając na ostatnią część pytania pani redaktor potwierdzam, że przyjąłem propozycję rektora prof. Marka Krawczyka, który zaproponował mi kierowanie budową Klinicznego Szpitala Pediatrycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który powstaje przy ul. Banacha. To dla mnie kolejne nowe wyzwanie.

Czy, jako wieloletni dyrektor instytutu badawczo-naukowego, nie uważa pan, że powinna powstać odrębna ustawa o szpitalach klinicznych?
Ustawa o szpitalach klinicznych byłaby pewnym sposobem na rozwiązanie istniejących problemów, chociaż może to trochę już anachroniczne spojrzenie. Mówiliśmy o niej w latach 90. XX w. (!), więc dosyć dawno. W tej chwili, kiedy mamy już szpitale prywatne i niepubliczne, spółki prawa handlowego oraz publiczne zakłady opieki zdrowotnej, a także szpitale akademickie i instytuty badawcze, potrzebne jest unormowanie prawne, które pozwoliłoby im rzeczywiście sprawnie funkcjonować. Szpitale trzeciego poziomu referencyjnego ulegają degradacji i trzeba je ratować. Niestety na drodze stoją m.in. zarządzenia prezesa NFZ. Minister jest właściwie ubezwłasnowolniony…
Organem założycielskim dla szpitali klinicznych i instytutów są uczelnie medyczne i Minister Zdrowia, czyli dwa organy, które albo nie mają pieniędzy, albo nie mogą ich dać, bo prawo na to nie pozwala.
W trochę lepszej sytuacji są kliniki na bazie obcej, czyli w szpitalach, dla których organem założycielskim jest samorząd często dofinansowujący swoje placówki. Można się zastanawiać, czy to dobrze, że jest aż tyle organów. Jeżeli mówimy o szpitalach klinicznych, to każdy ma coś innego na myśli. Co innego myśli płatnik, co innego mówi MZ, co innego uczelnia, czy dyrektor szpitala klinicznego. To jest powód gorszej sytuacji „politycznej” szpitali klinicznych. Pacjent, który wybiera ten szpital, trafia do niego, bo musi. Nie może być odesłany gdzieś dalej, bo przecież szpital kliniczny jest ostatnim ogniwem w systemie leczenia. To w tych placówkach siłą rzeczy leczy się najdrożej, bo do nich trafiają chorzy z powikłaniami i najtrudniejsze przypadki. Dodatkowe koszty rodzi szkolenie przed- i podyplomowe. Do decydentów nie dociera jednak fakt, że wymienione okoliczności powinny powodować znacznie wyższe finansowanie tych szpitali.

Samorząd lekarski uważa, że system ochrony zdrowia w Polsce, mimo wielu prób poprawy jego stanu, jest niewydolny. Jeżeli podziela pan ten pogląd – co sprawia, że szpitale nie mogą sprawnie funkcjonować. Co trzeba zrobić, żeby to się udało?
Ekonomiści uważają, że w Polsce nie mamy prawdziwego systemu ubezpieczeniowego. Istnieje dysproporcja między kwotami na ochronę zdrowia w dyspozycji NFZ – 65 mld zł, i w budżecie centralnym – 5 mld, nie mówiąc już o pieniądzach bezpośrednio wydawanych na leczenie przez pacjentów. Taki system nie występuje w Europie. Zdecydowanie powinniśmy część pieniędzy odzyskać ze składki, dlatego że – według mnie – na kupowanie świadczeń zdrowotnych pieniędzy nie brakuje. Brakuje polityki zdrowotnej, bo w Polsce odpowiedzialny za nią powinien być minister zdrowia, a w rzeczywistości kieruje nią prezes NFZ. To, co działo się pod koniec mojej pracy jako dyrektora CZD we współpracy z Narodowym Funduszem Zdrowia, było „chore”.
Uważam, że system kas chorych był znacznie lepszym systemem niż obecny. Może zatem rozwiązaniem jest decentralizacja, ale z centralą w Ministerstwie Zdrowia, które odpowiadałoby rzeczywiście za politykę zdrowotną, oraz dodatkowo – finansowanie budżetowe dla wysokiej specjalistyki, czyli trzeciego poziomu referencyjnego. Płatnik kupowałby świadczenia. „Produkcja” świadczeń, czyli podaż, zależałaby od ich wyceny.
Niepotrzebnie zajmujemy się też tak mocno formą prawno-organizacyjną szpitali, np. kwestią czy to będą spółki, czy placówki prywatne. Szpitale powinny mieć cel i zadania, o czym zresztą mówiła minister Kopacz, przedstawiając pakiet ustaw zdrowotnych. Teraz brak jest przede wszystkim koordynacji.

pytała
Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum