23 października 2003

Taki sobie casus – Wykonywanie zawodu lekarza a wolność słowa

Część II

W poprzedniej części tego artykułu („Puls” nr 9/2003) omówiliśmy trudności, jakie wynikają z bezzasadnie i nieracjonalnie szerokiego ujęcia art. 52 KEL. Jednocześnie sądy lekarskie nie mogą uchylić się od orzekania na podstawie tego przepisu w sprawach dotyczących „zniesławiania kolegów” (że tak to w skrócie ujmiemy).
W drugiej części wyjaśnimy, w jaki sposób Okręgowy Sąd Lekarski w Warszawie próbuje omijać rafy, ukryte w treści art. 52 KEL. Posłużymy się przykładami dwu spraw (obie zakończone prawomocnie) z praktyki tego sądu. Jak zwykle postaramy się – w takim stopniu, w jakim to możliwe – zniekształcić szczegóły w sposób utrudniający identyfikację osób, które uczestniczyły w wydarzeniach.

Przypadek I
Obwinionym w tej sprawie był dr Zbigniew W., lekarz zajmujący wysokie stanowisko w administracji państwowej. W styczniu 1999 r. trwał właśnie głośny, ogólnokrajowy protest lekarzy anestezjologów, a dr Zbigniew W. uczestniczył w audycji radiowej poświęconej temu właśnie tematowi.
Podczas audycji dziennikarka, która ją prowadziła, zaproponowała nagle, aby dr Zbigniew W. przeprowadził „na żywo” rozmowę telefoniczną z jednym z tych anestezjologów, którzy w uzgodnieniu z kolegami pozostali przy pracy „jako wolontariusze”, jednak odmawiając znieczuleń do operacji w sytuacjach innych niż przypadki zagrożenia życia pacjenta. Jak później wyjaśnił sądowi Zbigniew W., propozycja ta zupełnie go zaskoczyła, gdyż była sprzeczna z formułą rozmowy, którą wcześniej uzgodnił z ową dziennikarką. Odmówił więc, a gdy prowadząca audycję nalegała, powiedział: Ja nie zamierzam rozmawiać ze złoczyńcami, a jeżeli ktoś chce rozmawiać, to z panem prokuratorem.
Jeden z protestujących, usłyszawszy tę wypowiedź, poczuł się dotknięty i złożył do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej zawiadomienie o popełnieniu przez Zbigniewa W. przewinienia zawodowego. Na rozprawie zeznał on, że nie zastanawiał się bliżej nad znaczeniem wypowiedzi dr. Zbigniewa W., a zawiadomienie do OROZ złożył, gdyż ogólnie odebrał usłyszane zdanie jako pejoratywne.
„Złoczyńca” według słownika języka polskiego znaczy „przestępca”, jednak obwiniony wyjaśnił przed OSL, że użył tego słowa celowo, jako archaizmu, raczej w znaczeniu „człowiek czyniący zło” i właśnie, aby uniknąć użycia słowa „przestępca”. Jakkolwiek by było, OSL uznał, że „była to wypowiedź w treści wysoce krytyczna wobec postępowania uczestników protestu”.

Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej oparł wniosek o ukaranie na omówionym w poprzedniej części niniejszego tekstu art. 52 KEL.
Obrońca wynajęty przez obwinionego Zbigniewa W. podniósł na rozprawie, że wbrew temu, co może sugerować treść art. 52 KEL, nie może on być traktowany jako reguła bezwyjątkowa. Choćby z tego podstawowego powodu, że w wielu sytuacjach zakaz krytyki może kolidować z innymi przepisami tego samego Kodeksu Etyki Lekarskiej. W takich zaś wypadkach – argumentował dalej obrońca – norma wyższej wagi musi w kolizji zwyciężyć; dla przykładu: zakaz krytyki musiałby zawsze ustąpić w przypadku, gdy „zdyskredytowanie” innego lekarza byłoby niezbędne ze względu na dobro pacjenta.
OSL podzielił ten pogląd, stwierdzając m.in., że „przepis ten [art. 52 KEL] został sformułowany wadliwie – znacznie szerzej niżby to nakazywały jakiekolwiek racjonalne powody [podkr. M.B. i P.K.] i z użyciem nieostrych sformułowań” (z uzasadnienia). Zgodził się również z tym, że „solidarność zawodowa nie jest zasadą absolutną, (…) w razie kolizji musi ona ustępować regułom chroniącym wartości nadrzędne, (…) nie może być rozumiana jako zakaz krytyki w obrębie korporacji zawodowej”.
OSL zwrócił następnie uwagę, że art. 52 ust. 2 KEL jest istotnie podobny w swej treści do art. 212 k.k., definiującego typ przestępstwa, zwany zniesławieniem : oba te przepisy odzwierciedlają regułę: nie rozgłaszaj o drugiej osobie wiadomości (nawet prawdziwych), które mogłyby jej zaszkodzić w życiu.
Ponieważ istnieje równocześnie społeczna potrzeba ustanowienia wyjątków od tej reguły, prawo karne zawiera instytucję tzw. dozwolonej krytyki. Według art. 213 k.k. nie ma przestępstwa zniesławienia, 1) jeśli zarzut był uczyniony niepublicznie – o ile był prawdziwy (§1); 2) jeśli zarzut był uczyniony publicznie – o ile był prawdziwy i zarazem służył obronie społecznie uzasadnionego interesu (§2). Do tej właśnie instytucji prawa karnego OSL odwołał się w drodze analogii .
Sąd podzielił wreszcie argument obrony, że obwiniony dr Zbigniew W. wypowiadając się krytycznie na forum publicznym o protestujących, występował w obronie interesu ogólnospołecznego, a pośrednio także w dobrze pojętym interesie samorządu zawodowego lekarzy – istniały bowiem poważne powody, by uważać postępowanie przynajmniej części uczestników protestu za naruszenie art. 30 ustawy o zawodzie lekarza oraz zasad etyki zawodowej – a więc za postępowanie naganne. Wyrażenie własnej opinii na taki temat nie może być uznane za przewinienie zawodowe – tym bardziej gdy wyraża ją lekarz, zatrudniony w administracji systemu ochrony zdrowia. Ostatecznie Zbigniew W. został uniewinniony.

Przypadek II
W maju 19.. r. obwiniony lek. Wiesław J. zamieścił w gazecie lokalnej, ukazującej się w mieście Leśna Górka, ogłoszenie następującej treści:
Ostrzeżenie dla pacjentów powiatu leśnogórskiego. Przestrzegam przed korzystaniem z usług ambulatorium chirurgicznego w Leśnej Górce, ponieważ zatrudnieni tam lekarze nie mają kwalifikacji chirurgicznych, a jeden z nich jest nosicielem żółtaczki wszczepiennej WZW B”. Ogłoszenie było podpisane: Przewodniczący Izby Lekarskiej w Leśnej Górce, Wiesław J.
Rzecz stała się w okolicy głośna i parę dni później do Leśnej Górki dotarł reporter pewnej ogólnopolskiej gazety, który następnie opisał konflikt wokół opublikowanego ogłoszenia i jego podłoże. W rozmowie z dziennikarzem Wiesław J. powtórzył swoje zarzuty w kwestii ambulatorium, a także powiedział, że na swoje twierdzenia nie ma żadnych dowodów.

Tak jak w poprzednim przypadku – Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej oparł wniosek o ukaranie na przepisie art. 52 KEL.
W postępowaniu w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej lekarzy Wiesław J. przyznał się, że zamówił publikację ogłoszenia. Twierdził jednak (podobnie jego obrońca), że zachowanie takie nie było przewinieniem zawodowym. Obwiniony wyjaśnił dalej, że do pewnego czasu sam był zatrudniony w ZOZ-ie w Leśnej Górce, przy czym zarówno w okresie, kiedy tam pracował, jak i później, był bardzo silnie skłócony z dyrektorem owego ZOZ-u, lek. Arkadiuszem C. Przyczyny i przebieg owego konfliktu obwiniony opisywał sądowi długo i niejasno; utrzymywał w każdym razie, że działalność owej administracji ZOZ-u pod rządami lek. Arkadiusza C. „stwarzała stałe, poważne zagrożenie dla pacjentów”, któremu on, Wiesław J., starał się przeciwdziałać.
Jeśli chodzi o motywy, które skłoniły lek. Wiesława J. do zamieszczenia ogłoszenia, opisał je następująco: W pewnym momencie z pracy w ambulatorium chirurgicznym szpitala w Leśnej Górce odeszła grupa lekarzy ze specjalizacją chirurgiczną, którym nie odpowiadały proponowane przez dyrektora niskie stawki płac. Odtąd dyżury w ambulatorium pełnili lekarze bez takiej specjalizacji, w tym sam lek. Arkadiusz C. Obwiniony wyraził przed sądem pogląd, że taka sytuacja wywołuje poważne zagrożenie dla pacjentów ambulatorium. Obwiniony utrzymywał też, że jeden z lekarzy zatrudnionych w ambulatorium jest nosicielem wirusa zapalenia wątroby typu B, a nadto jeszcze nałogowym alkoholikiem, co również stwarza dla pacjentów zagrożenie.
W konkluzji obwiniony i jego obrońca twierdzili, że:
1. Zachowanie opisane wyżej w ogóle nie naruszało art. 52 ust. 2 KEL. Ogłoszenie bowiem krytykowało (jak twierdzili) nieudolność administracji zarządzającej ZOZ-em, dotyczyło wadliwie funkcjonującej instytucji, struktury organizacyjnej, natomiast nie podawało w wątpliwość kwalifikacji zawodowych lekarzy zatrudnionych w ambulatorium chirurgicznym i w ogóle nie dotykało żadnego lekarza personalnie.
2. Gdyby nawet uznać, że Wiesław J czynem swoim naruszył art. 52 ust. 2 KEL, to naruszenie takie należy wyjątkowo uważać za usprawiedliwione, gdyż Wiesław J. napisał w nim prawdę, przy czym „przyświecała mu wyższa racja” – a mianowicie: dobro pacjentów.
Jak widać, argumentacja obwinionego Wiesława J. była bardzo podobna do linii obrony przyjętej przez Zbigniewa W. w poprzednim casusie.
Okręgowy Sąd Lekarski określił pierwszy z argumentów Wiesława J. jako „niepoważny wykręt”. Cokolwiek by bowiem mówił obwiniony, cytowana wyżej treść ogłoszenia jaskrawo godziła w opinię zawodową wszystkich lekarzy, którzy pracowali w ambulatorium szpitala w Leśnej Górce. Istotnie, lek. Wiesław J. „przestrzegał przed korzystaniem z usług ambulatorium chirurgicznego” – jednak realnie pomocy człowiekowi udziela lekarz, nie ambulatorium. „Przestrzegając przed korzystaniem z usług ambulatorium”, siłą rzeczy obwiniony zniechęcał pacjentów do korzystania z usług któregokolwiek z lekarzy tam zatrudnionych, strasząc, że w rękach tych osób „pacjent powiatu leśnogórskiego” nie jest bezpieczny.
OSL uznał też za nielogiczne wyjaśnienie obwinionego, iż nie podważał niczyich kwalifikacji zawodowych. Kwalifikacji nie ma się „w ogóle”, lecz ma się je (lub nie) do czynności określonego rodzaju. Ogłoszenie zawierało stwierdzenie, że lekarze pracujący w ambulatorium „nie mają kwalifikacji chirurgicznych” – czyli, że podejmują się zabiegów, których nie potrafią wykonywać.
Z tych powodów Sąd Lekarski doszedł do wniosku, że lek. Wiesław J. swoim zachowaniem naruszył ogólny zakaz, wyrażony w art. 52 ust. 2 KEL.
To jeszcze jednak nie przesądzało, że lek. Wiesław J. dopuścił się przewinienia zawodowego. Należało bowiem rozważyć i drugi argument obrony – iż złamanie art. 52 ust. 2 KEL było usprawiedliwione okolicznościami. W tym celu, jak w poprzednim casusie, OSL posłużył się per analogiam prawną instytucją „dozwolonej krytyki”.
Jednak aby uznać linię obrony Wiesława J. za skuteczną, należałoby ustalić, że: 1) w ogłoszeniu opisał on jedynie fakty prawdziwe, oraz że 2) upowszechnienie tych faktów leżało w przeważającym i godnym ochrony interesie społecznym . Tymczasem z dowodów wynikało, że żaden z tych warunków nie był spełniony.
Po pierwsze obwiniony uzasadniał publikację ogłoszenia tak, że pomocy w ambulatorium chirurgicznym może skutecznie i bezpiecznie udzielać tylko specjalista chirurg – w przeciwnym razie powstaje stan zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentów. Twierdzenie Wiesława J. było całkowicie gołosłowne. Jak stwierdził sąd w uzasadnieniu orzeczenia – „żaden prawny czy pozaprawny wymóg tego rodzaju nie istnieje; nie wynika on z aktualnej wiedzy medycznej, z zasad prawidłowej organizacji pracy, ani nie jest potwierdzony praktyką dnia codziennego”.
Obwiniony utrzymywał także, iż w ambulatorium chirurgicznym w szpitalu w Leśnej Górce panują „warunki szczególne”, wskutek czego koniecznie muszą tam być zatrudniani chirurdzy. Na pytanie sądu, na czym polegają owe warunki szczególne, Wiesław J. nie chciał czy też nie potrafił odpowiedzieć (!).
Zapytany, czy owi niekompetentni (zdaniem Wiesława J.) lekarze pracujący w ambulatorium udzielili kiedykolwiek jakiemuś pacjentowi pomocy wadliwie, obwiniony nie potrafił przytoczyć żadnego takiego przypadku.
Odnośnie do lekarza, który wedle treści ogłoszenia miał być nosicielem WZW B, lek. Wiesław J. odmówił odpowiedzi na pytanie, o jaką osobę chodzi (!). Zapytany, skąd jest mu wiadomo o rzekomym nosicielstwie żółtaczki, podał, że wiadomość taką uzyskał od własnych pacjentów, którzy opisywali owego lekarza, którego widuje się – pijanego i żółtego na twarzy – leżącego na chodniku na ulicach Leśnej Górki. Składając zeznania na kolejnym terminie rozprawy twierdził z kolei, że wiadomość taką ma od innych lekarzy z tego miasta. Na pytanie o nazwiska owych informatorów, których Sąd Lekarski mógłby przesłuchać w charakterze świadków, obwiniony odmówił odpowiedzi (!).
Wszystko to nakazało OSL wnioskować, że Wiesław J. swoją rzekomą wiedzę czerpał „wyłącznie z lokalnych plotek i własnych spekulacji”, zaś „publikowanie ogłoszenia o treści pochodzącej z tak wątpliwych źródeł świadczy o daleko posuniętej nieodpowiedzialności i to niezależnie od tego, czy intencje obwinionego były dobre czy złe”. Zagrożenie zaś, o którym napisał w ogłoszeniu – po prostu nie istniało .
Także twierdzenie lek. Wiesława J., że opublikował ogłoszenie w interesie społecznym Sąd Lekarski uznał za bezpodstawne. Początkowo, przesłuchiwany przez Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, a także przed sądem, na pytanie: co właściwie chciał w ten sposób osiągnąć, obwiniony odpowiadał, że pragnął zwrócić uwagę powiatowych władz samorządowych i wymusić zmianę administracji ZOZ-u („Tym ogłoszeniem chciałem pokazać lokalnym władzom, że szpital jest źle zarządzany. Jego dyrekcję należy zmienić”) . Dopiero na ostatniej rozprawie obwiniony dodał ponadto, że ogłoszeniem tym chciał skłonić mieszkańców powiatu, by zaniechali korzystania z usług ambulatorium, ponieważ ich zdrowie i życie były tam stale zagrożone. Zapytany przez sąd, gdzie w takim razie mieszkańcy miasta i okolic mieliby poszukiwać pomocy w razie urazu, odpowiedział, że do jakiejkolwiek innej placówki w innym pobliskim mieście.
OSL rozumował następująco: obwiniony wcześniej nie dowiódł, ani nawet nie uprawdopodobnił, by pacjenci leśnogórskiego ambulatorium naprawdę byli w niebezpieczeństwie. Gdyby jednak niebezpieczeństwo takie istniało, Wiesław J. w pierwszej kolejności winien był powiadomić prokuraturę i (o ile podejrzewałby jakieś przewinienie, popełnione przez konkretnych lekarzy) – Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Obwiniony tłumaczył się, że zagrożenie nakazywało mu działać natychmiast. Jednak i to twierdzenie było całkowicie niewiarygodne, gdyż swoje ogłoszenie lek. Wiesław J. zamieścił w maju 19.. roku, a sytuacja, o której napisał, istniała już od kilku miesięcy. Trzy miesiące wcześniej (w lutym tego samego roku) udzielił nawet w tej sprawie wywiadu dla tej samej lokalnej gazety, przedstawiając jednak cały konflikt wokół zatrudnienia chirurgów w ambulatorium jako problem natury płacowej i pracowniczej, świadczący o „wręcz aroganckim stylu sprawowania władzy przez dyrekcję”. Nie upatrywał w tym natomiast zagrożenia dla pacjentów.
A prokuratury ani Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej nie zawiadomił o rzekomym zagrożeniu ani wówczas, ani przedtem, ani potem…
OSL wyciągnął z tego wszystkiego wniosek, że tłumaczenia obwinionego o tym, że działał w obronie społecznie uzasadnionego interesu były gołosłownym wykrętem, zmyślonym ad hoc przez niego i jego obrońcę. Można się raczej domyślać, że lek. Wiesław J. zamierzał „w ramach swojej prywatnej wojny z Arkadiuszem C. wymusić za wszelką cenę jego odwołanie (…). W tym celu zamierzał wywołać w Leśnej Górce i okolicach powszechny skandal, i to – przyznaje sąd – udało mu się w zupełności”.
Ostatecznie Wiesław J. został przez OSL skazany.

Jak widać, praktyka OSL w Warszawie stara się godzić treść Kodeksu Etyki Lekarskiej z zasadą wolności słowa i krytyki tak, by wyłączyć – jako nieetyczną – krytykę bezzasadną, nieopartą na faktach, stanowiącą wyłącznie instrument prywatnych porachunków. Dla uchylenia odpowiedzialności nie wystarczy ani samo gołosłowne twierdzenie obwinionego, że „dyskredytując” kolegę, mówił prawdę i że czynił to w interesie godnym uwzględnienia, ani nawet jego subiektywne przekonanie, iż rzeczywiście tak było. Tego rodzaju fakty stają się przedmiotem dowodu, przy czym ciężar ich udowodnienia spoczywa wyjątkowo na obwinionym – nie na Rzeczniku Odpowiedzialności Zawodowej (a więc tak samo jak w procesach karnych o zniesławienie).
Należy jednak podkreślić, że opisana wyżej praktyka funkcjonuje raczej pomimo dosłownego brzmienia art. 52 KEL niż dzięki niemu.

Maria Boratyńska i Przemysław Konieczniak
Rys. Stefan Welbel

Archiwum