21 lipca 2007

Życiowe pasje: Tomasz Miłek

Kozły

O swojej pasji myśliwskiej opowiada Tomasz MIŁEK, chirurg ze Szpitala Bródnowskiego, z II Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej AM w Warszawie

Myśliwym jestem od 5 lat. To niewiele w porównaniu z moimi kolegami z Koła Łowieckiego „Ratusz”. Jego tradycja sięga 75 lat, to szóste najstarsze koło w Polsce. Każde wyjście w łowisko traktuję jak święto, celebrując je skrupulatnie – niestety, obowiązki zawodowe coraz mniej czasu pozostawiają mi na polowanie.

W pamięci utkwił mi sezon na kozły 2006. Ze względu na surową zimę nie zapowiadał się rewelacyjnie. Byłem już po kilku wypadach w knieję. Obwód nr 126, typowo leśny, znajduje się w najpiękniejszym i niedostępnym miejscu w Polsce – z jednej strony graniczy z Puszczą Augustowską, z drugiej z Biebrzańskim Parkiem Narodowym.
Wszystkie napotkane rogacze były piękne, ale jakby pospolite i niegodne szczególnej uwagi. Same szpicaki i szóstaki – od bardzo słabych po nieco mocniejsze – ale nie do strzału. Nie traciłem jednak nadziei na spotkanie wyjątkowego okazu.
Był początek lipca. Do łowiska pojechaliśmy z moim nieżyjącym już przyjacielem Krzyśkiem Łyżnikiem. Ponieważ był on już wówczas bardzo chory, na ambonie usiedliśmy razem. Widok na rozległą śródleśną łąkę wydał się nam wspaniały. Łagodnie opadający stok naprzeciw pozwalał dokładnie zlustrować lornetkami okolicę. Zwracaliśmy uwagę na każdy szczegół, który choćby w niewielkim stopniu przypominał łyżki lub parostki kozła. Dziwne nam się wydawało, że choć wiatr wiał nieznacznie, to niewspółmiernie mocno poruszał gałęziami krzewu tarniny stojącego w zakolu łąki.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy nagle z krzaków wysunął się kształt przypominający sylwetkę sarny. Kiedy w ostatnich promieniach słońca kształt ten rozbłysnął rdzawym kolorem, nie mieliśmy wątpliwości, że to kozioł.
Koziołek wycierał resztki scypułu i znaczył swój rewir. Moją uwagę skupiło jednak to, co miał na łbie. Po dłuższej chwili wpatrywania się w szkła mojej lornetki stwierdziłem, że to najdziwniejszy okaz rogacza, jaki widziałem. Nietypowo wygięte, miejscami poszerzone na kształt łopatek odnogi, a przy tym dodatkowa odnoga sprawiały, że trudno było je z czymkolwiek porównać.
Postanowiłem, że ten kozioł będzie ozdobą mojego pokoju. Aprobujące kiwnięcie głowy Krzyśka utwierdziło mnie w postanowieniu. Odległość ok. 300 metrów przebyłem w 5 minut, bijąc się z myślami, że kozioł zwietrzył mnie i czmychnął. Wtedy, z odległości ok. 100 m, wychylił się wśród wysokich traw. Postawiłem sztucer na pastorale.
Na bezdechu naprowadziłem krzyż lunety na komorę.
Kula trafiła dokładnie tam, gdzie mierzyłem.
Parostki kozła były jeszcze piękniejsze, gdy trzymałem je w rękach. Swym kształtem i barwą przewyższały wszystkie z mojej kolekcji.
Krzysztof zrobił kilka zdjęć z całego polowania. Choć są kiepskiej jakości, to z perspektywy czasu są bezcenne. Wiek kozła oceniono na 5 lat, ale deformacja parostków uniemożliwiła dokonania pomiarów według międzynarodowego systemu CIC.

Archiwum