27 grudnia 2010

Lekarze za kratkami

Paweł Walewski

Wyznanie popularnego aktora Cezarego Żaka w „Gazecie Telewizyjnej”: „Chciałbym zagrać lekarza. Ordynatora, oczywiście. Marzy mi się serial, w którym lekarze byliby uwikłani w kryminalne konteksty i ja byłbym tym uwikłanym najbardziej”. To byłby z pewnością hit sezonu i coś czuję, że wiele stacji telewizyjnych rezerwuje już czas w ramówce na ten typ rozrywki. Scenariusz piszą Adam Sandauer wespół ze Zbigniewem Ziobro, nazwisko reżysera poznamy w odpowiednim czasie. Nie wiem, co fascynującego może być dla aktora w obsadzeniu go w roli lekarza kryminalisty, ale już sam fakt, że chce się w tym sprawdzić, oznacza, iż liczy na zainteresowanie widowni. Takie najwyraźniej jest zapotrzebowanie, by pokazywać medyków, jak działają na granicy prawa, jak policja depcze im po piętach i wsadza za kratki. Obsada szpitala z Leśnej Góry nie może spać spokojnie, dr Lubicz też prosi się o następcę – najlepiej, by był to jakiś moczymorda z wyrokiem na karku za spowodowanie wypadku drogowego, stręczyciel, kłamca, nadto uwikłany w porachunki z gangiem ginekolog lub chirurg. A jeszcze lepiej transplantolog – wtedy już sukces murowany.
Skądś muszą czerpać ludzie niezwiązani zawodowo z medycyną wyobrażenia o lekarskiej profesji. Zanim wymyślone ad hoc historie trafią do książek lub scenariuszy filmowych, ktoś im je opowiada lub sami biorą w nich udział. To dowód na to, że granica między pracą w szpitalu a przestępczością jest w Polsce niewyraźna. Można by sobie dworować długo z aktorskich marzeń (kiedyś aktorzy chcieli mieć w dorobku Hamleta, dziś wolą rolę kryminalisty w białym fartuchu), gdyby nie przeżycia pacjentów wystawiające lekarzom fatalną ocenę. Do niedawna przypuszczałem, że wiele z tych opowieści niesprawiedliwie stawia ich w jak najgorszym świetle, że brak kultury wytykany niektórym lekarzom to zła wola i efekt stresu, jaki zaciemnia chorym pojmowanie rzeczywistości we właściwych proporcjach. Sygnalizowane przez zbulwersowanych pacjentów nie tylko pozbawione empatii, ale wręcz chamskie zachowania na izbie przyjęć lub podczas dyżurów próbowałem usprawiedliwiać brakiem czasu, zmęczeniem lub setką innych okoliczności. Ale miarka się przebrała. Jeśli ordynator nie potrafi z rodziną zmarłego na oddziale pacjenta zamienić kilku ciepłych słów albo gdy lekarz w przychodni podczas zbierania wywiadu ani raz nie odwraca się od ekranu komputera w stronę chorej i podnosi głos, że zawraca mu głowę wynikami badań, które zlecono jej w innym szpitalu – to gorsze od kryminału. Jak to się dzieje, że mimo tylu akcji społecznych i medialnych, zaangażowania etyków oraz psychologów, polska medycyna wciąż wychowuje doktorów na bezdusznych urzędników, niepotrafiących znaleźć właściwego kontaktu z pacjentem? Jakie kary wprowadzić za znieczulicę? Kryminalistę łatwo posłać w kajdankach za kraty, ale co zrobić z fachowcem, który swoim podłym zachowaniem niszczy etos zawodu i godność chorych?

Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum