16 października 2011

Marksizm kontra medycyna. Co ma decydować: jakość i cena usługi czy forma własności?

Anna Wieczorkowska

Po co prywatyzować szpitale? Czy nie może być tak, jak jest? Można by ewentualnie coś poprawić, aby było odrobinę lepiej.
Ano, chyba nie można, skoro nasz rząd (ciągle wpatrzony w słupki popularności we wszelkich sondażach) jest tak zdeterminowany, by wprowadzać reformy w roku wyborczym. Trzeba szukać tańszych rozwiązań, bo dziura w budżecie jest ogromna. Jeden z pomysłów to skomercjalizowanie, a nawet sprywatyzowanie przynajmniej części szpitali.

Chodzi o to, że placówki zarządzane przez prywatnego właściciela, a właściwie przez najemnych menedżerów z prawdziwego zdarzenia, rozliczanych przez tego właściciela z efektów pracy (z zysku!), gospodarują efektywniej groszem publicznym i jeszcze przy tym zarabiają. A placówki państwowe nie dość, że ciągle toną w długach, to nieustannie wyciągają ręce po publiczne wsparcie.

Prawda czy mit
Przeciwnicy prywatyzacji udowadniają, że owszem, prywatne szpitale są efektywniejsze, ale przede wszystkim z powodu selekcji pacjentów, czyli celowego dobierania ich według najbardziej zyskownych procedur medycznych. Poza tym prywatne placówki mają niższe koszty, a dzięki temu wyższą efektywność, ponieważ świadczą usługi medyczne niższej jakości. No i ostatni argument, wzbudzający tyle emocji wśród pracowników służby zdrowia – prywatne szpitale wyzyskują pracowników i dlatego wypracowują zyski. Prawda to czy mit?

Nasi sąsiedzi zza Odry od wielu lat badają skutki prywatyzacji
A mają w tej dziedzinie bogate doświadczenie, bo już prawie 30 proc. niemieckich szpitali jest w rękach prywatnych (a jeżeli doliczymy placówki prowadzone przez kościoły, to prawie 70 proc.!), choć w 1991 r. było to zaledwie 15 proc. Sprywatyzowano nawet klinikę uniwersytecką.
Chciałabym przedstawić wyniki badań zamieszczone w opracowaniu „Bedeutung der Krankenhäuser in privater Trägerschaft” (2009 r.). Autorzy starali się obalić trzy wymienione mity. Twierdzą, że szpitale prywatne są efektywniejsze, ponieważ ich kadra zarządzająca jest zorientowana na sukces. Poza tym placówki te są niezależne politycznie (zwłaszcza jeżeli chodzi o dobór kadry menedżerskiej). I jeszcze – należą do wielkich koncernów (a wiadomo, że większy kupuje taniej), a personel pracuje efektywniej.

Niezależność polityczna, czyli od państwa
Kadra zarządzająca zorientowana na sukces może być jednym z podstawowych czynników powodujących, że prywatne szpitale są efektywniejsze od pozostałych. Na zarządzających prywatną jednostką nacisk wywierają właściciele chcący uzyskać jak największą rentowność zainwestowanego kapitału. Menedżerowie, którzy nie osiągają założonych wyników, są po prostu wymieniani. Także wynagrodzenie tych osób uzależnione jest od wyników.
Istotny wpływ na efektywność ma także niezależność polityczna przedsiębiorstwa. W prywatnych szpitalach aspekty polityczne nie muszą być brane pod uwagę, a ponadto łatwiej przeprowadzić działania racjonalizacyjne, zwłaszcza dotyczące struktury i liczebności personelu.
Również w wypadku konieczności pozyskania pieniędzy na inwestycje zazwyczaj większe możliwości mają placówki prywatne, szczególnie należące do koncernów notowanych na giełdzie. Dzięki wyższej rentowności łatwiej finansować bieżącą działalność. To zaś sprawia, że prywatne jednostki przeznaczają więcej pieniędzy na inwestycje niż pozostałe.
Prywatne szpitale są bardziej gospodarne i dzięki temu efektywniejsze. Ta gospodarność dotyczy przede wszystkim kosztów zatrudnienia personelu i rzeczowych. Według autorów opracowania niższe koszty rzeczowe (czyli np. lekarstw) wcale nie świadczą o gorszej jakości świadczeń. Placówki te często należą do dużych koncernów i dzięki temu otrzymują materiały po niższych cenach, a także mogą optymalizować stan zapasów.
Szpitale prywatne, dzięki większej gospodarności, mają wyższą zyskowność. W 2006 r. marża EBIDTA w zbadanej ich grupie wyniosła 10,5 proc. obrotu. EBIDTA w ośrodkach non profit sięgała tylko 2,2 proc., a w publicznych (bez klinik uniwersyteckich) zaledwie 0,9 proc. przychodów ze sprzedaży.
Jak pokazują doświadczenia niemieckie, szpitale prywatne są znacznie efektywniejsze niż publiczne. Nie dość, że otrzymują znacznie mniej pieniędzy na inwestycje od państwa niż placówki publiczne, to jeszcze wpłacają do budżetu znaczne kwoty jako podatek. Dla porównania, w przebadanej grupie placówki prywatne wpłaciły do budżetu państwa 150 mln euro, a publiczne (bez klinik uniwersyteckich) zaledwie 15 mln euro.


Koszty pracy
A co z kosztami pracy? Pracodawcy prywatni nie są związani układem zbiorowym dla pracowników publicznych (Tarivertrag für den öffentlichen Dienst – TVöD), dotyczącym wysokości wynagrodzeń zatrudnionych w szpitalach publicznych. Płace w ośrodkach prywatnych ustalane są zatem przede wszystkim w zależności od wydajności i wyniku. Inna ważna przyczyna niższych kosztów pracy to korzystanie z outsourcingu, szpitale prywatne bowiem chętniej kupują usługi na zewnątrz.
Czy pracownicy w prywatnych lecznicach są bardziej obciążeni pracą? Faktycznie, według danych statystycznych w 2008 r. na lekarza w prywatnym szpitalu przypadało 146 przypadków medycznych, a w publicznym – 121 (na pielęgniarkę odpowiednio: 59 i 55). Ale – jak twierdzą autorzy opracowania – prywatni właściciele inwestują przede wszystkim w urządzenia mające zoptymalizować procesy i dzięki temu lekarz czy pielęgniarka mogą obsłużyć większą liczbę pacjentów niż ich koleżanki i koledzy w placówkach publicznych.
Przeciętny koszt zatrudnienia pracownika jest niższy w szpitalach prywatnych. Tylko lekarze zarabiają podobnie w placówkach prywatnych i publicznych, pensje pielęgniarek i pracowników technicznomedycznych są średnio znacznie niższe w szpitalach prywatnych.
A może polscy lekarze i polskie pielęgniarki nie mają się czego obawiać? Bo czyż lekarz i pielęgniarka w Polsce nie chcieliby zarabiać tyle, ile ich koleżanki i koledzy zza Odry? Według badań Światowej Organizacji Zdrowia lekarzy i pielęgniarek jest u nas mniej niż u naszych sąsiadów, a mamy wszak swobodny przepływ pracowników w Unii Europejskiej. Ciągle czytam, że lekarzy i pielęgniarek jest zbyt mało (choćby w Niemczech). Zatem, jak nakazują prawa wolnego rynku, albo nasi medycy zaczną więcej zarabiać, albo odpłyną tam, gdzie im lepiej zapłacą.

Wydrukowano w „Menedżerze Zdrowia” (kwiecień 2/2011).

Archiwum