16 września 2009

Wirtualna medycyna

Lekarze tracą monopol na porady zdrowotne. Tak zatytułowany komunikat otrzymały niedawno media i powiem szczerze, że trochę mną wstrząsnął. Pobrzmiewa w nim nuta wyczuwalnej ulgi, że nadszedł kres czyjegoś monopolu, bo w demokracji monopole znajdują się przecież na cenzurowanym. Co się jednak stanie, jeśli monopol lekarzy w kwestii ratowania zdrowia zastąpimy czymś innym? Niedawno jeden z profesorów medycyny wyznał mi ze smutkiem, że najchętniej trzymałby pacjentów w szpitalu pod kluczem, by nie mogli korzystać z porad cudotwórców, bioenergoterapeutów i innych egzorcystów. Gdy są na wolności (czytaj: leczą się w domu), nie może im tego zabronić, choć wie, ile krzywdy wyrządzają chorym te niesprawdzone metody.
W tym roku monopol na porady zdrowotne lekarze tracą jednak nie na rzecz tzw. medycyny naturalnej, ale internetowej! Jak wynika z badania „Portale medyczne i zdrowie”, co trzeci internauta poszukujący w sieci informacji z dziedziny medycyny korzysta z forów i grup dyskusyjnych, gdzie przede wszystkim wyszukuje porad innych ludzi oraz informacji o objawach i sposobach leczenia chorób. O tempora, o mores! Wiadomo, że każdy potrafi być u nas lekarzem, ale czy jest to powód do satysfakcji? Zawsze twierdziłem, że całe szczęście, iż przynajmniej dziennikarze nie mogą wypisywać w swoich tekstach recept (my informujemy, a nie leczymy!), ale jeszcze większą krzywdę niż korzystanie z porad prasy można sobie wyrządzić, lecząc się w Internecie. Dlaczego nikt nie zajmuje się wiarygodnością tych informacji? Tak jak gazety medyczne i popularnonaukowe zabiegają o profesjonalnych konsultantów, również właściciele stron internetowych poświęconych medycynie powinni tworzyć wokół siebie gremia gwarantujące właściwy poziom merytoryczny prezentowanych informacji. Ale oczywiście nie przychodzi im to do głowy, bo co cieszy się największą popularnością? Anonimowe fora komentujące decyzje lekarzy oraz grupy dyskusyjne, gdzie ludzie leczą się między sobą. To już całkowite kuriozum, że uchodzi płazem, gdy w sieci pacjenci ukryci pod pseudonimami pomstują na swoich… psychiatrów, wymienianych oczywiście z nazwiska – powinna się tym zainteresować prokuratura, a już na pewno izba lekarska.
Wciąż nikt nie sprawuje żadnej kontroli nad tym wirtualnym światem medycyny. Portale internetowe szczycą się tym, że lekarze tracą monopol, ale nie przychodzi im do głowy, ilu ich klientów szkodzi swojemu zdrowiu. Wizyta u lekarza kosztuje, włączenie komputera – to przyjemność za darmo. Interes się jednak kręci, bo im więcej wejść na stronę, tym wyższe dochody
z reklam dla właścicieli wirtualnych przychodni.

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum