3 września 2004

Ustawa zdrowotna jest, ale to dopiero początek

Nie spełniły się obawy, że od stycznia przyszłego roku placówki medyczne nie będą mogły otrzymywać pieniędzy na leczenie chorych z uwagi na brak podstaw prawnych do ich przekazywania. Sejm pod koniec lipca uchwalił ustawę o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Czy ustawa ta spełnia wymagania zawarte w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego – trudno jednoznacznie stwierdzić. Czy poprawi w znaczący sposób funkcjonowanie ochrony zdrowia – można przewidzieć, że raczej nie. Należy sobie jednak uzmysłowić, że ustawa ta to dopiero początek. Olbrzymia odpowiedzialność spoczywa obecnie przede wszystkim na ministrze zdrowia, który musi w krótkim czasie przedstawić propozycje kolejnych zmian mających na celu stabilizację i poprawę funkcjonowania zadłużonej ochrony zdrowia.
Wydaje się, że minister Marek Balicki zdaje sobie z tego sprawę. Zadeklarował kolejne zmiany – dokończenie prac nad ustawą o pomocy publicznej i restrukturyzacji zakładów opieki zdrowotnej, przedstawienie koncepcji instytucji, której zadaniem ma być opracowanie standardów i kwalifikacja świadczeń opieki zdrowotnej, przedstawienie docelowego algorytmu podziału pieniędzy na poszczególne regiony. Mówił posłom i dziennikarzom, że ustawa o świadczeniach to dopiero pierwszy etap. Dość eksperymentowania – podkreślał.
Ustawa nie wprowadza rewolucyjnych zmian. Główne zasady dotyczące składki zostają takie same – są takie, jak zapisano w ustawie o Funduszu, choć istniała duża szansa, że będzie tu duża zmiana. Przez chwilę w Sejmie powiało grozą kolejnego kryzysu politycznego, który niewątpliwie miałby miejsce, gdyby Sejm zgodził się na poprawkę Unii Pracy – koalicjanta (sic!), zwiększającą składkę do 9 proc. przychodu ubezpieczonego już od przyszłego roku i zwiększającą jednocześnie o pół punktu procentowego odpis od podatku. Wprowadzenie takiej zmiany wiązałoby się ze znacznym, bo przynajmniej dwumiliardowym, zmniejszeniem wpływów do budżetu państwa. Nietrudno sobie wyobrazić, że groźba takiego uszczuplenia mogła doprowadzić do dymisji rządu Marka Belki.
Pewne zasady dotyczące składki jednak ulegną zmianie – m.in. wyższa będzie podstawa składki opłacanej przez urzędy pracy za niektóre grupy ubezpieczonych, takie jak np. bezrobotni bez prawa do zasiłku.
Koszyk negatywny jest taki sam, jaki zaproponował rząd – czyli zły. Trafnie zauważył prezes Naczelnej Izby Lekarskiej Konstanty Radziwiłł, że zawiera on to, co do tej pory i tak nie było opłacane z pieniędzy publicznych. Można się natomiast spodziewać, że z uwagi na to, iż zabiegi in vitro nie znalazły się w wykazie świadczeń pełnopłatnych dla pacjenta, Fundusz albo będzie musiał je zakontraktować, albo – tak jak do tej pory – udawać, że problem nie istnieje i tej procedury nie kontraktować. To drugie rozwiązanie będzie o tyle trudne, że z uwagi na szum medialny wokół sprawy – pacjentki mogą się zacząć domagać dostępu do tych procedur na koszt płatnika. W większości krajów z publicznych pieniędzy opłacanych jest od dwóch do sześciu prób in vitro. Jednak w Polsce posłowie mają gest i żadnych ograniczeń nie postawili.
Ustawa zawiera pewne mechanizmy, które powinny – choć w pewnym stopniu – regulować popyt na świadczenia zdrowotne. Sejm poprawił zasady dotyczące kolejek – każdy zakład opieki zdrowotnej ma obowiązek prowadzenia list oczekujących na świadczenia deficytowe. Informacja o spodziewanym wykonaniu świadczenia ma być częścią dokumentacji medycznej, podobnie jak wpis o przyczynie niewykonania go we wcześniej ustalonym terminie. Nad taką listą ma czuwać powołany zespół jednostki, składający się z lekarzy i pielęgniarki.
Fundusz zostaje. To budziło największe opory Platformy Obywatelskiej, która uważa, że instytucja ta powinna zniknąć w jak najkrótszym czasie. PO chciała utworzenia samodzielnych, autonomicznych regionalnych funduszy, które kontraktowałyby świadczenia dla swoich ubezpieczonych. „Czapą” nad nimi miałaby być Krajowa Izba Ubezpieczeń Zdrowotnych, której głównymi zadaniami miały być: prowadzenie centralnego rejestru ubezpieczonych, opracowywanie wzorów dokumentacji dla funduszy i podział pieniędzy na regiony. Nadzór nad tym systemem Platforma chciała powierzyć Komisji Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych. Propozycje PO zmierzały do odgrzania instytucji promes. Pacjent, jeśli miałby ochotę leczyć się na terenie innego funduszu niż macierzysty, miał mieć do tego prawo, a fundusze – jak tłumaczyła Elżbieta Radziszewska – porozumiałyby się, jak za niego zapłacić. Swój pakiet zmian Platforma określiła mianem „karetki reanimacyjnej”.
„Jeździłem przez trzy lata w karetce. Nie wysłałbym karetki, nawet mercedesa, która nie miałaby sprzętu i wyszkolonego personelu. Takich karetek nie potrzebujemy” – odpowiedział Platformie M. Balicki. Jego zdaniem, propozycje Platformy to kolejna rewolucja, a ta niesie za sobą poczucie zagrożenia.
NFZ będzie jednak w pewnym stopniu zdecentralizowany. Na mocy ustawy oddział ma być odpowiedzialny za kontraktowanie świadczeń na swoim terenie. Funkcje nadzorcze nad całym systemem ma pełnić Rada Funduszu, w której składzie mają się znaleźć m.in. przedstawiciele rzecznika praw obywatelskich, organizacji pozarządowych, Komisji Trójstronnej, Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu. Rada ma mieć prawo wglądu w każdy dokument NFZ. Została też wyposażona w kompetencje kontrolne. Senat wykreślił zapis, na mocy którego ewentualna nadwyżka finansowa miała zostać w danym oddziale do dyspozycji dyrektora (z zastrzeżeniem, że miała być przeznaczona jedynie na świadczenia zdrowotne). Kompetencje nadzorczo-kontrolne mają mieć też rady oddziałów. Otrzymały również de facto prawo odwołania swojego dyrektora – wprawdzie muszą o to wnioskować do prezesa Funduszu, ale jeśli np. dyrektor oddziału nie przedstawi w terminie sprawozdania, na wniosek rady prezes musi go odwołać.
W trakcie prac nad ustawą okazało się, że dwie główne siły polityczne mają swoje populistyczne koniki. Platforma postanowiła za wszelką cenę pozbawić przywilejów w opiece zdrowotnej wszystkich VIP-ów bez wyjątku, zaś senatorowie SLD – zmusić do opłacania składek duchownych, którzy nie zarabiają. Na propozycji Platformy budżet ma uzyskać kwotę ok. 5 mln zł (przyjmując za podstawę obecne regulacje, obejmujące przywilejami kilka tysięcy osób), na propozycji SLD – ok. 40 mln zł.
Senat przywrócił przywileje zdrowotne czterem osobom w państwie – marszałkom Sejmu i Senatu oraz prezydentowi i premierowi. Sejm prawdopodobnie przyjmie tę poprawkę. Trudno natomiast przewidzieć, co stanie się z poprawką Senatu dotyczącą składek opłacanych z Funduszu Kościelnego za duchownych. Rząd nie sprzyja propozycji Senatu.
W chwili oddawania „Pulsu” do drukarni poprawki Senatu zaczęła omawiać Sejmowa Komisja Zdrowia.

Wkrótce powinny ruszyć prace nad ustawą o restrukturyzacji. Niestety, niemal pewne jest, że w przypadku tego projektu można się spodziewać o wiele więcej gry politycznej niż przy ustawie o świadczeniach, zwłaszcza że opinia publiczna od lat karmiona jest katastroficznymi wizjami sprzedaży szpitali za bezcen. Ustawa o restrukturyzacji, wprowadzająca elementy prawa upadłościowego, nadaje się jak żadna inna do żonglowania tymi wizjami. Gdyby M. Balickiemu udało się określić sieć szpitali, mógłby te wizje – choć w pewnym stopniu – okiełznać. Prawdopodobnie okazałby się też najlepszym ministrem zdrowia III RP.

Pola DYCHALSKA

Archiwum