10 grudnia 2021

No-fault ochroni i lekarza, i pacjenta. Nie obwiniać przed procesem

Karolina Kowalska

Bez no-fault nikt nie będzie bezpieczny – ani lekarze, ani pacjenci. Ostatecznie penalizowanie za niezawinione błędy medyczne obróci się przeciwko nam wszystkim.

Ponad miesiąc trwała niepewność co do przyczyn tragicznych wydarzeń w Pszczynie, gdzie pod koniec września zmarła trzydziestolatka w 22. tygodniu ciąży. Niepewność, dotycząca głównie lekarzy, bo ogół społeczeństwa wydał wyrok na lekarzy ze Szpitala Powiatowego w Pszczynie już na początku listopada, kiedy sprawa trafiła do mediów.

Pełnomocnik rodziny zmarłej Jolanta Budzowska, radca prawny reprezentująca poszkodowanych pacjentów, od początku nie miała wątpliwości. „Konsekwencje wyroku TK z 20.10.2020 r., sygn. akt. K 1/20 w praktyce. Pacjentka 22 tydz., bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjentka zmarła. Wstrząs septyczny. Piątek spędziłam w prokuraturze. Dobrego weekendu, czas na reset” – napisała na Twitterze 28 października. Ale po takiej bombie nikt nie myślał o resecie. Temat żył w mediach społecznościowych cały weekend, by we wtorek po Wszystkich Świętych wybuchnąć setkami artykułów, wywiadów i debat. Sprawa Izabeli z Pszczyny była na ustach wszystkich i kraj 38 mln znawców polityki dał się poznać jako ojczyzna ekspertów perinatologii. Również część publicystów miała pewność: „W Pszczynie doszło do błędu medycznego, a w wykonaniu ratującego życie matki cesarskiego cięcia przeszkodził strach przed konsekwencjami wyroku”.

„Mam wrażenie, że jestem jedynym Polakiem, który nie wie, co tam się stało – mówił 12 listopada Patrykowi Słowikowi z Wirtualnej Polski dr n. med. Michał Bulsa, ginekolog położnik z Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej. – Wszyscy już wiedzą, że zabił wyrok Trybunału Konstytucyjnego, zabili lekarze, zabił ktoś inny. Ważne, że ktoś lub coś na pewno zabiło. A ja mówię szczerze: nie znamy dużej liczby zmiennych, które mają znaczenie dla sprawy. Bardzo łatwo dziś ferować wyroki, ale ja najzwyczajniej w świecie wiem tyle, ile nam wszystkim przekazano”.

Michał Bulsa jest jedynym reprezentantem NRL wyznaczonym do komentowania sprawy. I chyba jedynym ginekologiem, który mówi o niej oszczędnie, bez skręcania na ścieżkę ideologiczną. Niewielu z tych, którzy decydują się wypowiadać na temat, unika jednoznacznego obwiniania wyroku TK, a co za tym idzie – medyków. I przypomina, że lekarze są w tej sprawie całkowicie bezbronni, związani tajemnicą lekarską, która nie pozwala im odpierać zarzutów.

Choć szpital w Pszczynie już 2 listopada wydaje oświadczenie: „Lekarze i położne zrobili wszystko, co było w ich mocy, stoczyli trudną walkę o Pacjentkę i jej Dziecko”, a „osobną sprawą jest ocena stanu prawnego w zakresie dopuszczalności przerywania ciąży”, opinia publiczna nie zmienia zdania.

Dziennikarzom trudno namówić na komentarz w tej sprawie nawet najbardziej medialnych lekarzy. Odsyłają do ginekologów położników. Ci zaś albo od razu odmawiają, albo zastrzegają anonimowość, ale odpowiedzi są zgodne: trudno wyrokować, nie ma standardów postępowania z 22-tygodniową ciążą na granicy obumarcia, nie mamy dokumentacji medycznej, tam mogło stać się mnóstwo rzeczy. A przyciśnięci do muru trochę się dziwią: co podkusiło lekarzy ze szpitala powiatowego do zajmowania się ciążą dla ośrodka III poziomu referencyjności? Kto był takim kamikadze, by ryzykować nieodesłanie pacjentki? Mniej lub bardziej dosadnie dają do zrozumienia, że historia „nie trzyma się kupy”. – Po pierwsze w takich przypadkach trzeba mieć pełne możliwości diagnostyczne i terapeutyczne, a nie warunki szpitala powiatowego, gdzie bywa, że mamy cztery antybiotyki na krzyż – mówi mi lekarz dyżurujący zarówno w dużej klinice najwyższego stopnia referencyjności, jak i mniejszych placówkach powiatowych.

I choć przez następnych kilka tygodni nie można będzie mieć pewności, co zaszło pod koniec września na oddziale położniczym szpitala w Pszczynie, opinia publiczna będzie miała pewność: „Lekarze przestraszyli się wyroku TK i skazali Izabelę na śmierć. Przecież w przytaczanych przez prasę SMS-ach do matki pisała: »Dziecko waży 485 gramów. Na razie, dzięki ustawie aborcyjnej, muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić. Zaczekają aż umrze lub coś się zacznie, a jeśli nie, to mogę spodziewać się sepsy. Przyspieszyć nie mogą. Musi albo przestać bić serce, albo coś się musi zacząć«”.

Dopiero 1 grudnia wyrok 38 mln znawców perinatologii potwierdza konsultant krajowy w tej dziedzinie prof. Mirosław Wielgoś. – U pacjentki występowały objawy początkowo świadczące o nasilającej się infekcji, następnie objawy wstrząsu septycznego. Wystąpiła niewydolność wielonarządowa i nie było adekwatnych reakcji w postaci zlecanych badań i monitorowania stanu pacjentki, w związku z czym nie doszło w odpowiednim momencie do działań, które zapobiegłyby tragicznemu zdarzeniu – mówi prof. Wielgoś. Również postępowanie rzecznika praw pacjenta Bartłomieja Chmielowca, który stwierdził naruszenie praw pacjenta w czterech obszarach, wykazało, że nie rozpoznano we właściwym czasie wstrząsu septycznego i nie podjęto natychmiastowych działań zmierzających do pilnego zakończenia ciąży. Według rzecznika podczas pobytu pacjentki na oddziale miało również miejsce wiele innych nieprawidłowości, a świadczenia zdrowotne nie odpowiadały wymogom aktualnej wiedzy medycznej i zasadom należytej staranności.

Mój rozmówca z dużej kliniki położniczej nie spodziewał się niczego innego. – Placówki powiatowe z założenia mają się zajmować ciążami niepowikłanymi i tamtejszy personel nie jest przygotowany na takie komplikacje. Ilekroć dyżuruję w powiecie, koledzy dziwią się, dlaczego, nawet gdy poród przebiega bez zakłóceń, co dwie godziny zaglądam do rodzącej. A mnie ciągle się wydaje, że te dwie godziny to za mało, bo z przyzwyczajenia działam w trybie alertu. Taka ciąża nie miała prawa skończyć się dobrze w takim miejscu – dodaje ze smutkiem.

Kiedy w pierwszym dniu grudnia opinia publiczna ma pewność, a Szpital Powiatowy w Pszczynie widmo blisko 650 tys. zł kary od NFZ, lekarze i prawnicy mówią w „Rzeczpospolitej” o potrzebie wprowadzenia systemu no-fault, przewidującego zadośćuczynienie dla pacjentki i jej rodziny, a jednocześnie odsuwającego od lekarzy widmo procesu karnego. „Nie sztuką jest karać lekarzy więzieniem. Błąd może się bowiem zdarzyć medykowi, który dotychczas działał zgodnie ze sztuką i uratował wiele osób. Dlatego może lepiej by było, gdyby na takim błędzie się nauczył i wyciągnął z niego wnioski, niż siedział w więzieniu. Dziś brak systemu no-fault rzutuje na wybór przez lekarzy specjalizacji, a kolejne doniesienia medialne o karach nawet za niezawinione błędy sprawiają, że coraz mniejsza liczba lekarzy wybiera specjalizacje zabiegowe, szczególnie położnictwo i ginekologię oraz chirurgię” – mówi w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Łukasz Jankowski.

Zalążek no-fault miał wprowadzać projekt ustawy o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta, jednak środowiska lekarzy i prawników krytykowały go za brak elementu zmian w prawie karnym. Nowa wersja przepisów o no-fault, przedstawiona przez rzecznika praw pacjenta Bartłomieja Chmielowca podczas 10. Kongresu Prawa Medycznego, zorganizowanego 2–3 grudnia w Krakowie, przewiduje wyłączenie wprost stosowania podstawowych przepisów prawa karnego, które mogą znaleźć zastosowanie do lekarzy. Chodzi m.in. o przepisy typizujące nieumyślne przestępstwa pozbawienia życia, spowodowania uszczerbku na zdrowiu lub narażenia życia lub zdrowia pacjenta na zagrożenie. Warunkiem skorzystania z dobrodziejstwa braku odpowiedzialności karnej będzie samodzielne zgłoszenie przez osobę wykonującą zawód medyczny błędu, ale pod warunkiem, że zgłoszenie wpłynie, zanim organ ścigania dowie się o przestępstwie.

Systemy no-fault opierają się na przekonaniu, że najwyższą efektywność w obszarze określonych stosunków społecznych – w ruchu drogowym, lotniczym, w medycynie, a więc najniższe koszty funkcjonowania społeczeństwa, uwzględniające koszty skutków błędów, koszty ich wyjaśniania, a także koszty odpowiedzialności, osiąga się bez mechanizmu osobistej, dolegliwej sankcji dla osoby popełniającej szkodliwy błąd. Brak dolegliwej osobistej sankcji pozwala zakładać, że osoba taka będzie bardziej skłonna uczestniczyć w wyjaśnieniu i systemowej korekcie przyczyn błędu, jak również, że kompensatę da się ustalić optymalnie i szybko – tłumaczy Oskar Luty, adwokat specjalizujący się w prawie medycznym. Zastrzega, że tak ukształtowane systemy nie są nigdy nieograniczone i mogą mieć zastosowanie wyłącznie do działań nieumyślnych. Wymagają również istnienia bardzo sprawnego systemu analizy przyczyn błędów, systemowej kontroli jakości, ciągłego poprawiania organizacyjnego oraz odpowiedniej kompensacji dla osoby poszkodowanej, a wiele elementów tego pomysłu wymaga dopracowania. – Najważniejszym z nich jest właśnie ścisłe powiązanie reguły no-fault z systemem wymagań i pomiaru jakości w ochronie zdrowia. W innym przypadku zbudujemy system groźny dla pacjentów – podkreśla Oskar Luty.

 

Czy nowe prawo uchroni pacjentów przed zdarzeniami niepożądanymi? Nie. Ale, jak podkreślają lekarze, może uratować życie. Bo dzisiejszy system i historie osądzania bez sądu zniechęcają absolwentów studiów medycznych do specjalizacji zabiegowych.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum