23 lipca 2005

Co może oznaczać brak odpowiedzi?

Miał rację komik Groucho Marx, twierdząc, że „gdyby wszyscy politycy mówili jedynie o sprawach, na których się znają, na świecie byłoby o wiele ciszej”. Prawdziwość tych słów – mających wymiar globalny i ponadczasowy – zweryfikowałem, uczestnicząc w ostatniej „Debacie o zdrowiu”.

Debaty o zdrowiu odbywają się cyklicznie w Domu Dziennikarza w Warszawie. Tym razem spotkanie poświęcono problematyce restrukturyzacji zakładów opieki zdrowotnej w kontekście obowiązującej od 21 maja 2005 r. ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej.

Wśród uczestników dyskusji znaleźli się przede wszystkim prominentni przedstawiciele świata polityki: dwóch posłów (reprezentujących obecnie partie opozycyjne, ale już wyraźnie szykujących się do objęcia władzy w ramach koalicji PO-PiS), wiceminister zdrowia i prezes NFZ. Za stołem prezydialnym zasiedli również przewodniczący ORL w Warszawie Andrzej Włodarczyk oraz mecenas Elżbieta Barcikowska-Szydło z zespołu prawnego naszej Izby. Moderatorem dyskusji była Ewa Gwiazdowicz, redaktor naczelna „Pulsu”.

Po wysłuchaniu wszystkich argumentów „za” i „przeciw” przyjętym rozwiązaniom ustawowym – włączyłem się w nurt dyskusji i sformułowałem dwa pytania:

  1. Czy w przypadku obligacji emitowanych przez publiczne zakłady opieki zdrowotnej świadczenia będą miały wyłącznie charakter pieniężny, czy też będą mogły mieć charakter niepieniężny? Biorąc bowiem pod uwagę spodziewaną niską rentowność takich obligacji – bez ich dodatkowego uprzywilejowania sukces emisji jest bardzo wątpliwy.
  2. Jak można wykonać wiarygodną prognozę finansową programu restrukturyzacji na okres dziesięciu lat (maksymalny okres spłaty pożyczki zaciągniętej od Skarbu Państwa) w sytuacji, gdy plan przychodów z kontraktów z NFZ obejmuje horyzont jednego roku, a w wyjątkowych przypadkach sięga najwyżej trzech lat?

Adresatem powyższych pytań był przede wszystkim ministerialny decydent, który przybył na debatę wraz ze świtą resortowych doradców. Oczekiwałem również na wypowiedź przedstawicieli parlamentu, którzy – jak wiadomo – aktywnie uczestniczyli w procedurze legislacyjnej. Z żalem stwierdziłem, że moje pytania zostały pozostawione bez odpowiedzi. Bowiem trudno uznać za odpowiedź stwierdzenie wiceministra zdrowia, że nie jest finansistą i zaleca mi udanie się na stronę internetową ministerstwa. Nie usłyszałem również odpowiedzi od posłów, którzy – chcę wierzyć – mają wyrobiony pogląd na poruszony temat. Odniosłem wrażenie, że moje dylematy rozumie jedynie prezes NFZ, który jednak stwierdził wcześniej, że szczęśliwie ustawa nie jest jego problemem i ostatecznie nie zajął stanowiska. Chcę wyraźnie powiedzieć, że nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale tym razem nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś jest na rzeczy. Mówiąc otwarcie, mam poważne wątpliwości, czy totalne milczenie oznacza brak wiedzy (to bardzo źle, bo świadczy o niekompetencji), czy też jest wyrafinowaną grą o przejęcie kontroli nad aktywami starannie wybranych szpitali, co w efekcie pozwoli elitom po raz kolejny uwłaszczyć się kosztem społeczeństwa (to jeszcze gorzej, bo świadczy o absolutnej degrengoladzie władzy).
A zatem na postawione przeze mnie pytania spróbuję odpowiedzieć sam. Oczywiście, jeżeli zrobię to źle, proszę mnie skorygować. Zapewniam, że nie jestem odporny na rzeczowe argumenty. Walor rozpoczętej w ten sposób dyskusji wydaje się bezsporny. W społeczeństwie obywatelskim bowiem – a takie ponoć budujemy – publiczną debatę może rozpocząć każdy, kto dysponuje rzeczowymi argumentami. Wydaje mi się, że ja takie argumenty mam.

W art. 34 pkt 1 ustawy zapisano, że w celu uzyskania środków finansowych na restrukturyzację zakład może emitować obligacje. Jak wiadomo, obligacja jest papierem wartościowym emitowanym w serii, w którym emitent stwierdza, że jest dłużnikiem właściciela obligacji (obligatariusza) i zobowiązuje się wobec niego do określonego świadczenia (wykupu obligacji). Świadczenie może polegać na zapłacie należności głównej i należności ubocznych (np. odsetek) w sposób i terminach określonych w warunkach emisji. Jest to świadczenie pieniężne. Niepieniężny charakter świadczenia z obligacji może polegać na przyznaniu obligatariuszowi prawa do udziału w przyszłych zyskach albo do zamiany obligacji na akcje emitenta lub pierwszeństwa do ich objęcia w przyszłości. Udział w przyszłych zyskach jest z wiadomych względów perspektywą mało atrakcyjną dla nabywców i przypomina raczej „obietnicę raju”. Osobiście uważam, że popyt na obligacje zadłużonych szpitali może być duży, gdy zostaną stworzone warunki do ich zamiany na akcje emitenta (tzw. obligacje zamienne). Jestem sobie w stanie wyobrazić dużych wierzycieli szpitali zainteresowanych nabyciem emitowanych obligacji, którzy po upłynięciu terminu ich wykupu zamienią je na akcje skomercjalizowanych szpitali. Nie oszukujmy się. Pieniędzy na wykup obligacji wraz z należnymi odsetkami w zakładach opieki zdrowotnej funkcjonujących w warunkach monopsonu jeszcze długo nie będzie. Jeżeli zatem miałoby tak być, to należy powiedzieć otwarcie, że ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej jest początkiem prywatyzacji w ochronie zdrowia. Tak też zresztą podsumowałem swoją wypowiedź podczas opisywanej debaty.

Odpowiedź na pytanie drugie jest krótsza i zdecydowanie prostsza. Po raz kolejny dyrektorzy zadłużonych publicznych zakładów opieki zdrowotnej zmuszeni są do ćwiczenia „randki w ciemno”. Zwracam się więc do nich z gorącym apelem. Pamiętajcie, że wasze wyobrażenia o przyszłości i skali niezbędnych zmian, odzwierciedlone w planie finansowym programu restrukturyzacyjnego, muszą uwzględniać „tradycję życia na niby”. Wiedziałem, że jest ona silnie zakorzeniona w świadomości społecznej, ale nie przypuszczałem, że jest wzmacniana instytucjonalnie. Przykład wszak idzie „z góry”.

Mam jednak nadzieję, że wszyscy zainteresowani poruszoną tu problematyką nie przyjmą mojego apelu poważnie. Nie ma sensu ryzykować odrzucenia programu restrukturyzacyjnego. Jestem pewien, że analitycy Banku Gospodarstwa Krajowego (instytucji odpowiedzialnej za realizację pomocy publicznej, działającej w rozpatrywanym kontekście w imieniu Skarbu Państwa) swym profesjonalizmem dowiodą, że stylizowanie teraźniejszości, a tym bardziej przyszłości, nie jest właściwą drogą do oddłużenia zakładów opieki zdrowotnej. Nie pozostaje zatem nic innego, jak oswajanie się z faktem, że pomoc publiczna oznacza „trudny pieniądz”. Ü

Andrzej Ludwicki

Archiwum