8 maja 2018

Pseudo prawda

Punkt widzenia

Paweł Walewski

Serial „Diagnoza” emitowany w TVN doczekał się wielu pozytywnych recenzji. Chwalą go widzowie i krytycy, a aktorzy nie mogą wyjść z samozadowolenia, ile trudu wkładają w przygotowanie każdej sceny. – Nauczyłam się już tyle, że mogłabym chwycić za skalpel i nie stać bezczynnie przy stole operacyjnym – stwierdziła w jakimś wywiadzie jedna z bohaterek, chcąc uwiarygodnić zdobyte na planie umiejętności. To dla publiczności jasny przekaz: wszystko, co oglądacie w „Diagnozie”, jest wiernym odwzorowaniem rzeczywistości, warto wierzyć!

Czy widzowie „Botoksu”, o którym pisałem niedawno, z podobnym zaufaniem oglądali ten film? Bynajmniej. Patryk Vega zaklinał się wprawdzie, że scenariusz oparł na faktach ustalonych podczas skrzętnie wykonanego researchu, jednak to miała być przede wszystkim rozrywka. Brutalna, w wielu miejscach ordynarna i niesprawiedliwa dla lekarzy, ale niemająca aspiracji nazywania się „filmem medycznym”. Tak jak za medyczny uważany jest serial „Diagnoza”.

Nie rozumiem więc, skąd nagle jego twórcy wykoncypowali, że należy obrzydzić Polakom uczestnictwo w badaniach klinicznych. Kryminalny wątek drugiej serii dotyczy niewyjaśnionych w pełni zgonów pacjentek z endometriozą, które zabił tajemniczy lek. Ha, nie byłoby to jeszcze niesmaczne, wszak eksperymenty z definicji nie zawsze kończą się pomyślnie, ale zostały przedstawione od początku do końca w tak nieprawdziwym świetle, że na miejscu CBA i innych służb od razu zacząłbym kontrolę wszystkich badań klinicznych. Zgłaszanie przez lekarzy działań niepożądanych? Byle jakie. Tzw. odślepienie próby? Bułka z masłem! Rekrutacja uczestników? Bez ograniczeń. W dodatku dział zajmujący się badaniami klinicznymi w firmie, do którego raportowane są skutki działania kwestionowanego leku, posadowiono w starym archiwum, rodem z XIX w. Trudno nie nabrać podejrzeń, że skoro tak to wygląda od kuchni, bezpieczeństwo pacjentów jest mocno zagrożone.

Nie muszę dodawać, że dialogi wzmacniają fałszywy przekaz, bo do widza trafia tylko jedno przesłanie: dwie pacjentki zmarły, ale pomogliśmy stu innym! Czy naprawdę nie robi to na nikim większego wrażenia i w najlepsze fałszuje się dane? Konsultantką scenariusza jest lekarka z Warszawy, wymieniona w napisach końcowych. Rad bym usłyszeć, dlaczego zgodziła się firmować taki przekaz, który chorych może zniechęcić do uczestnictwa w badaniach klinicznych. Przecież dla wielu to ostatnia deska ratunku. Mają teraz zacząć się bać?<

Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum