2 lipca 2021

Ruminacje

Jarosław Biliński, członek Prezydium ORL w Warszawie

Wracają na tapetę: finansowanie ochrony zdrowia, wynagrodzenia w ochronie zdrowia, finansowanie świadczeń zdrowotnych i tym podobne. Zastanawiałem się przy tej okazji, co się dla systemu bardziej opłaca – lekarze „geniusze” czy lekarze „konowały”? Całkiem poważnie.

Przypatrując się bowiem temu zagadnieniu, nie jest wcale tak łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Lekarze „geniusze” diagnozują pacjentów szybko, sprawnie, często wyciągają słuszne wnioski na wczesnym etapie postępowania diagnostycznego, zatem mogą zlecić mniej badań, szybciej wdrożyć leczenie i w rezultacie zaoszczędzić dzięki unikaniu świadczeń niecelowych lub nietrafionych. Z drugiej jednak strony lekarze „geniusze” w trudnych przypadkach medycznych, w momentach, w których dochodzą do muru lub stają na zakręcie, gdyż nie wytyczono odpowiednich standardów, ścieżek postępowania, zaczynają wdrażać nowe procedury, korzystają z nowoczesnych technik, technologii, naciskają, aby w leczeniu wykorzystywać nowe leki, aby iść z postępem wiedzy. To kosztuje. Lekarze „konowały” postępują odwrotnie, w dodatku można im wszystko wmówić i nimi sterować. Niestety, mamy w zawodzie i takich kolegów, którzy nie chcą się wykazać. Dla dobra nas wszystkich nie będę się rozpisywał na ten drugi temat. Choć na pewno kiedyś go poruszę, taką mam misję, by dążyć do perfekcji całego zawodu i sektora.

Co się bardziej opłaca – leczyć skutecznie, nawet jeżeli wychodzi drogo, czy leczyć jak najtaniej, licząc się z większą zapadalnością na choroby i śmiertelnością? Przed takimi dylematami stoją nie lekarze, ale decydenci. Finansując dane świadczenie medyczne lub nie, ograniczając limitami liczbę świadczeń wyznacza się standardy leczenia w Polsce. Prawda jest taka, że poza prostymi chorobami i podstawowymi świadczeniami to pieniądze decydują o naszym zdrowiu, sposobie leczenia, poziomie opieki medycznej.

Wycena procedur to temat rzeka. Podczas niejednej rozmowy z osobami, które projektowały systemy ochrony zdrowia lub zjadły na zarządzaniu w tych systemach zęby, słyszałem, że nasz system miał być na „kontrolowanym długu”. W miarę jedzenia apetyt rośnie, a nigdy do tej pory żadna władza nie miała na liście swoich priorytetów ochrony zdrowia. Ciekawe, czy dla rządzących leczenie obywateli na najwyższym poziomie, w warunkach zapewniających godność, z dbałością o najmniejszy nawet detal, ale również o psychikę pacjentów jest fanaberią najbogatszych społeczeństw? Może było to zostawione na koniec, kiedy nasz kraj będzie zaliczał się do tych rozwiniętych? Toć słyszymy obecnie, że jesteśmy w absolutnej szpicy, jeśli chodzi o rozwój. Dlaczego zatem temat jest nadal spychany na margines?

Robi się człowiekowi niedobrze, bo to wszystko mielone jest od 30 lat. Te same sceny, schematy, scenariusze, powtarzające się cyklicznie zwroty akcji, pseudoreformy, tłumaczenia.

Ruminacje – to chyba najlepsze określenie, jakie przychodzi mi do głowy. Nie dość, że się człowiekowi cofa, to jeszcze robimy z tego korzyść i przemielimy, połkniemy. Tak widzę historię, która toczy się na naszych oczach. Starsi koledzy pamiętają losy ochrony zdrowia w Polsce po 1989 r. i mają podobne odczucia. Tu należy jawnie i głośno zwymiotować. Może wtedy zrobi się nam lepiej.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum