22 listopada 2006

Zdaniem konsultanta: ta: ortopedia

Z prof. dr. hab. med. Jarosławem DESZCZYŃSKIM, konsultantem wojewódzkim w dziedzinie ortopedii na Mazowszu, rozmawia Małgorzata Skarbek

Nie mamy ortopedów

Czy liczba ortopedów w województwie mazowieckim odpowiada potrzebom w tej dziedzinie?

Miarodajne wyjaśnienie tej kwestii jest uzależnione od odpowiedzi na dodatkowe pytania: czego oczekujemy od tychże ortopedów?
jak długo pacjent chce i może oczekiwać na pomoc specjalistyczną?
– a także zastanowienia się nad ogólną sytuacją finansową lecznictwa w tym zakresie.
Jako konsultant wojewódzki pełnię m.in. funkcje nadzorcze nad poszczególnymi klinikami, oddziałami i przychodniami ortopedycznymi.
W ciągu kilkudziesięciu lat doświadczeń zawodowych nigdy nie spotkałem się z tak trudną sytuacją, jak w tej chwili. Ortopedia jest specjalnością wymagającą szczególnych predyspozycji, zarówno psychofizycznych, jak i mentalnych. Nie można oczekiwać od ortopedy w wieku przedemerytalnym, a nawet w tzw. średnim, wykonywania w ciągu dnia kilku ciężkich operacji (obciążających fizycznie i często stresujących), a później, po zakończeniu dnia pracy, wystawiać go na 17-godzinny ostry dyżur i oczekiwać pełnej sprawności oraz dyspozycyjności. Jeżeli uwzględnić żałosne stawki płacy zasadniczej (nieprzekraczające średniej krajowej) i niewiele wyższe stawki dyżurowe, nie ma się co dziwić, że w warszawskich szpitalach brakuje nie tylko młodych lekarzy – stażystów, rezydentów i kolegów w trakcie specjalizacji, ale również doświadczonych specjalistów. Otwarcie się europejskiego rynku pracy dla polskich ortopedów po naszym wejściu do UE powoduje odpływ specjalistów do zamożniejszych państw. Starsi, bardziej doświadczeni zazwyczaj posiadają jakieś nieruchomości (mieszkania), mają też mniej lub bardziej ustabilizowane życie zawodowe i rodzinne, co działa hamująco na ich rozważania na temat wyjazdu. Natomiast młodzi – wyjeżdżają bezpośrednio po rocznym obowiązkowym stażu, a najpóźniej po rozpoczęciu specjalizacji. Nie dziwię się im w najmniejszym stopniu. Perspektywa wieloletniej, trudnej specjalizacji za 1500 zł miesięcznie,
a następnie praca za 1600 zł, w oczekiwaniu na emeryturę, nie jest kusząca. Specjalista pracujący w Wielkiej Brytanii w publicznej służbie zdrowia zarabia rocznie brutto 120 tys. funtów, co oznacza, że przez rok zarobi znacznie więcej, aniżeli przez całe swoje życie zawodowe w Polsce. Nie możemy oczekiwać, że polscy ortopedzi otrzymujący groszowe wynagrodzenie będą nadal ciężko pracowali w kraju. Efekt jest taki, że w bieżącym roku na 22 miejsca specjalizacyjne zgłosiło się 6 chętnych – to oznacza, że w najbliższych latach nie ma najmniejszych szans na poprawę sytuacji. Proszę mnie nie pytać o skuteczność proponowanych przez niektórych rozwiązań typu „kamasze, zakazy, zwrot pieniędzy lub zastępstwa ukraińskie”.

Czy będzie lepiej, a jeżeli będzie – to kiedy?

Moje doświadczenie podpowiada mi, że będzie gorzej. Coraz mniej lekarzy zostaje w Polsce i chce się specjalizować w ortopedii. To samo odnosi się do fizjoterapeutów. Część specjalistów ulegnie pokusie finansowego „odkucia się”, wyjeżdżając do świetnie wyposażonych i zorganizowanych szpitali całego świata (Europa, Bliski Wschód, Australia i Kanada). Wkrótce zostaną wprowadzone w Polsce, obowiązujące już przecież, unijne przepisy o dopuszczalnym maksymalnym miesięcznym czasie pracy lekarzy, co z dnia na dzień spowoduje pogłębienie istniejącego deficytu specjalistów o następne 50 proc. Nie ma co liczyć na napływ lekarzy z Rumunii lub Bułgarii, a nawet z Ukrainy, gdyż przy obecnych stawkach zarabiają oni znacznie więcej u siebie. Tymczasem w społeczeństwie stale wzrasta odsetek osób starszych, co spowoduje wzrost liczby złamań osteoporotycznych – niezwykle kosztownych w leczeniu.

Co należałoby zrobić dla uniknięcia realizacji tego czarnego scenariusza?

Jedyną szansą jest zwiększenie nakładów na ortopedię i traumatologię, a jedynym realnym źródłem finansowania są instytucje ubezpieczeniowe. Tylko finansowanie leczenia ofiar wypadków przez sprawców za pośrednictwem instytucji ubezpieczeniowej może zapewnić Polakom dostęp do najnowszych technik medycznych oraz świadczeń udzielanych w przyzwoitych warunkach przez wykształconych, mówiących po polsku ortopedów. Społeczeństwo oczekuje od lekarzy stosowania w leczeniu najnowszych urządzeń i metod – zgodnych ze standardami światowymi. Metody te są obecnie stosowane w Polsce dość powszechnie – społeczeństwo nie uwzględnia jednak kosztów ich realizacji. Jakoś nikt się nie dziwi, że kupując niemiecki samochód, płaci np. 100 tys. zł – co jest stawką producenta, jednak kiedy chce się zdiagnozować lub leczyć z wykorzystaniem urządzenia sprowadzonego z tychże Niemiec, oczekuje, że będzie leczony za składkę zdrowotną w wysokości 50 zł.

Czy ortopedów brakuje również w szpitalach pozawarszawskich?
Uważam, że w mniejszych aglomeracjach miejskich jest lepiej niż w szpitalach warszawskich. Lokalni prominenci bardziej dbają o kadrę lekarską, wyposażenie szpitala, jego infrastrukturę, chociażby z jednego powodu – w nagłych sytuacjach są skazani na korzystanie z dobrodziejstw własnej pomocy medycznej. W Warszawie natomiast nadal jest tak, jak w poprzedniej epoce – kto jest bardziej ustosunkowany, znajdzie się pod lepszą, bezpłatną opieką medyczną w publicznych szpitalach dla VIP-ów. Pozostałe oddziały ortopedyczno-urazowe, niezależnie od tego, kto jest właścicielem szpitala, znajdują się w znacznie gorszej sytuacji. Od czerwca br. dwa lub trzy z nich co chwila zgłaszają oficjalnym pismem niemożność pełnienia ostrych dyżurów (głównie z powodu braku lekarzy). Zmniejsza to dostępność pacjentów urazowych do szpitala, a także wydłuża ich nocne wędrówki po Warszawie w poszukiwaniu ostrego dyżuru.

Czy liczba oddziałów i poradni jest dostateczna?

Liczba poradni nie jest dostateczna – zależy od liczby specjalistów, zwłaszcza tych doświadczonych, którzy już „nacieszyli się” niesieniem pomocy chorym w warunkach „na ostro” i chcą służyć pacjentom potrzebującym opieki ambulatoryjnej. Pytam jednak: który z tych doświadczonych lekarzy podejmie pracę w przychodni urazowo-ortopedycznej, w której trzeba przyjąć 70 pacjentów w ciągu 8 godzin za 1,5-2 tys. zł miesięcznie? Tak więc możemy i powinniśmy tworzyć nowe poradnie – tylko kto w nich będzie pracował?

Czy wejście w życie ustawy o ratownictwie medycznym może wpłynąć na sytuację chirurgów?

Biorąc pod uwagę powyższe, jestem sceptyczny, jeśli chodzi o poprawę dostępności do ortopedów. Działalność Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych pozwoli na standaryzację metodyki leczniczej, jednak w zakresie traumatologii nie zmieni nic. Do przeprowadzenia na dyżurze jakiegokolwiek poważniejszego zabiegu operacyjnego niezbędny będzie udział co najmniej dwóch lub trzech ortopedów. Koszty leczenia pozostaną te same, a mogą być nawet większe. Wyeliminowanie lekarzy z karetek i zastąpienie ich ratownikami medycznymi nie jest, w wielu krajach, podyktowane ich lepszym przygotowaniem do wykonywanej pracy – tylko oszczędnością finansową. Po prostu żadnego państwa nie stać na niezwykle wysokie koszty opłacania lekarzy w karetkach pogotowia.

Jak obecnie wygląda kształcenie specjalizacyjne i jaki jest jego poziom?

Poziom kształcenia polskich ortopedów jest bardzo wysoki – ale co z tego, kiedy mamy coraz mniej chętnych do jego podejmowania? Sześcioletni program specjalizacyjny jest rzeczywistym torem przeszkód dla młodego adepta sztuki ortopedycznej. Zaliczenie wszystkich obowiązkowych staży specjalizacyjnych wymaga ponad 4 lat. Kolejne szczeble to wykazanie się biegłością chirurgiczną w wielu bardzo trudnych i dosłownie ciężkich pod względem fizycznym zabiegach ortopedycznych, z wymianą stawów włącznie. Przejście tego toru wymaga od kandydata dużego wysiłku intelektualnego, jak również dużej życzliwości szefa i zespołu (ponad 4 lata nieobecności w pracy), w którym pracuje kandydat na specjalistę. Jak już wspomniałem, w ostatnich rozmowach kwalifikacyjnych na 22 miejsca specjalistyczne kandydowało
6 chętnych. Przyczyn tego stanu rzeczy nie upatrywałbym tylko w trudzie zdobycia szlifów specjalisty ortopedy, lecz również w marnym ekwiwalencie socjalno-bytowym, który w warunkach polskich nigdy nie zrekompensuje lat wyrzeczeń i ogromnego wysiłku. Ü

Archiwum