4 czerwca 2004

Jeszcze o spirometrii

Spirometria – wspaniałe narzędzie badawcze. Chwała jego odkrywcy (czy wynalazcy), lekarzowi francuskiemu Tiffeneau (choć być może był ktoś przed nim), który spostrzegł, że wynik pomiaru pojemności życiowej płuc jest związany z szybkością, z jaką badany może go wykonać. Powstało wtedy pojęcie pojemności pierwszosekundowej, tj. ilości powietrza, jaką badany może „wydmuchać” w czasie pierwszej sekundy wydechu. Okazało się, że wartość ta koreluje z szerokością światła oskrzeli i pośrednio może określać stopień ich drożności. Spostrzeżenie to, genialne w swojej prostocie, wywołało oczywisty zachwyt klinicystów mających ponad pół wieku temu do czynienia z chorymi skarżącymi się na duszność.

Wartość FEV1 (Forced Expiratory Volume) na stałe weszła do zespołu parametrów określających stan fizyczny badanych. Entuzjaści tego badania (jako oczywiści „neofici”) zaczęli jego wagę porównywać do wartości badania EKG, a niektórzy czynią to do dzisiaj (Puls nr 4 (108) – kwiecień 2004 r.) – co jest raczej trudne do zrozumienia. W przeciwieństwie bowiem do krzywej EKG, często decydującej o życiu pacjenta, badanie spirometryczne nie ma charakteru diagnostycznego. Jego wartość w diagnostyce można raczej porównać do oceny stopnia otyłości badanego, czyli pomiaru wzrostu i wagi (czego także w wielu szpitalach się nie czyni).
Za pomocą badania spirometrycznego nie można rozpoznać żadnej choroby. W jednostkowym badaniu żadnej nie można wykluczyć. A przy tym trzeba je wykonać perfekcyjnie.
Jaka więc jest korzyść ze spirometrii?
Mierzy ona dynamikę procesu chorobowego. Można ją stosować jako prostą ocenę reakcji oskrzelowej, gdy oskrzela chcemy farmakologicznie skurczyć lub rozszerzyć. Można za jej pomocą mierzyć skuteczność leków zwiększających drożność oskrzeli. Można obserwować, jak łatwo u badanego oskrzela się kurczą. Ale przede wszystkim spirometria pozwala nam długofalowo (w ciągu miesięcy i lat) obserwować postęp lub cofanie się chorób oskrzeli i płuc.
Jest ona niezbędnym badaniem dla każdego pulmonologa, ale także dla lekarza POZ, który ma pod opieką chorych z POChP i astmą. Jest ono tak samo ważne jak pomiar ciśnienia tętniczego krwi i tak samo winno być wykonywane przez lekarza w jego gabinecie. Właśnie przez lekarza, a nie przez kogokolwiek w odległej pracowni. Badanie jest bardzo proste. Ale żeby je dobrze wykonać, pacjent musi chcieć to zrobić. Totalnym brakiem logiki było niegdyś opieranie się wojskowych komisji poborowych na wynikach badań spirometrycznych przy ustalaniu kategorii zdrowotnej rekrutów. Przecież taki niechętny do służby wojskowej, jeżeli nie chciał, to nie dmuchnął tak, jak mógłby. Sądzę, że koledzy lekarze o tym wiedzieli, a wiarę w spirometrię tylko udawali.
Obecnie rynek sprzętu medycznego zasypany jest dużą ilością małych, lekkich spirometrów o gabarytach litrowego kartonu mleka. Lekarze mogą je mieć na biurkach i używać ich bez ograniczeń, nawet w czasie wizyt domowych (nie mylić ich z peakflowmetrami). Wykonywanie pomiaru spirometrycznego pozwala bowiem lekarzowi na ocenę nie tylko rezerw oddechowych pacjenta (to obrazuje wartość FEV), ale także na określenie jego tzw. inteligencji ruchowej (i nie tylko!), jego sposobu oddychania (!), a nawet pewnych cech charakteru.
Tej wiedzy lekarz nabywa po wykonaniu kilkuset pomiarów FEV – wtedy dopiero zaczyna doceniać korzyści ze stałego stosowania spirometrii. Niepotrzebne są do tego żadne kursy czy specjalne szkolenia. Najpierw lekarz musi mieć dostęp do spirometru – w każdej chwili, a na poznanie teorii (o ile nie poznał jej na studiach) wystarczy mu godzina.
Należy dodać, że wykonywanie „badań” spirometrycznych w domach towarowych, na kiermaszach czy stoiskach różnych firm jest wyłącznie akcją propagandową (nie wiem zresztą czego) albo tak zwaną atrakcją turystyczną, a to, co się u badanych „wykrywa” – już dawno jest u nich wykryte.
Prawdziwe badania epidemiologiczne z użyciem spirometrii, a przede wszystkim badania mechaniki oddychania (których tylko namiastką jest spirometria), to już całkiem inna bajka.

Kazimierz L. MAY, internista alergolog,
emerytowany pracownik naukowy
Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc

Archiwum