11 lutego 2008

Listy

Łapówki

Łapówki dzielą się na rzekome i prawdziwe.
Łapówka rzekoma, zwana inaczej dowodem wdzięczności, jest wyrazem hołdu pacjenta dla lekarza. Pacjent, zadowolony z uratowania swojego zdrowia, chce wyrazić lekarzowi swoją wdzięczność. Puka do gabinetu ordynatora, gorąco dziękuje (często ma łzy w oczach) i wręcza doktorowi np. zaproszenia do opery lub wieczne pióro albo zegarek, dobry trunek lub bukiet róż. Tutaj lekarz nie powinien mieć żadnych wątpliwości co do słuszności przyjęcia dowodu wdzięczności. Więcej, odmowa przyjęcia sprawia wyleczonemu pacjentowi ogromną przykrość, a czasem może być powodem takiej frustracji, która może grozić np. zawałem serca. Każdy lekarz powinien kierować się prawem Hipokratesa („dobro pacjenta przede wszystkim mam na względzie”) i do ewentualnego zawału nie dopuścić.

Łapówka prawdziwa – jest to wymuszanie korzyści materialnej, np. pieniędzy lub innych dóbr, przed wyleczeniem/operacją i uzależnienie od tego przyjęcia do szpitala albo skrócenia terminu oczekiwania na przyjęcie lub operację. Jest to wysoce naganne i powinno być karane
z najwyższą surowością. To nie podlega żadnej dyskusji.
Czas najwyższy, aby ludzie zwalczający korupcję potrafili
te dwa rodzaje łapówek od siebie odróżnić. Pierwsza jest
czynem szlachetnym, druga łajdactwem.

Do łapówek rzekomych należy też zaliczyć tzw. wyjazdy sponsorowane, najczęściej przez firmy farmaceutyczne. Co roku, w marcu, odbywa się w Wiedniu Europejski Kongres Radiologów. Nie słyszałem, aby ktoś z własnej kieszeni opłacił uczestnictwo w tym kongresie. Czynią to firmy farmaceutyczne lub aparaturowe – one to głównie sponsorują polską naukę medyczną. Tak było, jest i będzie, dopóki budżet na naukę znacząco nie wzrośnie i dopóki lekarz nie będzie zarabiać 3-4 tysiące euro miesięcznie. (…)

dr med. Jerzy Borowicz

Na szkodę wizerunku

Bardzo zbulwersował mnie opublikowany na łamach serwisu internetowego „Rzeczpospolitej” artykuł
„Dr G. miał świadomość błędu” (12.01.2008).
Na podstawie przedstawionych stenogramów rozmów telefonicznych prowadzonych między Mirosławem G.
i jego asystentami w szpitalu autor artykułu sugeruje, że decyzja o odłączeniu pacjenta od aparatury podtrzymującej życie była podyktowana jedynie troską o dyżurujących lekarzy, którzy w przypadku kontynuacji terapii musieliby czuwać nad pacjentem przez okres weekendu.

Wysunięcie przez autora powyższych wniosków jedynie
na podstawie przedstawionego stenogramu, bez wcześniejszego dokładnego zapoznania się z historią choroby pacjenta oraz bez konsultacji ze specjalistą z zakresu intensywnej terapii, uważam za rażące naruszenie zasad etyki dziennikarskiej oraz jawne działanie na szkodę wizerunku środowiska lekarskiego jako takiego.

Uprzejmie proszę Izbę Lekarską o zajęcie stanowiska
w ww. sprawie, gdyż publikacje prasowe tego typu jawnie szkodzą wizerunkowi lekarza w Polsce i podważają zaufanie społeczne do służby zdrowia.

Piotr Sławiński
Szpital Praski w Warszawie

Jeszcze o Klubie Medyka

Do dr. Piotra GOŁĘBSKIEGO

Z dużym zainteresowaniem przeczytałam w necie Pana wspomnienia o Klubie Medyka [por. „Puls”
nr 10/2007 – red.], tym bardziej że od roku pracuję
w Samorządzie Studentów AM, który właśnie tutaj
ma swoją siedzibę.

Z samym Klubem jestem związana także emocjonalnie, ponieważ będąc nastoletnią dziewczyną, przeżyłam tutaj wiele pięknych chwil, a właściwie lat (1970–1975), u boku mojego ówczesnego chłopaka – Zbyszka Hołdysa. Dlatego też ze zgrozą przyglądam się odbywającemu się tu remontowi i bardzo się martwię o to, że z powodu braku jakiegokolwiek zainteresowania zabytkowym i historycznym charakterem tego miejsca ze strony odpowiednich służb może zdarzyć się coś nieodwracalnego.

W tym celu chcę napisać odpowiednie pismo do pana rektora Piotra Zaborowskiego z prośbą o przyjrzenie się mającym tu miejsce pracom. Niestety, brakuje mi informacji dotyczących historii samego budynku.
Czy mógłby mi Pan jakoś pomóc?

Ewa Kondratowicz
Samorząd Studentów AM


Do dr Ewy KONDRATOWICZ

Miłe jest uczucie satysfakcji, że moje refleksje oddzieliły Panią od rzeczywistości i zabrały w czas sentymentalny, jako że wspomnienia dodają życiu specyficznego uroku.

W tamtych młodzieńczych latach życie moje wypełniały studia medyczne i, osobiste, literaturoznawcze. Martwa natura architektury Domu Medyka mnie nie absorbowała, lecz życie, które w niej
rozbrzmiewało.

Jest ze wszech miar wskazane, aby ten – mocno osadzony w pamięci – budynek otoczyć należytą opieką konserwatorską. Nie wiem, jaki jest stan zaawansowania remontu, ale wnoszę z Pani listu, że sprawa jest
na pewno prowadzona nie tak, jakby należało. Wiele, wiele pokoleń medyków jest związanych tym miejscem i mam nadzieję, że nie pozwolą przenieść się temu miejscu w historyczny niebyt.

Myślę, że może Pani wystąpienie spowoduje dyskusję w „Pulsie” na ten temat, która zaowocuje zainteresowaniem tą sprawą absolwentów Akademii i pod patronatem samorządu lekarskiego i farmaceutycznego uratujemy to miejsce dla przyszłych pokoleń medyków.

Wiem, że nestorzy polskiej medycyny, prof. Edward Rużyłło i prof. Stefan Wesołowski, opisywali Dom Medyka w swoich publikacjach. Ostatnio prof. Stefan Wesołowski w książce „Od kabaretu do skalpela
i lazaretu” wydanej w 2006 roku.

Piotr Edward Gołębski

Archiwum