8 września 2021

Flirt polityki z głupotą

Paweł Walewski

Państwo nie może okazać słabości w konfrontacji z ruchami antyszczepionkowymi. Samo uznanie ich za terrorystów to za mało.

Zdecydowanie i ostro Adam Niedzielski potępił podpalenie punktu szczepień i lokalnej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Zamościu, ale to nie minister zdrowia w pojedynkę ma dawać odpór nasilającym się protestom przeciwko szczepieniom.

Eskalację hejtu w mediach społecznościowych pod adresem lekarzy oraz innych osób nawołujących do tej formy uodpornienia należało potraktować jak zapowiedź aktów wandalizmu i fizycznej przemocy. Wtedy jednak rząd zdawał się flirtować z autorami tych wpisów (niestety przy kompletnej bierności opozycji), więc dlaczego nagle poczuł się zaskoczony skalą ich ofensywy? Tak się mści przesuwanie granic tolerancji dla wypowiedzi łamiących prawo i przekłamujących wiedzę naukową. Ludzie, którzy nagle poczuli się mocni na internetowych forach, udający autorytety (co akurat łatwe, bo nikt ich nie sprawdza), postanowili radykalniej zademonstrować swoje przekonania. Mają przecież cichych zwolenników wśród polityków, a z takim poparciem mogą już wszystko: maszerować po ulicach w paramilitarnych mundurach (jak w Katowicach, Głogowie czy Bydgoszczy), podpalać (w Zamościu), okładać pięściami (w Grodzisku Mazowieckim).

Kiedy posłanka Prawa i Sprawiedliwości Anna Siarkowska (wcześniej działaczka Młodzieży Wszechpolskiej) z posłem Januszem Kowalskim (również z PiS) w połowie lipca wtargnęli do Domu Dziecka w Nowym Dworze Gdańskim, rzekomo w celu wyjaśnienia kwestii szczepień tamtejszych nastolatków, było jasne, że antyszczepionkowcy dostali zielone światło na organizowanie podobnych widowisk. I 13 dni później w Domu Dziecka w Aleksandrowie Kujawskim pojawiła się delegacja już nie posłów z Warszawy, lecz członków Bydgoskiego Kamractwa Rodaków (skrajnie nacjonalistycznej bojówki z Kujaw), którzy wygrażali dyrektorce placówki i wykrzykiwali, że będzie mieć krew na rękach, jeśli zaszczepi dzieci przeciwko COVID-19.

Ale ruchy antyszczepionkowe najsilniej przyklejone są do konfederatów. Nie tylko dlatego, że Justyna Socha, prezeska Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Wiedzy o Szczepieniach STOP NOP (czyli organizacji, która wbrew swojej nazwie szerzy raczej dezinformację na temat szczepień), od początku tej kadencji jest asys-tentką społeczną Grzegorza Brauna, lidera partii Konfederacja Wolność i Niepodległość. Politycy tego ugrupowania od początku kwestionują istnienie pandemii, a więc również potrzebę realizacji Narodowego Programu Szczepień (to nic, że narodowego!). Ale jedyne kary, jakie wobec nich zastosowano, polegały na kilkakrotnym wykluczeniu posła Brauna z obrad Sejmu, kiedy demonstracyjnie odmawiał założenia maseczki.

To jednak wcale nie przypadek, że antysystemowa partia populistów i eurosceptyków, nazywających się państwowcami (!), sympatyzuje z proepidemikami. Ich sceptycyzm wobec szczepionek jest zaledwie fragmentem większej całości, na którą składają się specyficzne poglądy członków tej partii i całej skrajnej prawicy. Janusz Korwin Mikke jakiś czas temu perorował (cytat za “Gazetą Wyborczą”): “Jeżeli państwo może nam dzieci szczepić, to jutro może nam dzieci zabić. Tu chodzi o sprawy podstawowe, o to, czym różni się człowiek od bydlęcia. Bydlę można zaszczepić bez pytania go o zgodę, a człowieka nie. I dzieci należą do rodziców”.

Setki tysięcy użytkowników mediów społecznościowych czyta codziennie internetowe wpisy polityków i słucha ich wypowiedzi. Nieliczni, niestety, potrafią je ocenić krytycznie. System jest tak skonstruowany, że wystarczy trafić do jednej bańki antyszczepionkowej, by nie móc się z niej wydostać – algorytmy Facebooka, Twittera i Instagrama potrafią świetnie odczytywać emocje delikwenta złapanego w sieć i proponują mu znajomych oraz treści dostosowane do jego oczekiwań. Po lekturze dyskusji na forach można tylko utwierdzić się w przekonaniu, że Bill Gates istotnie za pomocą szczepień chce wyludnić świat albo że jednym z efektów niepożądanych jest uszkodzenie genów. A jeśli nawet ktoś nie uwierzy w te absurdy, przekona go opinia sąsiadki, która przemijający ból ramienia lub dwudniową gorączkę nazwie najgorszym cierpieniem w życiu i odradzi ten “eksperyment”.

Dlatego każda decyzja uchylająca drzwi do głoszenia takich andronów zbiera żniwo. Utworzony w parlamencie kuriozalny Zespół ds. Sanitaryzmu, który sprzeciwia się obowiązkowym szczepieniom, musiał dostać pozwolenie od marszałkini Elżbiety Witek na szerzenie pseudonaukowych hipotez, więc antyszczepionkowcy zdobyli jeszcze jedno miejsce, by móc się bardziej rozpychać. I dobrze im to wychodzi.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum