25 lutego 2022

Koniec epidemii?

Mamy do czynienia z początkiem końca pandemii – ogłosił na początku lutego minister zdrowia Adam Niedzielski. Eksperci nie zostawili na tej wypowiedzi suchej nitki, mówiąc o myśleniu życzeniowym czy wręcz fantazji, z którą porównać można jedynie szarpanie tygrysa za wąsy. Wydaje się jednak, że minister, przynajmniej częściowo, ma rację. Jednocześnie nie mając jej wcale.

Małgorzata Solecka

Paradoks? Nie większy niż ten, że Polska – mając jeden z gorszych wskaźników wyszczepialności w Europie – przez piątą falę przechodzi… Powiedzenie, że suchą stopą, byłoby potężnym nadużyciem, bo pod względem liczby zgonów covidowych w stosunku do wielkości populacji mieścimy się w szerokiej światowej czołówce, a w Europie jesteśmy jednym z niechlubnych liderów. Śmiertelność ogółem od początku 2022 r. jest niewiele mniejsza niż w analogicznym okresie 2021. Może więc inaczej: piąta fala nas nie zatopiła. Nie było armagedonu w szpitalach, system nie miał nawet czego wytrzymywać, bo naporu pacjentów covidowych na SOR i izby przyjęć w zasadzie nie odnotowano. Zakażenia wywołane Omikronem rzeczywiście przebiegają (jest połowa lutego, fala jeszcze nie opadła do końca, ale można już postawić taką tezę) dużo łagodniej niż spowodowane Deltą. Nie wiadomo, czy COVID-19 wywołany tą mutacją nie pociągnie za sobą odległych skutków zdrowotnych, jak będzie przebiegać tzw. long-COVID-19, ale piąta fala nawet w części nie była dla systemu ochrony zdrowia tak wielkim wyzwaniem jak poprzednie.

To nie znaczy, że przeszła bokiem. W piątą falę weszliśmy z marszu, gdy czwarta jeszcze nie opadła do akceptowalnego poziomu. Szpitale pozostały zablokowane dla dużej części pacjentów niecovidowych i dopiero w połowie lutego rozpoczął się proces zmniejszania zasobów zmobilizowanych do walki z COVID-19.

Żegnamy, być może, piątą falę. Być może nawet – jak uważa wielu ekspertów, których głosu minister zdrowia nie chciał zresztą miesiącami nawet słyszeć – wkrótce pożegnamy pandemię, przynajmniej w Europie. SARS-CoV-2 jednak nie zniknie, a w Europie Środkowo-Wschodniej, która poziomem zaszczepienia odbiega od krajów Europy Zachodniej, może dawać się we znaki bardziej dotkliwie. Scenariusz, w którym COVID-19 staje się sezonową chorobą przede wszystkim wieku dziecięcego, jest w naszym przypadku tak samo prawdopodobny jak sezonowe, mniej lub bardziej lokalne epidemie, dotykające zwłaszcza słabiej zaszczepione populacje. Wnioski płynące z badań nad Omikronem powinny dawać do myślenia: zakażenie nim nie zapewnia odporności na wcześniejsze warianty SARS-CoV-2. Czy da odporność na kolejne mutacje, które prędzej czy później się pojawią?

Dlaczego więc zapowiedzi ministra zdrowia brzmią fałszywie? Nie minister zdrowia ogłaszał pandemię, nie on będzie ogłaszać jej zakończenie – mówi część ekspertów. To powód formalny. Ale jest i powód materialny: minister zdrowia, premier, którykolwiek z przedstawicieli rządzącej większości nie ma i nie będzie mieć moralnego prawa do „kończenia pandemii”, a już na pewno nie do ogłaszania jakiegokolwiek sukcesu na tym polu. Zanim bowiem „pożegnamy pandemię”, musimy pożegnać zmarłych. Statystyki dla Polski są zatrważające. W czwartej fali notowaliśmy europejskie rekordy pod względem liczby zmarłych w stosunku do wielkości populacji, w piątej – mimo mniejszej zjadliwości wirusa i kilkakrotnie (lub nawet kilkunastokrotnie) mniej intensywnego testowania – utrzymuje się w Polsce wysoki poziom zgonów z powodu COVID-19. A przecież ludzie umierają nie tylko na tę chorobę. Analitycy zajmujący się pandemią już od kilku miesięcy podkreślają, że w związku z naszym ułomnym systemem testowania jedynym wiarygodnym wskaźnikiem rozmiarów pandemii oraz jej zdrowotnych (i demograficznych) skutków są i będą zgony nadmiarowe.

W połowie lutego Eurostat podał dane dotyczące nadmiarowych zgonów w grudniu 2021 r. Polska ze wskaźnikiem +69 proc. zajmuje pierwsze miejsce w UE, w której średnia nadmiarowych zgonów wynosiła 23 proc. „Najmniejszy przyrost nadmiarowej śmiertelności odnotowano w Szwecji (+4 proc.) oraz w Finlandii i Włoszech (+5 proc.). Najgorzej sytuacja wygląda na Słowacji oraz w Polsce, gdzie tendencja wzrostu nadmiarowych zgonów utrzymała się odpowiednio na poziomie +60 proc. oraz +69 proc.” – ogłosił Eurostat.

Danych za 2022 r. jeszcze nie ma, ale informacje płynące z urzędów stanu cywilnego pokazują, że w pierwszych sześciu tygodniach roku zmarło 63 285 osób, rok wcześniej w tym samym okresie – 63 812. Trudno mówić o zauważalnym spadku śmiertelności w tych dwóch pandemicznych latach. Dla porównania: w 2020 r. odnotowano w tym okresie 58 480 zgonów.

Wskaźniki nadmiernej umieralności kładą się potężnym cieniem na polskiej walce z pandemią, której to – walki, nie pandemii – praktycznie nie było. Jak na ironię, w ostatnich tygodniach ze skrzynki mailowej Michała Dworczyka, będącej nieocenioną krynicą wiedzy na temat mechanizmów polskiej polityki na przestrzeni kilku lat, wypłynęły fragmenty korespondencji dotyczącej początkowych miesięcy walki z pandemią. Opinia publiczna mogła się dowiedzieć, jak rząd – z osobistym zaangażowaniem premiera Mateusza Morawieckiego – zamierzał wiosną 2020 r. przejmować od Szwecji seniorów z tamtejszych DPS. Powód? Doniesienia medialne, że nie są leczeni, jedynie otrzymują morfinę.

Szwedzi, którzy na początku pandemii swoje błędy popełnili, a potem się z nich rozliczyli, mają jeden z lepszych w UE wskaźników zaszczepienia populacji, w tym populacji seniorów. Zarówno w czwartej, jak i w piątej fali pandemii utrzymują wskaźniki zgonów z powodu COVID-19 na ekstremalnie niskim, jednym z najniższych w Europie, poziomie. Polska zajmuje 17. miejsce w świecie pod względem liczby zgonów z powodu COVID-19 w stosunku do wielkości populacji (choć to dane niepełne), Szwecja jest na miejscu 56.

Koniec pandemii, czy też koniec piątej fali, przyniesie – jak zapowiada minister zdrowia – znoszenie obostrzeń. – Myślę, że w marcu na pewno trzeba będzie podjąć decyzję, o tym, żeby restrykcje, które w tej chwili obowiązują, a które nie są aż tak bardzo przestrzegane (mówię o maseczkach, mówię o obligatoryjnych limitach), trzeba po prostu znieść. Myślę, że jeżeli już będziemy widzieli, że liczba zakażeń oscyluje czy spada poniżej 10 tys., na pewno będę rekomendował panu premierowi taki ruch – mówił Adam Niedzielski 17 lutego, dowodząc – po raz kolejny – że na polu walki z pandemią rząd Zjednoczonej Prawicy przyjął strategię „imposybilizmu stosowanego”. Dysponując większością, która może przeforsowywać dowolne przepisy podatkowe, deformować edukację, ochronę zdrowia, sądownictwo, jednocześnie nie ma woli, by przeprowadzać rozwiązania, które mogłyby (dowodzą tego przykłady innych krajów) chronić społeczeństwo przed wielkim wymieraniem.

Podstawowym środkiem zapobiegawczym są oczywiście szczepienia przeciw COVID-19. Polska z 58-proc. odsetkiem zaszczepionych jest w UE bliżej końca niż środka stawki (średni poziom dla UE wynosi niemal 72 proc.!). Światowa Organizacja Zdrowia zwróciła się do rządów krajów Europy Wschodniej, by zwiększyły wysiłki na rzecz szczepień przeciw COVID-19. – Wzywam rządy i służby odpowiedzialne za zdrowie do przeanalizowania na poziomie lokalnym przyczyn mniejszego poziomu szczepień, braku ich akceptacji społecznej i, w oparciu o konkretne dane oraz kontekst, opracowania metod interwencji mających na celu pilne zwiększenie poziomu zaszczepień – oświadczył dyrektor WHO na Europę dr Hans Kluge. Na tle krajów Europy Wschodniej (WHO zalicza nas do tego regionu) Polska oczywiście prezentuje się stosunkowo nieźle, bo odsetek zaszczepionych w Bułgarii to niecałe 30 proc., a na Ukrainie – 34,5 proc. Pytanie, czy to dla Polski właściwy punkt odniesienia?

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum